W czytelniczym świecie często niezrozumiałe jest osiągnięcie sukcesu przez dość średnie powieści, okrzyknięte fenomenem i bestsellerem wydawniczym, tłumaczone na dziesiątki języków, jak to miało miejsce w przypadku serii Zła krew autorki Sally Green. Co poszło w tym cyklu nie tak?
Już na pierwszy rzut oka trudno określić, czego można się spodziewać po tej historii. A ja po prostu nie lubię literackich niespodzianek. Myśli, które przewijały mi się przez głowę, gdy trzymałam w ręku wszystkie tomy napisane przez tę brytyjską autorkę, były bardzo różnorodne i skrajne. Opis z okładki budził mieszane uczucia. Z jednej strony w czytelnika uderza informacja, że pierwsza część cyklu pobiła rekord Guinnessa jako najczęściej tłumaczona przed premierą książka debiutującego autora. Moja refleksja po zapoznaniu się z tą wiadomością: „Wow, to na pewno jest dobra historia”. Z drugiej jednak strony po opisie możemy wywnioskować, że powieść należy do kategorii young adult, a to, przynajmniej mnie, w dużej mierze kojarzy się ze sztampowymi romansidłami lub powieściami o tak prostej fabule, że czytając pierwszy rozdział, przewidujemy już resztę.
Oczywiście w tym morzu infantylnych lektur czasami trafi się taka, która zaskoczy treścią nawet doświadczonego odbiorcę, jednak wiadomo, nie zdarza się to często. Patrząc dalej na okładkę, trylogia Sally Green reklamowana jest jako połączenie Harry’ego Pottera i Tożsamości Bourne’a. Osobiście bardzo nie lubię porównań do innych dzieł, bo z reguły działają negatywnie na odbiór całości. Ja traktuję to trochę jak naciąganą reklamę, by jedynie zwiększyć zyski ze sprzedaży. Uważam, że przy dobrej książce żadne analogie nie są potrzebne, bo fabuła obroni się sama. To tyle o pierwszym wrażeniu. Jak wypadła ta historia? Czytajcie dalej.
Gdzieś już to było…
Akcja cyklu rozpoczyna się w czasach nam współczesnych, w Anglii trwa cicha walka pomiędzy białymi (tymi dobrymi) a czarnymi (tymi złymi) czarownikami. Od wieków działo się tak, że „białe” dzieci, które rodziły się w szanowanych czarodziejskich rodzinach, wraz z wdrażaniem się w świat zaklęć uczyły się także nienawiści do czarnych, mających kamienne serca i okrutne spojrzenia. Aż pewnego dnia urodziło się niemowlę odmienne od wszystkich, pół białe, pół czarne. Od przyjścia na świat traktowane z dystansem jako ktoś gorszy. Dorastało w strachu, nieustannie ścigane, wytykane palcami. Nietrudno wyobrazić sobie jego życie. Chłopiec musiał się zmierzać z odrzuceniem, brakiem akceptacji, samotnością, niewolą, by później jako zbieg uciekać z kraju. Jednak w tym tajemniczym dziecku drzemią olbrzymie moce. Jak się później okaże, Natan, bo tak ma na imię młody bohater, chociaż prześladowany przez wszystkich, to wybraniec, który może odmienić losy całego świata magii.
Wyszło tak sobie
Po przeczytaniu całej trylogii (co zajęło mi zdecydowanie za wiele czasu…) mogę śmiało napisać, że pomysł na samą akcję i poszczególne wątki był raczej przewidywalny i (czego dało się domyśleć ze wcześniejszego akapitu) mało oryginalny. Niestety bazując na utartych schematach (z widoczną inspiracją takimi seriami, jak Dary Anioła Cassandry Clare czy Harry Potter J.K. Rowling), Sally Green nie zaprezentowała swoim czytelnikom niczego więcej. Całe uniwersum magii jest niedokładne i wykreowane bardzo minimalistycznie. Tak jakby świat, w którym dzieje się historia, nie był ważny. Brakuje chociażby jakiś informacji o tym, jak powstała cała społeczność, kiedy nastąpił podział na dobrych i złych i dlaczego magowie żyją na uboczu?
Książka została napisana prostym językiem, bez żadnych stylizacji. W połączeniu z brakiem pełniejszego przedstawienia realiów dostajemy niewiele „wartościowej treści”. I chociaż z części na część pisarka rozwija swój kunszt i wzbogaca fabułę, to jednak zdecydowanie nie jest to wystarczający powód, by cały cykl dostał w tej recenzji wysoką notę.
Niestety stworzeni bohaterowie są sztuczni i papierowi. Jest bardzo wyraźna granica pomiędzy tymi dobrymi a złymi. Nie ma nic pośrodku. I chociaż Green poświęciła kilka fragmentów samemu Natanowi, to jednak i tak nie poprawiło to odbioru. Główny bohater okazał się płaski, prostolinijny i jednowymiarowy. Ciężki do polubienia.
Jakaś zaleta?
Jak na literaturę z gatunku young adult, w Złej krwi jest zadziwiająco dużo krwawych opisów. Dla starszego czytelnika (czyli mnie), to zdecydowanie coś zaskakującego, w tym przypadku na plus. Rzeczywistość stworzona przez Sally Green jest brutalna, trup ściele się gęsto. Niektóre sceny są pełne przemocy. I chociaż dzięki temu autorka lepiej i dosadniej oddaje klimat świata, w jakim przychodzi żyć głównemu bohaterowi, to jednak przez to nie polecałabym tej powieści aż tak młodemu odbiorcy. Dziecko może mieć koszmary.
Podsumowując, cały cykl to dość średnia historia. Nie powala na kolana, nie trzyma w napięciu i nie zostaje w pamięci. Zła krew to kolejny tytuł, który udowadnia, że Harry Potter jest tylko jeden.
Tytuł: trylogia Zła krew
Autor: Sally Green
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: różnie
ISBN pierwszego tomu: 9788328014060