W rodzinie siła. „Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw” – recenzja filmu

-

Łysole

Jeden z nich to chodząca góra mięśni, stawiająca na swój urok osobisty i tężyznę fizyczną. Drugi wykazuje się większą dyskrecją, szybkością i sprytem. Obydwaj są łysi i niesamowicie skuteczni w tym, co robią – obijaniu mord złym ludziom i ratowaniu świata. Luke Hobbs i Deckard Shaw to bohaterowie pierwszego spin-offu bijącej rekordy popularności serii Szybcy i Wściekli. Filmu, który pod kątem poziomu i ilości dobrej zabawy, jaką dostarcza, przewyższył moje najśmielsze oczekiwania.

Ewolucja

Niepojęte jest to, jak cała seria Szybkich i Wściekłych ewoluowała w ostatnich latach. Z filmów o nielegalnych wyścigach i tuningowaniu aut, przerodziła się w pełnokrwiste kino akcji, mogące spokojnie rywalizować z Marvelem. I w sumie Hobbs & Shaw ogląda się jak kolejny film o superbohaterach. Pełen absurdu rodem z kart komiksów i dający tonę radochy.

W rodzinie siła. „Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw” – recenzja filmu
Kadr z filmu
Uniwersalność

W odróżnieniu od niektórych sequeli, prequeli czy właśnie spin-offów, do produkcji tej możemy spokojnie podejść bez znajomości poprzednich filmów z serii, a i tak otrzymamy mnóstwo świetnej rozrywki. Najlepszym na to przykładem jest moja druga połówka, która na pięć minut przed seansem została przeze mnie uświadomiona o tym, że jest to kolejny film z uniwersum Szybkich i Wściekłych. Oczywiście przygody Hobbsa i Shawa wypełnione są nawiązaniami do poprzednich części czy innych produktów szeroko pojętej popkultury, jednak film jest skonstruowany w taki sposób, by frajdę czerpali z niego zarówno znawcy, jak i laicy danego tematu.

Emocje

Przygody Dominica Toretto i spółki nigdy nie grzeszyły wątkiem fabularnym na jakimś wysokim poziomie. Tu od pewnego momentu, a konkretnie piątej części, najważniejsze są relacje między postaciami, łączący ich wątek rodzinny i związane z nim emocje oraz oczywiście tony spektakularnych scen akcji, przebijanych z filmu na film pod kątem kreatywności. Podobnie jest i w przypadku nowej odsłony serii, w której fabuła jest tylko pretekstem do pokazywania coraz to efektowniejszych i łamiących prawa fizyki scen akcji.

W rodzinie siła. „Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw” – recenzja filmu
Kadr z filmu
Wirus

Na drodze bohaterów staje niejaki Brixton, w którego wciela się Idris Elba. To nadczłowiek z wszczepionymi implantami, dzięki którym posiada m.in. nadludzką siłę, refleks, zwinność i wytrzymałość. I nie ma w tym opisie ani krzty przesady. Jest on, jak sam podkreśla, czarnym Supermanem, pracującym dla tajemniczej organizacji, która ma na celu doprowadzenie do ulepszenia ludzkiej populacji. W tym celu wykorzystać chce niebezpiecznego wirusa, stworzonego przez profesora Andreiko. Oczywiście w opozycji znajdują się tytułowi bohaterowie oraz Hattie – młodsza siostra Deckarda, która w wyniku pewnych wydarzeń i w akcie desperacji, wprowadza wirusa do swojego organizmu. Od tego momentu bohaterowie mają 72 godziny na to, by uratować świat oraz życie Hattie.

Rodzina

Wspomniana wyżej blondwłosa bohaterka, to nowy nabytek serii. Wcielająca się w nią Vanessa Kirby to strzał w dziesiątkę. Jej postać to taka mała zadziora z błyskiem w oku, będąca idealnym łącznikiem między bazującymi testosteronem Dwayne’em Johnsonem i Jasonem Stathamem. Kiedy trzeba, wykazuje się charyzmą i odwagą, a jednocześnie jest odpowiednio kobieca i delikatna. Postacie Hobbsa i Shawa to samograje. Wybór akurat tej pary na głównych bohaterów spin-offu to doskonałe posunięcie ze strony twórców. Dialogi między tymi postaciami to czyste złoto, a ciągłe docinanie i rywalizacja doprowadzają do absurdalnie zabawnych sytuacji, których nawet nie śmiem tu przytaczać.

W rodzinie siła. „Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw” – recenzja filmu
Kadr z filmu
Kreatorzy

Za reżyserię Hobbs & Shaw odpowiada David Leitch. Twórca zaczynający przygodę na stołku reżysera świetnie przyjętą produkcją John Wick z Keanu Reevesem, który potem uraczył nas klimatycznym Atomic Blonde z Charlize Theron i odjazdowym Deadpoolem 2 z Ryanem Reynoldsem. Głównym scenarzystą jest Chris Morgan, który z serią Szybcy i Wściekli związany jest nieprzerwanie od Tokio Drift. Tych dwóch jegomości zaprezentowało jeden z najlepszych blockbusterów tego roku.

Audiowizualia

Ciężko wskazać mi inny film, który w 2019 roku zaoferowałby tak wiele niezobowiązującej frajdy. Niektórzy z was mogli pomyśleć o Avengers: Koniec gry i w sumie ciężko byłoby się nie zgodzić, bo to prawdopodobnie jedyna produkcja, która mogłaby na tym polu stanąć w szranki z dzieckiem Leitcha i Morgana. Jest w tych filmach też wiele wspólnych cech. Efektowność, która momentami potrafi aż przytłoczyć swoim rozmachem. Postacie bazujące na prostych i sprawdzonych schematach, które da się lubić i które nie są nam obce. I przede wszystkim wątek rodziny, o której tak często w tej serii mówi Dominic Toretto. Te wszystkie elementy po wymieszaniu tworzą ponad dwugodzinną jazdę bez trzymanki, swoisty rollercoaster, do którego aż żal nie wsiąść, by potem nie żałować straconej zabawy.

 

W rodzinie siła. „Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Fast & Furious presents: Hobbs & Shaw

Reżyseria: David Leitch

Rok produkcji: 2019

Czas trwania: 2 godziny 14 minut

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Gdy na ekranie spotykają się takie postacie jak Hobbs i Shaw, to musicie liczyć się z tym, że czeka was ostra jazda bez trzymanki. Kapitalny blockbuster na pełnym gazie wjechał do kin!

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Gdy na ekranie spotykają się takie postacie jak Hobbs i Shaw, to musicie liczyć się z tym, że czeka was ostra jazda bez trzymanki. Kapitalny blockbuster na pełnym gazie wjechał do kin! W rodzinie siła. „Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw” – recenzja filmu