Czy kiedykolwiek wcześniej świat zaoferował nam równie chillerską grę? Taką totalnie pozbawioną momentów stresogennych, stuprocentowo luźną i milutką? Oj, wątpię. Fae Farm naprawia wszystko, co irytuje w innych przedstawicielach swojego gatunku i robi to w naprawdę świetnym stylu.
Fani Harvest Moon, My Time at Portia i Stardew Valley mogą zacierać rączki, bo to jak ich ulubione gry, tyle że w wersji na sterydach.
Fae Farm – co to za gra?
W sektorze cozy games, uroczych produkcji stworzonych, by relaksować, trudno jeszcze czymkolwiek zaskoczyć. Większość mechanik się powtarza, graficznie dominują dwa style i tak naprawdę zawsze i wszędzie mamy to samo do roboty.
Z Fae Farm jest inaczej. Teoretycznie mamy do czynienia z erpegowym symulatorem farmy, ale z mocnym naciskiem położonym na akcję i odhaczanie questów. Oczywiście możemy prowadzić swoje gospodarstwo, łowić ryby, hodować zwierzęta i strugać meble, ale jednocześnie mamy do wykonania główną misję i szereg zadań pobocznych.
Jak długo zajmuje przejście Fae Farm?
Zaliczenie całej ośmiorozdziałowej fabuły zajęło mi dokładnie trzydzieści pięć godzin, ale w tym czasie jakieś cztery godziny poświęciłam na dekorowanie swoich farm, a ze dwie na błądzenie po okolicy, więc myślę, że całkiem realnym wynikiem jest rozegranie tego w trzydzieści godzin.
Ale! Główna fabuła to nie wszystko i tak naprawdę w Fae Farm możemy się bawić bez końca. Po pierwsze, choć startujemy z jedną farmą, z czasem możemy mieć ich aż cztery – i każda z nich ma swoją wyróżniającą od reszty specyfikę. Po drugie, mamy możliwość nawiązywania relacji przyjacielskich i romansowych z innymi mieszkańcami Azorii. To sprowadza się do krótkich konwersacji i wykonywania dla nich drobnych questów, które dodatkowo wydłużają rozgrywkę. Po trzecie, bardzo zajmujące jest samo farmienie, krzyżowanie kwiatów, dekorowanie terenu czy urządzanie domu, a w tle cały czas mijają dni i pory roku. Dzięki temu trudno jest wskazać moment, w którym rozgrywka miałaby się skończyć.
Za co polubiłam Fae Farm?
Nigdy nie sądziłam, że będę w życiu potrzebowała aż tak słodkiej, lekkiej i przyjemnej gry. Teraz już wiem, że właśnie tego chciałam. Tutaj każda mechanika jest nastawiona na to, żeby nie uprzykrzać graczowi życia. Na przykład:
- jeżeli poniesiesz klęskę szukając zasobów w kopalniach, po prostu wracasz do wejścia (w przeciwieństwie do Stardew Valley, gdzie tracisz część zebranych skarbów);
- jeżeli jesteś poza domem, gdy nastanie północ (kiedy następuje automatyczny koniec dnia), nie ponosisz żadnych konsekwencji (na przykład typowej dla innych gier utraty energii);
- kiedy wykonujesz codzienne zadania, wymagające użycia sprzętu (siekiery, łopaty, konewki czy kosy), nie musisz poszukiwać odpowiedniego narzędzia w menu – te dopasowują się same, w zależności od tego, gdzie akurat się znajdujesz; no i nie niszczą się, jak w Animal Crossing, więc możesz szaleć z nimi do woli;
- jeśli masz problem z łowieniem ryb (co jest naprawdę czasochłonne), możesz w ustawieniach gry zaznaczyć opcję prostszego łowienia – aczkolwiek dla mnie nie była ona trafiona, bo chociaż wędkujemy dużo szybciej, to jednocześnie dużo łatwiej możemy zerwać żyłkę, jeśli przyzwyczailiśmy się do trudniejszego trybu;
- gdy musisz pilnie udać się do któregoś z mieszkańców lub w konkretne miejsce, nie musisz błądzić po całym mieście, po prostu wyszukujesz odpowiedni punkt na mapie, a znacznik z kierunkowskazempoprowadzi cię do celu;
- schowek nie ma końca – serio! – w plecaku nie mamy zbyt wiele miejsca, chyba że dokupimy jego powiększenie, ale na każdej z naszych farm znajduje się domek-schowek, w którym możemy umieścić wszystko, co chcemy – setki, tysiące przedmiotów – co więcej, nie musimy ich wyciągać, jeżeli będą nam potrzebne w czasie gotowania czy budowania, a ich baza jest wspólna (to znaczy, że nie ma znaczenia, czy umieściliśmy je na głównej farmie czy gdziekolwiek indziej) – po prostu z automatu pojawią się jako opcje do wykorzystania (czyż to nie piękne?),
- pierwszego dnia rozgrywki możemy robić, co chcemy, a energia nigdy się nam nie skończy, co daje szerokie pole do działania w zakresie rąbania drewna i innych energochłonnych aktywności.
