Walka na śmierć i życie. „Akame ga kill” – recenzja mang 6-10

-

Podróż ku przygodzie okazała się dziecinną mrzonką – jeśli Tatsumi chce przeżyć, musi bardzo szybko dorosnąć. Rządy szalonego premiera doprowadzają Imperium na skraj wojny domowej. Kraj zmienia się w arenę walki pomiędzy dwiema głównymi frakcjami: naprzeciw Night Raid, walczących o dobro mieszkańców, staje niedawno powstała grupa Jaegers, dowodzona przez okrutną generał Esdeath. Zwycięzca może być tylko jeden.
U boku przyjaciela…

Tatsumi, podczas pierwszych pięciu tomów Akame ga kill, przeszedł największą przemianę ze wszystkich bohaterów. Współpracownicy powoli zamieniają się w przyjaciół, z którymi codzienna walka o życie, w czasie wykonywanych misji, staje się normą. Chłopak dojrzewa zarówno fizycznie, dzięki ciągłym treningom i nowym zadaniom, jak i mentalnie. Widok śmierci odciska trwałe piętno na ludzkiej psychice, zwłaszcza, jeśli ogląda się odejście najbliższej osoby. Tak jest i w tym przypadku – starcia stają się coraz bardziej krwawe, a ucieczka często nie wchodzi w grę. Z kilkoma postaciami musieliśmy pożegnać się dość niespodziewanie, już w pierwszych tomach mangi. Obie strony konfliktu ponoszą straty, a granica pomiędzy dobrem a złem staje się coraz cieńsza. Jednak wśród wielu odcieni moralnej szarości, pęd historii nadają przebłyski czystej bieli oraz nieprzeniknionego mroku. Tak długo, jak toczą się starcia, to właśnie zdecydowane działania walczących stron mogą przechylić szalę zwycięstwa.

…śmierć nie staje się prostsza

Z każdym rozdziałem Akame ga kill akcja nabiera tempa. Liczba starć wzrasta, stają się one także coraz bardziej krwawe oraz zdecydowanie dłuższe. Taki rozwój wydarzeń jest zrozumiały w kontekście dalszej fabuły: Night Raid ma na celu wyeliminowanie aktualnie rządzących Imperium osób, Jaegers natomiast jak najszybsze wytropienie oraz zabicie wszelkich buntowników. Historia nie składa się jednak z samych potyczek. Stanowią one podsumowanie kolejnych etapów historii, są grande finale wielu tygodni, wypełnionych ćwiczeniami i planowaniem. W tym czasie mamy szansę bliżej poznać aktorów tego morderczego dramatu. Nie tylko tych walczących z ramię w ramię Tatsumim – oczywiście nastolatek pozostaje jedną z głównych postaci opowieści, traci jednak status tej najważniejszej. Dane nam jest zapoznać się ze sposobem myślenia blisko dwudziestu bohaterów, zagłębiamy się w ich przeszłość, motywy, uczucia, cechy charakteru, skrywane wątpliwości. Dzięki temu czytelnik ma szansę na samodzielne wyznaczenie granicy pomiędzy koniecznym, moralnie uzasadnionym zabójstwem, a morderstwem, służącym jedynie przyjemności przestępcy.

Coraz bliżej

Nie jest to jeden z wielu shōnenów, w którym dążenie do celu ma większe znaczenie, niż jego ostateczne osiągnięcie. Znany z powiedzenia króliczek, prędzej czy później, zostanie złapany. Fabuła konsekwentnie postępuje naprzód, pojawiają się koleje misje, problemy do rozwiązania, na scenę wkraczają nowi bohaterowie. Wszystko to, jasno i czytelnie, przybliża nas do finału historii – końcowego starcia. A to prawdopodobnie, sądząc po wielu poprzednich potyczkach, będzie znajdować się na granicy cenzuralności. W każdym kolejnym tomie Akame ga kill poznajemy nowe, coraz to brutalniejsze sposoby na odebranie życia drugiemu człowiekowi. Po pewnym czasie normą dla czytelnika stają się całe strony przedstawiające krew, tortury, oraz seksualne fetysze. Znalazło się także miejsce dla gwałtów, nekrofilii oraz pedofilii – z jednej strony bardzo dobrze pokazuje to poziom zdeprawowania elity rządzącej Imperium, z drugiej jednak wydaje się być tematem zbyt drastycznym jak na shōnen wymagający od odbiorcy jedynie szesnastu lat. Poszczególne walki chwilami przekraczają nie tylko granice dobrego smaku, ale też realizmu. Nie mam na myśli samych starć. W charakterystykę świata wbudowane są nadprzyrodzone moce, mutacje, a przede wszystkim Teigu: mityczny oręż, pochodzący z zamierzchłych czasów, wytworzony z najrzadszych materiałów lub ciał starożytnych potworów. Wielokrotnie zwiększa on umiejętności swoich właścicieli, umożliwiając przywołanie bestii, broni, czy też regenerację ciała. Jego wprowadzenie przez autorów nadaje walkom nieprzewidywalności, jednakże z czasem i one padają ofiarą braku pomysłów. Mutacje stają się coraz bardziej nieprawdopodobne, a same Teigu przybierają formy między innymi mikrofonu lub piłek do żonglowania. Mam nadzieję, iż z czasem wróci inwencja i autorzy przestaną opierać się na wykorzystanych już schematach – nowi bohaterowie walczą z kolejnymi wrogami, używając coraz bardziej wymyślnych broni.

Wciąż wciąga

Mimo kilku powtarzających się koncepcji, nie sposób oderwać się od historii Night Raid oraz ich walki o przyszłość Imperium. Wbrew pozorom, fabuła Akame ga kill nie składa się wyłącznie z krwawych starć oraz trwających miesiącami przygotowań. Znajdziemy tu też rozwinięte wątki romantyczne, komediowe, nostalgiczne retrospekcje czy moralne przemyślenia bohaterów, pozwalające czytelnikowi na choć częściowe zrozumienie motywów postaci. Dotyczy to obu stron barykady – członkowie Jaegers nie są wyłącznie tymi złymi. Jak wszyscy ludzie, mają swoje powody, by walczyć – jednie mniej racjonalne, inne bardziej. Zwroty akcji potrafią zaskoczyć, tak samo jak poczynania niektórych postaci. Brnąc przez strony kolejnych tomów, wciąż chce się więcej – napięcie rośnie stopniowo, niedługo osiągnie poziom krytyczny.

 

Walka na śmierć i życie. „Akame ga kill” – recenzja mang 6-10

 

Tytuł: Akame ga kill

Autor: Takahiro i Tetsuyi Tashiro

Wydawnictwo: Waneko

Liczba stron: około 220/tom

ISBN: (pierwszy tom) 978-83-6489-119-9​

Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu