Walka w kisielu. „Koralina” – książka vs film

-

Zwykło się uważać, iż ekranizacja książki zawsze jest gorsza od literackiego pierwowzoru. Twórcy filmu często pomijają istotne w oryginale wątki, spłycają całą historię i sprawiają, że zagorzali fani powieści czują się zawiedzeni. Dzisiaj jednak postaram się wam udowodnić, że nie zawsze musi tak być; w niektórych przypadkach to adaptacja okazuje się być lepsza od książki.
Od początku

Zacznijmy może od filmu, ponieważ to z nim zapoznałam się w pierwszej kolejności. Produkcję tę obejrzałam już kilka dobrych lat temu i od razu przypadła mi do gustu z wielu powodów. Koralina i tajemnicze drzwi (2009) to absolutnie prześliczna animacja poklatkowa, która mimo tego, że liczy już sobie 10 lat, to nadal wygląda świetnie i nie powstydziłyby się jej osoby tworzące filmy obecnie.

Walka w kisielu. „Koralina” – książka vs film
Kadr z animacji „Koralina”

Książkę natomiast przeczytałam dużo później, było to zresztą moje pierwsze spotkanie z prozą Neila Gaimana. Spodziewałam się, że będzie znakomita – w końcu to na jej podstawie powstał jeden z moich ulubionych filmów. Niestety, czekało mnie spore rozczarowanie; utwór w żaden sposób nie dorównuje obrazowi i tak jak do tego ostatniego wracam i zapewne będę wracać wielokrotnie. Z każdym seansem odkrywam coś nowego i oglądanie Koraliny i tajemniczych drzwi zwyczajnie sprawia mi przyjemność, czego nie mogę powiedzieć o książce, której raczej nie zamierzam czytać ponownie.

Co kryje się za drzwiami?

Zanim przejdę do omawiania obu utworów i porównywania ich ze sobą, warto byłoby zarysować fabułę dla osób, które nie znają tej historii. Tytułowa Koralina to mała dziewczynka. Razem ze swoimi zapracowanymi rodzicami wprowadza się do nowego domu, w którym znajduje się dokładnie dwadzieścia jeden okien oraz czternaście drzwi – trzynaście z nich da się bez problemu otworzyć, za to ostatnie, małe, tajemnicze przejście pozostają zamknięte. Koralinie udaje się uzyskać klucz od swojej mamy, jednak okazuje się, że po drugiej stronie nie skrywa się nic interesującego – jedynie pusta ściana. A przynajmniej tylko ją widać za dnia; w nocy zaś mur znika i ukazuje się przejście do drugiego domu, pozornie identycznego do tego, w którym mieszka Koralina. Jednak mama i tata, których dziewczynka znajduje po drugiej stronie, wydają się zupełnie inni od tych prawdziwych. Troszczą się o bohaterkę, poświęcają jej uwagę i mają dla niej czas, w przeciwieństwie do wiecznie zdenerwowanych i zabieganych, prawdziwych opiekunów Koraliny. Jednak to, co niepokoi dziewczynkę, to fakt, że zamiast oczu mają oni guziki…

Walka w kisielu. „Koralina” – książka vs film
Kładka MAG „Koralina”

Bohaterka zaczyna spędzać w domu za drzwiami coraz więcej czasu – czuje się tam szczęśliwa i bezpieczna. Drudzy rodzice składają “córce” propozycję: może z nimi pozostać na zawsze, jednak pod jednym warunkiem – musi dać sobie przyszyć guziki zamiast oczu. W tym momencie sielanka dobiega końca; bohaterka orientuje się, że jej nowi opiekunowie nie są tak krystalicznie czyści i dobrzy jak się wydawało. Chce wrócić do swojego starego domu, jednak nie będzie to proste; rodzice będą próbowali zatrzymać Koralinę przy sobie i nie cofną się przed niczym, aby osiągnąć swój cel.

Co wypada lepiej?

Książka Neila Gaimana zaliczana jest do gatunku horroru, jednak przeznaczonego dla młodszych osób. Ekranizacja jest określona tylko jako film fantasy i akcji skierowany dla całej rodziny. Moim zdaniem nie powinniście sugerować się tym gatunkowym przyporządkowaniem– oryginalna historia jest o wiele mniej przerażająca niż adaptacja filmowa. Tu właśnie tkwi największa różnica między nimi – książka nie przestraszyła mnie właściwie w żadnym momencie, za to film wywołał niepokój i robi to nawet teraz, kiedy już doskonale wiem, co za chwilę się wydarzy.

