Odsłona sagi o wojownikach dynastii trafiła na PC wyjątkowo wcześniej niż na konsole, w grudniu 2021 roku. Jak przystało na ogromną serię z Japonii, przeszła bez większego echa. Chociaż przyjmujemy śmielej oraz chętniej wszelakie wynalazki z odległej Azji, o czym świadczy rosnąca popularność chociażby serii Yakuza czy Persona na Starym Kontynencie, to czy jesteśmy gotowi na Dynasty Warriors i czy jest w ogóle godne uwagi? Tym się właśnie zajmę, jednak zacznę od historii.
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami…
Druga połowa lat dziewięćdziesiątych to okres bezwzględnego panowania konsoli Sony Playstation, w skrócie PSX, a potocznie w Polsce nazywanej „szarakiem”. To na niej wiele znanych serii miało swój początek. Można by wymieniać hity tej generacji przez wiele godzin. Dynasty Warriors, niestety, nie znalazłoby się na tej liście. Pierwsza odsłona tytułu to bijatyka 3D z użyciem broni białej. Problemem nie była koncepcja czy wykonanie, a konkurencja, bowiem produkcja w przedbiegach przegrała batalię z Soul Edge (Soul Blade), będącym początkiem cyklu Soul Calibur. Rok 2000 otwiera szósta generacja konsol Sony swoim PS2 i na tę platformę pojawia się kontynuacja Dynasty Warriors, jednak nie jest to już bijatyka, a trzecioosobowy akcyjniak z elementami RPG, obecnie wrzucony do worka hack’n’slash. Mieliśmy oficera/generała pod swoim władaniem i trzeba było wysiekać dominację na polu bitwy – ta koncepcja pozostała do dziś. Warto jeszcze wspomnieć, że cała fabuła opiera się na historii Japonii w XIV wieku, czyli renesansie trzech królestw.
Do rzeczy: czym marka jest dzisiaj?
Seria Dynasty Warriors ma już dziewięć głównych odsłon i kilka spin-offów, warto też wspomnieć, że trafiła na każdą generację konsol, w tym mobilnych, a nawet rynek telefonów. Schemat był wiecznie udoskonalany nie tylko na poziomie graficznym, ale również mechanicznym, co da się łatwo wyłapać przy opisywanej produkcji. Dojście do poziomu otwartego świata oraz rozwijania elementów strategicznych jest klarowny. Śmiem nawet określić mianem: Total War z Japonii, w schemacie hack’n’slash zamiast strategii. Ogromne znaczenie w kampaniach ma mapa taktyczna i decyzje podejmowane w trakcie tury. Same bitwy są bardzo miodne i istotne, jednak jest ich znacznie mniej niż planowania, zarządzania czy przemieszczania się.
Farmerem być. „Farm Manager 2022” – recenzja gry
Ta ostatnia kwestia wydaje się dość ciekawa, bowiem mamy do czynienia z otwartym światem. Decydując się na zwiedzanie, kampusu czy twierdzy, można poznać kontynent i ostatecznie osadzić nasz korpus w innym miejscu. Ciekawe, ale na dłuższą metę żmudne. Do tego wszystkiego dochodzi mechanika przypodobania sobie innych oficerów, a niski poziom może sprawić, że najmniejsze straty spowodują dezercję całego oddziału, bo nie będzie on za nas ryzykować.
Jest więcej zależności oraz mechanik, które trzeba poznać, jedną z ważniejszych wydaje się sam system walki. Każdy oficer czy generał korzysta z konkretnej broni, te posiadają własną stylistykę, przekładającą się na siłę, szybkość, impet i obrażenia, a do tego unikatowe umiejętności dla danej postaci, często niepokrywające się z innymi postaciami tej samej klasy broni. Wszystko pięknie, jednakże… Syndrom tasiemca
Każda seria czy saga w świecie gier ma coś takiego, że zaczyna cierpieć, kiedy koncepcja jest tylko udoskonalana. Dynasty Warriors 9 Empires jest idealnym tego przykładem. Pojawiły się niewielkie zmiany względem Dynasty Warriors 9 z 2018 roku. Odgrzewane tryby gry z poprzednich odsłon, byle by były, nieznaczny skok graficzny. Chociaż w Europie seria nie ma większych sukcesów, to ta konkretna odsłona pokazuje, że jest czas na zmiany, bowiem w samej Japonii otrzymuje noty mieszane i znacznie niższe od poprzedniczek. Potrzebne są konkretne zmiany w koncepcji, pokroju Assassin’s Creed Origins. Twórcy muszą zastosować nową koncepcję, może mniej strategiczną, modularną w sensie wplatania tylko trybów gry z przeszłości. Bardziej nastawić się na bitwy, rozbudować mechaniki walki i przede wszystkim, podgonić poziom grafiki. Gra nie wygląda źle, ale co najwyżej przyzwoicie, a wymagania ma nieadekwatnie wysokie do efektów wizualnych.
Ach, te pecety
Japończycy mają problem z optymalizacją swoich gier pod komputery klasy PC. konkretnie chodzi mi o sterowanie. Oczywiście jest klawiatura + mysz, jednak wszelkie podpowiedzi czy adnotacje są nadal w oznaczeniu pada, konkretnie Xboxowego. Kwestia o tyle problematyczna, że trzeba się uczyć na pamięć konfiguracji, albo grać na padzie. Większość graczy pecetowych stroni od tego typu kontrolerów będąc przyzwyczajonym do tandemu. Przypomnę jeszcze, że paradoksalnie, Dynasty Warriors 9 Empires wpierw pojawiło się na komputery osobiste. Nie wydaje się gry nastawionej na doznania konsolowe nie będąc pewnym, że jest ona chociażby zoptymalizowana w działaniu dla tego typu urządzeń od strony technicznej. Nietrudno zauważyć, że większość tytułów wychodzi w jednym czasie na każdą platformę, albo to właśnie odsłony dla PC są później. Nie liczę gatunków stricte komputerowych, jak RTSy, które w całej swej historii posiadają niewiele portów konsolowych. Kończ waść, wstydu oszczędź
Mój zawód jest nawet większy niż ogół ocen tego potworka. Nie chcę być zgryźliwa, ale ta odsłona nie nadąża za czasami. Grafika ledwo przyzwoita, rozgrywka niezmienna od lat, a otwarty świat mieli już wszyscy dekadę temu, jak nie dwie. Sterowanie i oznaczenie dla komputerów osobistych niejedno studio japońskie też nauczyło się robić.
Dynasty Warrior 9 Empires to nie jest zła gra, ale byłaby lepsza w 2018 roku, a nie w 2021/22, gdzie mamy za sobą premiery takich tytułów, jak Horizon Zero Dawn (PC), Death Stranding (PC), God of War (PC), Dying Light 2, Elden Ring i tak dalej… Seria Yakuza zasłużyła sobie na uznanie w Europie, Dynasty Warrior musi coś zmienić, albo zniknąć.