Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Zakurzona kronika Animant Crumb, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu You & YA.
Przed wami jedna z tych powieści, o których nie mówi się dużo w mediach, ale warto byłoby trąbić wszem wobec. Bo jest naprawdę cudowna. I na dodatek opowiada o książkarze sprzed wieków!
Wiktoriańska Anglia. Dziewiętnastoletnia Animant mieszka na brytyjskiej prowincji i ma serdecznie dosyć wiecznego utyskiwania matki na temat tego, że jej córka ciągle siedzi z nosem w książkach i wciąż nie znalazła sobie narzeczonego. Próbując uciec przed niekończącymi swatami, dziewczyna z otwartymi rękoma przyjmuje rzuconą półżartem propozycję stryja Alfreda, by wyjechała z nim do Londynu i zajęła się tam obowiązkami asystentki kustosza w uniwersyteckiej bibliotece. W brytyjskiej stolicy Animant nie tylko po raz pierwszy zakosztuje pracy, ale też pozna kilka ciekawych osobowości i znaczenie słowa niezależność.
Wiktoriańska Anglia oczyma niemieckiej pisarki
Na ponad pięciuset stronach powieści autorka nie tylko prezentuje czytelnikom realia epoki, w której osadziła akcję, ale też ukazuje przemianę tytułowej bohaterki i jej zmagania z bardzo życiowymi problemami. Mimo że w Zakurzonej kronice Animant Crumb nie dzieje się dużo – ot, obserwujemy codzienne życie protagonistki, towarzyszymy jej podczas pracy oraz kilku bali, poznajemy nowe postaci – od lektury trudno było mi się oderwać. Duża w tym zasługa przyjemnego stylu pisania Lin Riny i plastyczności opisu, dzięki którym mamy wrażenie, jakbyśmy na własne oczy oglądali uliczki, wnętrza czy przepych sal balowych.
Wybierając pochodzącą z wyższych sfer Animant na narratorkę powieści, autorka daje sobie duże pole do popisu w kwestii opisu realiów świata przedstawionego. Gdy dziewczyna trafia z prowincji do dużego miasta, wiele rzeczy jest dla niej nowych, więc także czytelnik może poznać garść zasad i obyczajów obowiązujących w Londynie tamtej epoki. Wiktoriański Londyn z kart Zakurzonej kroniki Animant Crumb pozostaje urokliwy, niemalże magiczny, choć na pewno nieidealny (i to nie z powodu kapryśnej pogody). Za falbaniastymi sukniami i wystawnymi balami kryje się bowiem pewna podmiotowość w traktowaniu kobiet i utrudnianie im choćby zdobywania wiedzy, a kwestie rasowe czy wyznaniowe są bardzo istotne podczas zalotów. Animant patrzy na to wszystko, czyni obserwacje, a jednocześnie – pozostając osobą postępową, otwartą na nowe – próbuje nie poddać się konwenansom i żyć tak, jak chce.
Bale i romanse
Mimo że Animant z początku powieści jest niezainteresowana umizgami, z czasem jej serce zaczyna bić mocniej. Podobało mi się, w jaki sposób Lin Rina zrealizowała zarówno jej przemianę i związane z nią przemyślenia, jak i wątek romantyczny. Poprzez kreację protagonistki, autorka w przyjemny, nienachalny sposób sygnalizuje różnice pomiędzy zauroczeniem i zakochaniem oraz daje do zrozumienia, że nawet pozornie idealny kandydat na narzeczonego powinien szanować granice, jakie kobieta czy dziewczyna stawia.
Urzekło mnie, jak Animant wypowiada się o miłości i jej „objawach”. Ze względu na to, że Zakurzona kronika Animant Crumb to powieść dla młodzieży (okładka sugeruje wiek odbiorcy jako czternaście i wyżej), wyobrażenia bohaterki o związkach i zachowaniu zakochanych, pozostają uroczo niewinne i takie… przyjemne do czytania. Kiedy przykładowo protagonistka zwraca uwagę na dłonie swojego obiektu westchnień, wyobraźnia podsuwa jej scenę, w której palce tejże dłoni gładzą ją po policzku, obejmują czy splatają się z jej własnymi palcami. I to jest piękne, nie tylko dopasowane do wieku odbiorcy, ale też do epoki, w której dzieje się akcja, oraz do wyobrażeń, jakie Animant ma na temat miłości. Podczas lektury ani na moment nie przeszło mi przez myśl, że do niemal dwudziestoletniej kobiety bardziej pasowałyby „gorętsze” wizje. Ta niewinność wydała mi się idealnym wyborem dopasowanym do klimatu powieści oraz czasów.
Co z tym podobieństwem do trylogii Kerstin Gier?
Wydawca na okładce sugeruje, że to powieść idealna dla fanów i fanek Trylogii czasu, która debiutowała na polskim rynku nakładem wydawnictwa Egmont w 2011 roku i w tamtym czasie podbiła moje nastoletnie serce. Uważam, że to porównanie jednocześnie udane oraz zupełnie chybione. Zakurzona kronika Animant Crumb i Czerwień rubinu są do siebie podobne ze względu na sposób prowadzenia narracji, obrane realia historyczne, w których osadzono opowieść, oraz lekkość przyswojenia historii. Wydaje mi się, że wątek romantyczny także przypadł mi do gustu w jednakowym stopniu (choć nie dam sobie ręki uciąć, bo od lektury powieści Kerstin Gier minęły lata) i ogółem bawiłam się porównywalnie dobrze przy obydwu tytułach.
By wyjaśnić, czemu analogię uważam za chybioną, musiałabym wejść w spoilery Zakurzonej kroniki Animant Crumb, czego robić nie chcę. Zasygnalizuję jedynie, że czuję lekki zawód z powodu braku tego elementu w omawianej powieści i absolutnie nie rozumiem, czemu w 2018 roku otrzymała ona nagrodę niemieckich czytelników w kategorii „Najlepsza powieść fantasy”. Jednocześnie… myślę, że historia Lin Riny jest dobra i bez tego dodatku.
Kiedy drugi tom?
Biorąc pod uwagę wszystkie moje zachwyty, pewnie nie zdziwicie się moją wysoką oceną tego tytułu. Podczas lektury bawiłam się świetnie, zachwycałam kreacją świata oraz charakternej protagonistki, rozpływałam nad wątkiem romantycznym i szczerze kibicowałam pewnemu związkowi, który został wprowadzony na kartach Zakurzonej kroniki Animant Crumb. Mimo że fabuła toczy się niemalże ślimaczym tempem, oparta została na szarej codzienności, a jej zakończenie nie jest specjalnie trudne do przewidzenia, z trudem odrywałam się od lektury.
Niecierpliwie będę wypatrywać drugiego tomu przygód Animant i jej znajomych. Mam nadzieję, że domknie on wątki rozgrzebane w tej części i zapewni mi jeszcze więcej emocji.
Autorka: Lin Rina
Tłumaczenie: Katarzyna Łakomik
Liczba stron: 544
Wydawnictwo: You & YA
ISBN: 9788328727786
Więcej informacji TUTAJ