Niektórzy kochają Święta, przez cały grudzień się do nich przygotowują, kupują przemyślane prezenty i wręcz uwielbiają słuchać nastrojowych piosenek, inni zaś ich nienawidzą i najchętniej zakopaliby się pod kołdrą i przespali ten okres (jak i całą zimę!). Nic więc dziwnego, że Netflix, czternastego grudnia, postanowił stworzyć coś dla swoich widzów. W końcu czarownice też obchodzą Wigilię i starają się być wtedy grzeczne. Czy aby na pewno?
Merry Christmas… Devil!
Sabrina, wraz ze swoimi ukochanymi ciotkami, Zeldą i Hildą Spellman, oraz wiernym towarzyszem niedoli, Ambrosem, przygotowuje się do Świąt. Choinka już ubrana, mnóstwo wypieków stoi na stole, nic tylko biesiadować, jeść, ile dusza zapragnie i nie przejmować się czymś takim, jak dieta! Wszystko wskazuje, że ten magiczny okres będzie spokojny, bez żadnych przygód. Nic bardziej mylnego. Sabrina wpada na pomysł zorganizowania spotkania spirytystycznego, by przywołać pewną duszę, a ostatecznie wpłynie to poważnie na wszystkich bliskich dziewczyny. Tymczasem jej najlepsza przyjaciółka, Susie, cieszy się, bo spędzi Boże Narodzenie przebrana jako elf… Nie przeczuwa tylko, że przebrana za świętego Mikołaja osoba jest bardzo niebezpieczna. Czy Sabrinie i tym razem uda się wyjść ze wszystkiego cało?
Powrót do starych bohaterów
Liczyłam na to, że tym razem Kiernan Shipka, odtwórczyni roli Sabriny, przestanie mnie już irytować, albo chociaż to odczucie okaże się odrobinę mniejsze. Nic z tego! Ponownie jej mimika sprawiała, że miałam wrażenie, iż zaraz zostanie zmuszona szybko pobiec do łazienki z pilną potrzebą. Za to miło było znów popatrzeć na Chance’a Perdomo, w stu procentach wczuwającego się w swoją postać, czyli Ambrose’a Spellmana. Uroczy, sympatyczny, uśmiechnięty i bardzo bezpośredni. Miranda Otto (Zelda Spellman) i tym razem nie zawiodła, wręcz utwierdziła w mocnym przekonaniu, że została ona wprost stworzona do roli wiedźmy. Elementem, który najbardziej mógł przeszkadzać w tym odcinku i całej historii była relacja pomiędzy młodą dziewczyną a jej ukochanym, Harveyem. Zarówno ona, jak i on, swoim zachowaniem pokazywali, że tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą i co mają zrobić ze swoim związkiem. Sabrina niby z nim zerwała, ale zaraz potem nie potrafi znaleźć sobie miejsca, prawie non stop ma łzy w oczach i ciągle rozmyśla, w jaki sposób dogadać się z Harveyem. A kiedy w końcu dochodzi do ich ponownego spotkania, on zachowuje się tak, jakby zamiast serca miał kawał mięsa schabowego. Często chciałam potrząsnąć nimi naprawdę mocno, by w końcu zdecydowali się podjąć jakąś konkretną decyzję.
Kolejne kłopoty
Oczywiście, Sabrina i tym razem musiała wpaść na genialny pomysł – wywołanie tajemniczego ducha. Podczas spotkania spirytystycznego w jej domu zaczynają się dziać dziwne rzeczy – przedmioty zmieniają swoje położenie, Ambrose’a odwiedza pewna zjawa, zaś po wszystkich pomieszczeniach biegają małe duszki, którym w głowie tylko zabawa i psoty.
Ciekawe, zupełnie inne motywy
Tak, jak wyżej już wspomniałam, w serialu pojawiły się jeszcze ciekawiej przedstawione postaci, co znacznie urozmaiciło całą, ukazywaną tutaj, historię. Nowym elementem okazał się również epizod Susie, przyjaciółki Sabriny, która w Wigilię postanowiła się przebrać za elfa i robić dzieciom w sklepie zdjęcia z panem w czerwonym wdzianku i białą brodą. Jak się później okaże, nie będą to zbyt miłe Święta. Więcej wam nie zdradzę, ale ten pełen magii odcinek Sabriny warto obejrzeć!
Klimatyczne tło
Podobnie, jak w poprzednich odcinkach, tak i w tym, widz nie zazna zbyt dużej ilości muzyki. Ale na pewno nie jest to minusem całej produkcji. Subtelne, ciche dźwięki pojawiają się stopniowo, chociażby w scenach przepełnionych pozytywnymi emocjami, kiedy wszyscy radują się z nadejścia Świąt, by w chwilach smutnych czy strachu zamienić się w gwałtowną melodię, w której przeważającą część stanowią „mroczne” nuty. Dzięki temu, że twórcy dobrali muzykę do poszczególnych obrazów z wielką precyzją, jeszcze lepiej ogląda się całość. Można rzec, iż intensyfikuje ona wszelkie doznania widza, a fabuła tym bardziej zapada w jego umyśle.
Spójność historii ponad wszystko!
Obawiałam się trochę tego, iż twórcy wypłyną na zbyt głębokie wody i ostatecznie zapomną, o czym miała być Zimowa opowieść. Jednak, na szczęście, moje wątpliwości nie potwierdziły się. Odcinek ten pokazuje dalsze losy Sabriny i jej rodziny, kolejne jej tajemnice przed ciotkami i na tym w sumie można zakończyć wymienianie wydarzeń. Gdyby nie świąteczny klimat, jaki udało się stworzyć w tej produkcji, widzowi ciężko byłoby go odróżnić od poprzednich obrazów. To świetny dowód na to, iż twórcy umiejętnie dopowiedzieli dalszy ciąg, spójny z przedstawianą wcześniej historią. Nie ma tu miejsca na żadne pomyłki, zaś widz nie musi się zastanawiać nad tym, co włodarze chcieli im przekazać za pośrednictwem omawianego odcinka oraz jaki był ich cel.
Idealne uzupełnienie pierwszego sezonu
Pewnie większość zastanawia się, czy warto obejrzeć ten świąteczny odcinek. Śmiało mogę odpowiedzieć, że tak. Pomijając fakt, iż główna bohaterka nadal pozostała dla mnie irytująca i już raczej jej nie polubię, to reszta epizodu utrzymywała się na naprawdę wysokim poziomie. Łatwo można zauważyć pewne skrajności w tej produkcji, które, na dłuższą metę, się uzupełniają. Są niby Święta, wszyscy zajmują się ubieraniem choinek czy przygotowywaniem pysznych potraw, ale w tę sielankę ponownie wkrada się mrok i przedziwne istoty, zagrażające młodej czarownicy i jej bliskim.
Podsumowanie
Zimowa opowieść to naprawdę udane uzupełnienie całego pierwszego sezonu produkcji opowiadającej o młodej czarownicy. Nastrój, delikatna muzyka w tle, świetni bohaterowie (z jednym wyjątkiem), nowe postaci i wątki – to są argumenty na natychmiastowe zaprzestanie wszystkiego, co aktualnie robicie i obejrzenie tego odcinka!