Walka w kisielu. „Koralina” – książka vs film
Kadr z filmu „Koralina”

Neil Gaiman operuje bogatym słownictwem i dobrze włada piórem, jednak w Koralinie zupełnie nie udało mu się zbudować napięcia, tak przecież istotnego w horrorze. Zresztą, w książce nie za bardzo znalazło się miejsce na jego stworzenie – utwór jest bardzo krótki (w polskim wydaniu liczy sobie zaledwie 112 stron). Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko niezbyt długim książkom; czasami nie trzeba księgi liczącej tysiąc stron, by móc stworzyć dobrą i angażującą historię. Niestety jednak autorowi Koraliny w mojej opinii się to nie udało. Twórcy filmu za to w produkcji trwającej  1 godzinę i 40 minut zawarli wszystko to, co było trzeba: napięcie, akcję, rozbudowane portrety psychologiczne postaci i wiele innych elementów.

Skoro już jesteśmy przy kreacji bohaterów, to tutaj występuje kolejny dysonans między książką a filmem. W tej pierwszej Koralina jest postacią wręcz transparentną; gdybym musiała opisać jej osobowość jedynie na podstawie lektury, to miałabym spory problem. Czyny, których się podejmuje, z pewnością można określić jako odważne, jednak samej postaci nie nazwałabym w ten sposób. Neil Gaiman zdecydowanie zbyt mało uwagi poświęcił wykreowaniu osobowości tej bohaterki; brakuje mi w tej książce opisów jej emocji, które mogłyby sprawić, że zżyłabym się tą z postacią. To, co robi, jest odseparowane od tego, kim jest – Koralina wydaje się marionetką wykonującą po kolei postawione przed nią zadania, a nie żywą osobą z krwi i kości.

Walka w kisielu. „Koralina” – książka vs film
Okładka książki „Koralina”

Za to w filmie jest dokładnie na odwrót; Koralina może i nie wygląda jak realna osoba (przedstawiona została dość karykaturalnie ze swoją absurdalnie chudą sylwetką i ogromną głową), ale twórcy nadali jej charakteru, a może właściwie powinnam napisać – charakterku. Dziewczynka jest często złośliwa i sarkastyczna, jednak od pierwszych minut można ją polubić i zrozumieć jej motywacje. Czasami bywa także rozkapryszona i naiwna na swój dziecięcy sposób, co tylko dodaje jej wiarygodności i w niektórych momentach wprowadza humor do opowieści (czego także nie ma w książkowej wersji).

Abstrahując już od tego, jak oba utwory wypadają w porównaniu do siebie, film warto zobaczyć też z innego powodu: zachwycającej warstwy wizualnej. Koralina i tajemnicze drzwi została zrealizowana w animacji poklatkowej, co wymagało od twórców ogromu zaangażowania – ta technika pochłania mnóstwo pracy, jednak daje niesamowite efekty. Projekty postaci również są rewelacyjne i w niektórych przypadkach niezwykle przerażające (na widok drugiej matki dreszcz może przejść po plecach). 

Podsumowanie 

Mam nadzieję, że przekonałam was do zapoznania się z ekranizacją Koraliny. Skierowana ona jest nie tylko do dzieci. Rzekłabym wręcz, że osoby starsze będą w stanie więcej zrozumieć i wyciągnąć z seansu niż młodsze. Jeżeli macie ochotę, zapoznajcie się także z książką – nie powinno to zająć wam specjalnie dużo czasu i być może nie poczujecie się tak zawiedzeni jak ja. Zdaję sobie sprawę z faktu, jak wielu osobom ta pozycja przypadła do gustu. Ja jednak pozostanę przy filmie.

Karina Bałdyszko
Karina Bałdyszko
Ogromna miłośniczka książek. Zazwyczaj czyta obyczajówki, thrillery i fantasy, ale czasami sięga także po klasykę literatury. Uzależniona od seriali, należy do fandomu Ricka i Morty’ego. Uwielbia psy, zwłaszcza kundelki, za to nie przepada za kotami.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu