Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

-

Z jednej strony Hot Wheels Unleashed to arkadowa gra wyścigowa jakich wiele, a z drugiej na dobrą produkcję fani Hot Wheels czekają już kilka lat, Czy najnowsze dzieło studia Milestone nią jest?

Marki Hot Wheels nie trzeba raczej nikomu przedstawiać – jest obecna na rynku od ponad pięćdziesięciu lat i wychowało się na niej kilka pokoleń. Mimo zmieniających się trendów wytwórnia Mattel wypuszcza kolejne produkty i stara się docierać do nowych odbiorców. Dlatego od 1997 roku to charakterystyczne, płomienne logo jest obecne w grach wideo. Jednakże w ostatnich latach ten znak jest wykorzystywany w pomniejszych produkcjach mobilnych lub występuje gościnnie w popularnych seriach, jak na przykład w Forza Horizon. Natomiast na pełnoprawną grę fani czekali przynajmniej od 2013 roku. 

Z tego powodu przed premierą Hot Wheels Unleashed raczej mało kto miał większe oczekiwania. Tym bardziej że już po pierwszych zwiastunach dało się zauważyć, że to uproszczona kopia Mario Kart, która bierze na warsztat resoraki i dzięki nim chce się stać duchowym spadkobiercą serii Micro Machine. W ostatnich latach takich naśladowców było kilku, jak chociażby Horizon Chase Turbo czy Hotshot Racing, lecz przeważnie ginęli w natłoku innych premier.

Tym razem za temat wzięli się deweloperzy ze studia Milestone, którzy odpowiadają za dobrze przyjmowane odsłony MotoGP, Ride czy Monster Energy Supercross. Mimo iż do tej pory nie mieli doświadczenia w tworzeniu bardziej zręcznościowych wyścigów, miałem przeczucie, że będzie to co najmniej przyzwoita pozycja. Dlatego, kiedy przeglądałem kolejne materiały promocyjne, za każdym razem serce biło mi mocniej. 

Czym się tu bawić?

Na pierwszy rzut oka, Hot Wheels Unleashed wydaje się typową produkcją live service, czyli nastawioną na długofalowy rozwój poprzez implementację dodatków i mikropłatności. Trybów do zabawy jest tu tyle, co nic, ponieważ do naszej dyspozycji oddano jedynie kampanię, tradycyjne szybkie wyścigi, próby czasowe oraz edytor tras i wyglądu aut (których jest sześćdziesiąt osiem), gdzie można je także ulepszać. Odblokowanie pojazdów następuje po zaliczeniu kolejnych misji, zakupieniu ich w sklepie za wygrane monety lub nabyciu pakietów z nową zawartością wchodzących w skład przepustki sezonowej.

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

Poza tym gra nie posiada żadnych mikrotransakcji, mimo obecności ewidentnych podwalin, więc na razie nie musicie się martwić o to, że podczas zakupu wejdziecie w posiadanie studni bez dna. A jeżeli traficie na duplikat, to możecie go rozebrać na części potrzebne do ulepszania swoich ulubieńców. 

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

A skoro o pozyskiwaniu kolejnych resoraków mowa, zajmę się teraz tematem kampanii noszącej nazwę Hot Wheels City Rumble, która jest głównym sposobem na ich zdobywanie. Nie jest ona określana mianem fabularnej, gdyż historii jako takiej w niej nie ma. Po wejściu do gry otrzymujemy jedynie informację, że tytułowe miasto zostało zaatakowane przez pięć potworów, które zmuszają kierowców do udziału w wyzwaniach drogowych.

Tych jest łącznie dziewięćdziesiąt osiem i rozgałęziają się na całej mapie, co pozwala na dowolną kolejność ich wykonywania. Szkoda tylko, że zadania nie są zbyt różnorodne, ponieważ gdyby nie szansa zdobycia wymarzonych modeli czy elementów do tworzenia tras i upiększania naszej siedziby, to nie miałbym żadnego argumentu, aby poświęcać im czas, zamiast ścigać się z innymi graczami w trybie sieciowym.

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

Jedynym większym urozmaiceniem są wyścigi-niespodzianki, w których, aby wziąć udział, trzeba spełnić pewne warunki, które musimy odkryć sami. Na papierze może i to był niezły pomysł, ale w praktyce mogą stanowić barierę nie do pokonania bez pomocy poradnika. Same starcia z bossami także nie są satysfakcjonujące, gdyż polegają na pokonaniu przeciwników na dłuższych odcinkach z większą ilością czyhających na kierowców pułapek.

Chciałbym również, aby twórcy przygotowali jakieś specjalne plansze i zadania nawiązujące, na przykład do obecnych w grze sygnatur ze świata popkultury. Przydałaby się również większa liczba powerupów, dlatego w tym aspekcie deweloperzy powinni byli zainspirować się tym, co oferuje Forza Horizon lub Crash Team Racing Nitro Fueled.

Oczywiście, zawsze można się tym nie przejmować i stwierdzić, że w wirtualnych zawodach gokartów najważniejszy jest system jazdy oraz możliwość tworzenia własnych, zakręconych tras. I nie ma w tym nic złego, bo sam złapałem się na tym, że szybko zapomniałem o tym, co mi się nie podoba i aby zdobyć upragnioną ciężarówkę z burgerami, nabawiłem się syndromu „jeszcze jednego okrążenia”, jakbym był w transie i znów miał siedem lat.

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

Zwłaszcza że prowadzenie miniaturowych samochodzików jest proste tylko z pozoru, gdyż musimy opanować nie tylko podstawowe sterowanie, ale także jak driftować, korzystać z doładowania prędkości czy bonusów, wylądować po skoku z platformy zgodnie z fizyką, przez co łatwo wypaść z toru.

Co prawda możemy szybko się teleportować i wrócić do jazdy, ale każda taka pomyłka i powrót kosztują cenne sekundy. Dlatego po uruchomieniu gra dorzuca do pierwszego wyścigu przejrzysty samouczek, chociaż w rzeczywistości jest to jedynie wstęp do właściwej nauki poznawania rozgrywki metodą prób i błędów. Tak, Hot Wheels Unleashed to jedna z tych produkcji, które uznaje się za łatwe do nauczenia, ale trudne do perfekcyjnego opanowania.

Ponadto wrażenia z jazdy dopełniają funkcje kontrolera DualSense, o ile gracie na PlayStation 5. Dzięki nim naprawdę czuć, że dodanie gazu, aktywowanie nitro w drugiej sekundzie przed startem czy to, na jakiej powierzchni się aktualnie znajdujemy, mają wpływ na wrażenia podczas jazdy. Najbardziej żałuję tego, że mimo możliwości ulepszania pojazdów, różnice w sterowaniu sprowadzają się głównie do lepszego przyśpieszenia kosztem gorszego hamowania czy prowadzenia.

Aczkolwiek kluczem do zwycięstwa jest to, jak dobrze znacie strukturę tras. Jeśli będziecie brali udział w wyścigu pełnym ostrych zakrętów mających sprawdzić umiejętność driftowania, to sterując na przykład wolniejszym, ale zwrotniejszym Fiatem 500 możecie mieć wygraną w kieszeni.

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

Natomiast ci, którzy będą woleli się rozpędzić do pełnej prędkości, nie będą mieli czasu, aby bezbłędnie pokonać zakręty. Jednakże ta zasada nie obowiązuje podczas pojedynków ze sztuczną inteligencją, gdyż nawet na średnim poziomie trudności potrafi jechać tak, aby nie dać nam żadnych szans lub abyśmy mimo prowadzenia czuli oddech jej rury wydechowej.

Jesteś odważny? To zejdź do piwnicy i staw czoła innym graczom

Gdy poczujecie potrzebę zrobienia sobie przerwy od walki o najwyższy stopień na podium, to możecie zejść do piwnicy, swoistej bazy, a zarazem jednej z sześciu podstawowych plansz do ścigania. Tę oraz pozostałe pięć lokacji możecie dowolnie modyfikować, a następnie opublikować, by inni gracze mogli się na nich ścigać w trybie sieciowym.

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

W końcu nietrudno się domyślić, że multiplayer jest sercem tej produkcji, sprawiającym, że będzie cieszyła się sporym zainteresowaniem i długotrwałym wsparciem ze strony twórców. Dlatego po odblokowaniu kilku modeli postanowiłem nie tracić więcej czasu i sprawdzić swoje siły przeciw innym. Jakże wielkie rozczarowanie przeżyłem, gdy okazało się, że w pierwszych dniach była to (przynajmniej dla mnie) niegrywalna opcja, choć właśnie ukazała się aktualizacja, która mam nadzieje to zmieni.

Głównym powodem takiego stanu rzeczy był fakt, że dosłownie chwilę po tym, jak kończyło się odliczanie i ogłaszano start wyścigu, gra regularnie się zawieszała, zmuszająca mnie do jej ponownego uruchomienia. Zazwyczaj tak się działo podczas drugiego wyścigu, ale bywało też i tak, że już przy pierwszym nie mogłem sprawdzić swoich umiejętności. Jest to frustrujące, ponieważ byłem dorzucany do trwających już rozgrywek, więc zanim przystąpiłem do zawodów, kilka minut spędziłem na obserwacji konkurencji. A biorąc pod uwagę, iż część torów jest bardzo pokręconych to jedno okrążenie może zając nawet i dwie lub trzy minuty. Teraz wyobraźcie sobie, że ukończenie wyścigu wymaga ich trzykrotnego pokonania.

Jasne, walka o pozycję do samego końca jest satysfakcjonująca, ale decydując się na sieciowe rozgrywki, gracz chce od razu móc dołączać do reszty i się ścigać, a nie patrzeć się na innych, gorączkowo odliczając, aż upłynie te osiem minut, zanim sam znajdzie się na linii startu. Dlatego cieszę się, że można zagrać z poziomu własnej kanapy ze znajomymi na podzielonym ekranie, jak za starych, dobrych czasów i nie przejmować się tym problemem.

Najbardziej nie mogę przeboleć tego, że aktualnie gra po sieci nie oferuje żadnych rozgrywek rankingowych czy turniejów – możemy jedynie dołączyć do wylosowanego lobby lub utworzyć własne. Z tego powodu nie jestem pewny czy na dłuższą metę Hot Wheels Unleashed będzie atrakcyjne dla osób, które nie tylko lubią gry wyścigowe, ale i szukają rywalizacji.

Szkoda, bo widzę tu potencjał esportowy i dla mniej profesjonalnych rozgrywek, gdyż tworzenie własnych plansz daje nie tylko frajdę, ale i pretekst, by pokazać, że jest się najlepszym kierowcą oraz twórcą map. Dla przykładu, z racji tego, że przed każdym wyścigiem uczestnicy głosują na kolejną trasę, to w przypadku autorskich tras, mogliby przyznawać twórcom punkty, a tym samym konkretne nagrody za zajęcie danego miejsca na podium. Teraz wszyscy grają przede wszystkim dla czystej zabawy i kilkunastu monet.

Co znajduje się pod maską resoraka?

Muszę przyznać, że od strony wizualnej Hot Wheels Unleashed prezentuje się naprawdę dobrze, niezależnie od wybranej platformy. Dzięki uprzejmości wydawcy Koch Media Poland ogrywałem tę produkcję na PlayStation 4. Jednakże gra mi się tak bardzo spodobała, że nie mogłem odmówić sobie sprawdzenia next-genowej wersji na PlayStation 5, więc ją sobie sprawiłem.