Są to drobiazgi, które mocno uprzyjemniają rozgrywkę, ale jednocześnie odsieją część graczy potrzebujących większych wyzwań. Tak, jestem świadoma, że dla kogoś te wszystkie ułatwienia mogą być problemem, jednak mnie pozwoliły na totalnym luzie skupić się na wykonywaniu zadań.
Zresztą to nie jest tak, że Fae Farm jest grą pozbawioną upierdliwości. Najbardziej czasochłonne misje obejmują pokonywanie kopalń aż po ich dno (są trzy rodzaje kopalń, po dwadzieścia pięć poziomów każda), a gdy już na najniższy level zejdziemy, okazuje się, że przed nami jeszcze bardzo dużo zbierania. Zwieńczeniem danej misji jest wrzucenie do fontanny mnóstwa przedmiotów – a to dwudziestu posiekanych porcji rzepy, a to wypolerowanych kamieni, które już zdążyliśmy zhandlować, a to jakichś krzaczków rosnących na dwudziestym poziomie, a to roślinek podlanych magicznym nawozem – jest tego bardzo dużo, wymaga od nas powrotów do kopalń, a często też dobudowania nowych sprzętów. Dzięki temu popychamy fabułę do przodu i poznajemy nowe rozwiązania, co oczywiście ma dużo wartości, ale też zajmuje sporo czasu.
Na osłodę twórcy podrzucają nam bardzo sympatyczną funkcję przemieszczania się pomiędzy piętrami kopalń, jeżeli z zebranych zasobów stworzymy specjalne pieczęcie otwierające drzwi. Ale uwaga! Musimy to robić po kolei, to znaczy, użyć pieczęci na pierwszym, drugim, trzecim i kolejnym piętrze, bez pomijania jakiegokolwiek po drodze – bo wówczas system ten nie zadziała.
Pieczęci użyjemy także w różnych punktach mapy Azorii, dzięki czemu zyskamy możliwość szybkiej podróży, co bardzo ułatwia poruszanie się po tych dość rozległych terenach.
Fae Farm to nie jest gra doskonała
Choć produkcja Phoenix Labs zrobiła na mnie duże i pozytywne wrażenie, ma kilka słabych punktów, które sprawiają, iż nie można jej dać najwyższych ocen.
Problem pierwszy: dramatycznie szybki upływ czasu. Dni mijają błyskawicznie, a wewnątrz nie znajdziemy funkcji pauzy, nawet gdy dekorujemy okolicę, nad czym czasem trzeba przecież długo podumać.
Problem drugi: relacje i romanse. Nie możemy przyjaźnić się i flirtować ze wszystkimi – system narzuca nam krótką listę kandydatów i kandydatek do wybrania. Te osoby mogą przemieszczać się po okolicy i czasem będą miały dla nas jakieś zadanie w stylu znajdź i przynieś, co jest dość nudne i generyczne. Pozostali mieszkańcy zaś mają z góry narzucone role i całe dnie spędzają bez ruchu przy swoich stoiskach, gdzie handlują rybami, nasionami, sadzonkami czy materiałami. Z jednej strony to miło, że możemy zrobić zakupy wcześnie rano i późno wieczorem, ale jest w tym coś przerażającego. Ci ludzie nie mają w sobie żadnego życia!
Z tego wynika też problem trzeci, mianowicie marne kwestie dialogowe – a nawet nie tyle dialogowe, co monologowe, ponieważ z naszej strony nie odbywa się żadna interakcja, otrzymujemy jedynie powtarzające się w kółko kwestie naszych rozmówców. To jest coś, co, mam nadzieję, twórcy poprawią w przyszłości (gra ma być rozwijana), bo póki co wypada to naprawdę marnie.
Czwartym elementem, mniej problemowym, a bardziej rozczarowującym, jest kiepski wybór strojów. Nie mamy zbyt wielu opcji personalizacji swojej postaci w tym zakresie, a żeby kupić cokolwiek ze skromnych zasobów okolicznych stoisk, nie tylko musimy mieć pieniądze, ale też odpowiednie zasoby (na przykład jedwab czy wełnę).
