Dawno, dawno temu w pewnej posiadłości. „Córka zegarmistrza” – recenzja książki

-

Dwie kobiety, które dzieli 150 lat, a łączy tajemnica lata i brytyjskiej posiadłości Birchwood. Jedna z nich znajduje się w samym jej centrum, druga próbuje dowiedzieć się, co właściwie się wówczas wydarzyło. Przeszłość i teraźniejszość splatają się w powieści Kate Morton, tworząc skomplikowaną, wciągającą układankę.
Niespodziewane znalezisko

Córkę zegarmistrza rozpoczynają dwie, pozornie niezwiązane ze sobą historie. W czasach nam współczesnych poznajemy Eloide Winslow, archiwistkę pracującą w Stratton, Caldwell & Co. Na co dzień zajmuje się katalogowaniem i opisywaniem materiałów zgromadzonych przez dawno już zmarłych założycieli firmy – lubujących się w dalekich podróżach, pisarstwie o swoich wyprawach oraz kolekcjonowaniu przeróżnych pamiątek. Pewnego dnia kobieta odnajduje w zapomnianym pudle (zgroza archiwistów!) skórzaną torbę. Inicjały sugerowały, że należała nie do jednego z podróżników, a do rodziny założycieli firmy. Przeglądając znalezione w niej przedmioty, szkicownik oraz fotografię, Eloide nie może oprzeć się wrażeniu, że coś ją z przedstawionymi na kolejnych, zapełnionych rysunkami kartach miejscami coś łączy. Tylko nie bardzo rozumie, w jaki właściwie sposób.

Druga historia rozgrywa się latem 1862 roku, we wspomnianej już posiadłości Birchwood, o której mówiło się, że jest nawiedzona. Nie ma w końcu lepszego miejsca dla grupy artystów niż owiane złą sławą, ekscytujące miejsce, mogące podsycić ich wyobraźnie równie mocno, co piękno okolicznej natury. Grupie przewodzi utalentowany i charyzmatyczny Edward Radcliffe, a wśród zaproszonych znalazła się muza lidera wyprawy, Birdie, dla której zupełnie stracił głowę. Mający jednak być wspaniałym, inspirującym przeżyciem wyjazd niespodziewanie zmienił się w tragedię. Co się wtedy wydarzyło? W jaki sposób wiąże się to z Eloide i szkicownikiem?

Układanka w układance

Morton nie napisała historii prostej – zaczynając od tego, jak została skonstruowana. Powieść rozpoczyna poszatkowana opowieść muzy Edwarda, prowadzona pierwszoosobowo, aby później przeskoczyć na wszechwiedzącego narratora do 2017 roku, przedstawiającego nam Eloide oraz innych bohaterów. Do tego dochodzi fabuła, sama w sobie będąca wymagającą rekonstrukcji przez czytelników zagadką. Poszczególnych informacji nie otrzymujemy wcale w chronologicznej kolejności, wręcz przeciwnie – na pierwszy rzut oka wydają się one wręcz nieco chaotyczne. Nawet w obrębie każdej narracyjnej linii, niekoniecznie występują one po kolei, obie bohaterki bowiem często zanurzają się we wspomnieniach. Jednocześnie Morton w tym względzie dobrze panuje nad historią – przeplata poszczególne wątki na tyle, aby nas nie wytrącić z czytania, a zaciekawić. Ale też nie ma w tym niczego dziwnego – to doświadczona autorka, mająca za sobą już kilka popularnych powieści. Pod względem fabuły jest naprawdę nieźle – a przynajmniej do samego końca. Finałem bowiem nie wszyscy będą zadowoleni.

Tym, co ma szansę jednak sprawić nam nieco problemów w trakcie lektury, jest mnogość postaci, przedstawianych nam w obu narracyjnych liniach. Jeśli dodamy do tego skomplikowanie samej głównej historii, możemy się jednak pogubić – mamy bowiem nagle zbyt wiele kwestii do pilnowania oraz pamiętania. Takich jak kto, z kim oraz dlaczego, w połączeniu z kiedy oraz w którym momencie, mogą obudzić w nas przemożną chęć robienia notatek i rysowania diagramów, żeby sobie pomóc. Trochę szkoda, że żaden wydawca – ani oryginalny, ani polski – nie pokusił się o dodanie jakiejś ściągi na końcu.

Jak powoli tworzony obraz

Nie na darmo jedną z ważniejszych grup bohaterów Córki zegarmistrza stanowią artyści – szeroko rozumiana sztuka zajmuje w tej powieści naprawdę istotne miejsce. Oczywistym jest, że dla tymczasowych mieszkańców Birchwood tworzenie stanowi elementarną część ich samych, tego, jak patrzą na świat, a także integralny element ich namiętności. Kiedy zaś czytamy o pracy Eloide, o tym, w jaki sposób pracuje z dokumentami, jak do niej przemawiają, kusząc otaczającą je tajemnicą, trudno nie zauważyć, że zostaje to opisane w sposób najczęściej rezerwowany dla dzieł sztuki. Odkrywanie dawno zapomnianych sekretów, powolne, dokładne analizowanie materiałów, a później również poszukiwanie odpowiedzi – same w sobie są sztuką, a przynajmniej możemy odnieść podobne wrażenie, czytając Córkę zegarmistrza. Taki temat jednak ma również swoje wady – rozwija się ona dość powoli, co nie wszystkim będzie odpowiadać. Nawet fanom i fankom autorki.

Opowieść o stracie, opowieść o sztuce

Historia Eloide i Birdie ma w sobie coś z obyczajowej powieści historycznej, dramatu oraz kryminału. Napisana przepięknym językiem urzeka i wciąga, nie jest jednak idealna. Przy czytaniu wymagać będzie skupienia, być może również robienia na boku notatek – tak pod kątem pojawiających się postaci, jak również złożenia poszczególnych elementów historii.

Dawno, dawno temu w pewnej posiadłości. „Córka zegarmistrza” – recenzja książki

 

Tytuł: Córka zegarmistrza

Autorka: Kate Morton

Liczba stron: 544

Wydawnictwo: Albatros

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

„Córka zegarmistrza” to misternie upleciona z kilku różnych wątków oraz narracji powieść. Napisana pięknym językiem, opowiada o dwóch, rozdzielonych przez czas kobietach, sztuce, stracie, poszukiwaniach nieraz własnej przeszłości.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Córka zegarmistrza” to misternie upleciona z kilku różnych wątków oraz narracji powieść. Napisana pięknym językiem, opowiada o dwóch, rozdzielonych przez czas kobietach, sztuce, stracie, poszukiwaniach nieraz własnej przeszłości.Dawno, dawno temu w pewnej posiadłości. „Córka zegarmistrza” – recenzja książki