I wiecie co? Na obu konsolach oprawa cieszy oko. Rzecz jasna jest to tytuł międzygeneracyjny, więc nie uświadczycie tu wielkich różnic, poza tym, że wersja na najnowszą konsolę wyświetla się w sześćdziesięciu klatkach na sekundę, a na starszą w odczuwalnych trzydziestu. Jednakże, przyglądając się nieco dokładniej, da się zauważyć, że techniczne wnętrzności najmłodszego dziecka Sony pozwalają na to, aby w kilku miejscach na torze samochód odbijał się od powierzchni. Oczywiście to też zasługa oświetlenia, dlatego raz na jakiś czas zdarzyło mi się skorzystać z trybu fotograficznego czy też obracać autkami w nieskończoność, bo ich odwzorowanie jest fantastyczne.

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

Dlatego nie podoba mi się, że towarzysząca nam elektroniczna muzyka jest nijaka i monotonna. Gdyby to ode mnie zależało, to w jej miejscu umieściłbym spikera na przykład z ekskluzywnego dla PlayStation 5 Destruction All Stars, który z entuzjazmem, szaleństwem i energią w głosie na bieżąco komentowałby przebieg wyścigu.

Gotowi do startu?

Podsumowując, Hot Wheels Unleashed to dobry tytuł, a nawet pozytywne zaskoczenie tego roku, zwłaszcza z uwagi na to, że w edycji pudełkowej kosztuje zaledwie 160 zł. Co prawda gra mogłaby posiadać aktualizację dla nowszej konsoli (zamiast konieczności zakupu drugiego egzemplarza), nieco więcej trybów, a parę rzeczy ewidentnie wymaga dopracowania, lecz mimo to cały czas chcę do niej wracać, choćby na pół godziny (dlatego strasznie ciężko było mi zabrać się za napisanie tej recenzji). W końcu nie każda produkcja musi być niesamowicie skomplikowana, aby sprawiała satysfakcję. Nowe dzieło studia Milestone zasługuje na uwagę, bo powinno zadowolić zarówno młodszych, jak i starszych odbiorców.

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

  • Autentyczne samochody Hot Wheels i liczba modeli do zebrania, a nie kupienia za pieniądze
  • Ładna oprawa graficzna i stabilna płynność rozgrywki
  • Satysfakcjonujący system jazdy, podrasowany przez funkcje kontrolera DualSense
  • Możliwość gry na podzielonym ekranie
  • Możliwość tworzenia własnych tras i dzielenia się nimi
  • Dobra cena

Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry

  • Niewielka ilość trybów i niezbyt zróżnicowana kampania
  • Kiepsko rozbudowany tryb online, powodujący crashe gry
  • Niewielkie różnice w sterowaniu różnymi typami aut i problemy z balansem w trybie online 
  • Brak aktualizacji dla PS5, choćby płatnej

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

„Hot Wheels Unleashed” to gra, która pozwoliła mi spełnić dziecięce marzenie, bo w rzeczywistości przygoda z samochodzikami firmy Mattel zawsze wymagała regularnego dokupywania nowych elementów. Tymczasem studio Milestone przeniosło ją do wirtualnego świata i zamknęło w pełnoprawnej produkcji, której życzę jak najlepszej sprzedaży i długiego wsparcia popremierowego.
Grzegorz Cyga
Grzegorz Cyga
Ten człowiek cały czas gra. Na komputerze, na konsolach PlayStation i na nerwach sąsiadów z racji, że jego bronią w realnym świecie jest gitara elektryczna.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Hot Wheels Unleashed” to gra, która pozwoliła mi spełnić dziecięce marzenie, bo w rzeczywistości przygoda z samochodzikami firmy Mattel zawsze wymagała regularnego dokupywania nowych elementów. Tymczasem studio Milestone przeniosło ją do wirtualnego świata i zamknęło w pełnoprawnej produkcji, której życzę jak najlepszej sprzedaży i długiego wsparcia popremierowego. Gaz do dechy, a może do dychy? „Hot Wheels Unleashed” – recenzja gry