Kolejny aspekt także dodałabym do listy rozczarowań, a jest nim marność festiwali. Tych jest kilka (między innymi na zakończenie każdej z pór roku) – i o ile można się zachwycić tym, jak udekorowane jest wtedy miasto i jak ładne elementy wyposażenia można dokupić, to na tym koniec. Danego dnia możemy dostać specjalne zadania do wykonania, ale że czas ucieka zbyt szybko, to i tak niewiele zdziałamy. No i aż prosi się o to, żeby ubogacić obchody o ciekawe działania, choćby takich, jak turniej łowienia ryb ze Stardew Valley czy konkurs łapania owadów z Animal Crossing.
Ostatni już problem to kwestia drobnych błędów. Wielokrotnie zdarzyło mi się gdzieś utknąć, na przykład wewnątrz postawionego właśnie stołu czy gdzieś pomiędzy skałami i wodospadami, ale na szczęście z tym możemy sobie łatwo poradzić, wystarczy z poziomu menu wybrać opcję help, I’m stuck i system postawi nas na nogi w odpowiednim miejscu.
O trybie multi i o tym, czy Fae Farm jest grą dla dzieci
Jeżeli zastanawiasz się, czy możesz podrzucić omawiany tytuł swojemu dziecku, podpowiadam, że i tak, i nie. Moja córka ma lat dziewięć i dwa lata nauki języka angielskiego w szkole za sobą, ale z poleceniami w grze nie jest sobie w stanie samodzielnie poradzić. To oznacza, że z mojej strony wymaga to duże zaangażowania i tłumaczenia co jakiś czas, jakie zadanie ma do wykonania.
Sama mechanika nie jest skomplikowana, wewnątrz mamy wiele wspomnianych wcześniej ułatwień, a rozgrywka pozbawiona jest brutalności. No, chyba że za taką uznamy zamienianie żab i motyli w eliksiry.
Dodatkowo wewnątrz znajduje się fantastyczny tryb multiplayer umożliwiający dołączenie do rozgrywki z poziomu drugiej konsoli (albo peceta, o ile mamy zakupione obie wersje). Maksymalnie mogą odwiedzić nas trzy osoby jednocześnie i każda z nich na starcie otrzyma nowy profil, a także dużo niezależności. Może zbierać, budować, gotować, pomagać w pokonywaniu stworów w kopalniach i robić, co jej się podoba, niezależnie od tego, gdzie na mapie znajdują się pozostali gracze. To bardzo przyjemna odmiana od innych gier wymagających na przykład tego, by zawodnicy spędzali czas razem.
Jeszcze kilka słów o Fae Farm
Choć mam wrażenie, że solidnie się już rozpisałam w tym temacie, to jest jeszcze mnóstwo aspektów tej gry, na które warto zwrócić uwagę. Hasłowo wspomnę więc, że bardzo łatwo powiększyć tutaj swój majątek poprzez sprzedaż polerowanych kamieni lub bardziej wypasionych potraw (upiekłam chyba z tysiąc bochenków chleba!). Bardzo ciekawy jest system rozwoju umiejętności postaci, co pozwala odblokować lepszy sprzęt czy więcej roślin do kupienia. Co ciekawe, rozwojowi ulegają też należące do nas domy, które możemy wyposażyć w meble podnoszące poziom naszej energii, życia i mocy rzucania czarów.
A właśnie, czary! Nie poświęciłam im ani słowa, a przecież są czymś, co nadaje tej grze wyjątkowości na tle wielu innych. Nie korzystamy z nich zbyt często, ale warto wiedzieć, że są i nieco urozmaicają rozgrywkę.
Dodatkowo, co dla wielu osób będzie szalenie istotne, gra jest mocno inkluzywna. Na wstępie wybieramy preferowane zaimki dla naszej postaci, a romanse możemy nawiązywać z ludźmi i istotami magicznymi obojga płci. Wybór kolorów skóry jest ogromny, a postać może być zarówno szczupła, jak i nieco grubsza. Myślę, że każdy odnajdzie tutaj odpowiedni wariant dla siebie.
Fae Farm – końcowe wrażenia
Czy jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier tego roku spełniła moje oczekiwania? Tak! Ma swoje drobne wady i uciążliwości, ale na ten moment przebija wszystkie inne tytuły, w których spędziłam setki godzin (ze Stardew Valley i Animal Crossing na czele).
Co więcej, sądzę, że ma w sobie ogromny potencjał do rozwoju – na ten moment fabuła przewiduje odkrycie trzech rodzajów kopalń i paru dodatkowych krain, których początkowo nie znajdziemy na mapie. A tych może być przecież dużo, dużo więcej. Jestem więc przekonana, że skoro twórcy zamierzają poszerzać zawartość w przyszłości, to czeka nas tutaj rozrywka bez końca. Mocno na to liczę!
Do przygotowania recenzji otrzymaliśmy kopię gry od ConQuest entertainment a.s.