Słowiańskie stwory. „Tropiciel” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Tropiciel do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu We Need YA.

Tego się nie spodziewałam. Wiedziałam, że Paulina Hendel potrafi tworzyć ciekawe powieści, przekonałam się o tym, czytając jej serię Żniwiarz, jednak wspomniany cykl okazał się dość nierównym – były lepsze i gorsze tomy. Największy wpływ na ową nierówność miało rozłożenie tempa akcji – pewne części wręcz nią ociekały, podczas gdy kolejne posiadały jej jak na lekarstwo. Niektóre sceny były niepotrzebne i ich lektura dłużyła się niemiłosiernie. W finalnym podsumowaniu seria wypadła całkiem przyzwoicie, ale nie da się ukryć, iż miała kilka gorszych momentów.

Tymczasem Zapomniane Księgi, cykl połączony ze Żniwiarzem, zapowiada się odmiennie. Już pierwszy tom serii mocno mnie zaskoczył – czytelnik dostał nieźle nakreśloną opowieść, ze zgrabnymi plot twistami i dobrze wykreowanymi bohaterami. Działo się w tej książce, oj działo. Nie można się było od niej oderwać, a zakończenie wywróciło wszystko do góry nogami. Takiego rozwinięcia mało kto się spodziewał.

Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec kontynuacji Żniwiarza, Tropiciela, były dość konkretne. A co jeśli autorka za mocno namieszała i niezdarnie poprowadzi dalej historię? Może dwójka nie okaże się tak wciągająca i nieobliczalna? Czy Hendel jest w stanie jeszcze czymś zaskoczyć czytelnika? Pojawiło się sporo pytań i wątpliwości dotyczących książki Tropiciel. Jak więc ona wypadła?

To tylko sen?

Hubert nie wie, co myśleć o ostatnich wydarzeniach. Okazało się, że cała apokalipsa to senny wytwór, nie miała miejsca. Ot zwykły koszmar, jakich wiele. Coś mu jednak podpowiada, że to nie może być normalny majak, wierzy, iż wszystko, co przeżył, wydarzyło się naprawdę. Albo wydarzy. W końcu wyśnione zdarzenia z Paryża się sprawdziły, nastąpił wybuch, zginęło wiele osób. Bohater zmienił wprawdzie pewne wydarzenie, uratował swojego przyjaciela Ernesta, ale reszta historii potoczyła się jak w jego śnie.

Protagonista nie ma jednak za wiele czasu, by rozmyślać o koszmarze, musi odnaleźć swoich bliskich i przekonać ich, żeby schronili się w jakimś bezpiecznym miejscu. A to wcale nie okazuje się takie proste. O ile Ernest mu ufa i wierzy, że Hubert coś wie, o tyle rodzice bohatera nie za bardzo są skłonni rzucić wszystko i wyjechać. Mają dobre prace, piękne mieszkanie, zobowiązania, swoje życie i nie uśmiecha im się rezygnować z tego z powodu czarnych wizji ich syna.

Niezwykle szybko zostaną zmuszeni do zrewidowania swoich poglądów i zmiany decyzji  – wojna i epidemia sprawią, iż z ich oczu spadną różowe okulary. Wprawdzie nadal nie będą wierzyli synowi w żadną apokalipsę, a tym bardziej w to, że po Polsce błąkają się potwory z legend i starych wierzeń, natomiast zdecydują się opuścić miasto i schronić się na wsi – u dziadka Ernesta.

Jak potoczą się losy bohatera i jego bliskich? Czy demony rzeczywiście istnieją?

Takie dobre!

Tropiciel Pauliny Hendel to jedna z lepszych kontynuacji, jakie można przeczytać. Zazwyczaj jest tak, że po mocnym i intrygującym pierwszym tomie kolejny w jakiś sposób rozczarowuje. W tym przypadku nie mamy do czynienia z takim scenariuszem. Autorka sprostała oczekiwaniom odbiorców, oddając w ich ręce dopracowaną opowieść o walce z przeciwnościami losu, zmaganiu się z nową sytuacją, próbie odnalezienia się w niesamowitej rzeczywistości. Na wierzch wychodzą ludzkie lęki i strach przed tym, co przyniesie przyszłość.

Z jednej trony mamy więc książkę o stawianiu czoła codzienności – bez prądu, bez technologicznych udogodnień, bez dostępu do mediów. Pisarka pokazuje, jak wyglądałby powrót do przeszłości – do czasów, kiedy najbardziej liczyła się siła ludzkich rąk. Poranne wstawanie, obrządek, naprawy i tworzenie sprzętów ułatwiających byt, dbanie o uprawy… Oto nowa codzienność. Bohaterowie, którzy są przyzwyczajeni do współczesnych udogodnień, muszą zmienić swoje podejście do życia i zacząć funkcjonować w świecie ich pozbawionym.

Obserwujemy ich zmagania z codziennością, jednak nie one stanowią trzon opowieści. Owszem, są odpowiednio wplecione w wydarzenia rozgrywające się w Tropicielu, stanowią bodziec dla większości z tych ważniejszych zdarzeń, ale nie na tym koncentruje się Hendel. Już sam tytuł sugeruje, na co położony jest nacisk. Tropiciel tropi – a czego można poszukiwać w tej książce? Oczywiście demonów.

Tych pojawia się na kartach powieści całkiem sporo, o wiele więcej niż w Żniwiarzu. Poznajemy nie tylko ich wygląd, ale także dowiadujemy się o nich parę rzeczy (chociażby gdzie żyją, co lubią, jak się ich pozbyć). Hendel ma kilka potwornych asów w rękawie, bohaterowie jej utworu bardzo często muszą zmierzyć się z mitycznymi przeciwnikami. A starcia wcale nie okazują się łatwe.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze aspekt psychologiczny. Jak zachowują się ludzie po apokaliptycznych wydarzeniach? Pisarka rysuje przed nami sylwetki głównych bohaterów, na nich skupiając się najbardziej. Czytelnik widzi więc, jak zmieniają się Huber, Ernest czy ich bliscy albo mieszkańcy wsi, w jakiej przyszło żyć protagonistom. Ale pojawiają się także postaci poboczne, jest ich całkiem pokaźna liczba. Są ci dobrzy i ci źli – widać więc cały wachlarz ludzkich zachowań. Niektóre z nich przerażają i pokazują bezwzględne oblicze potwora.

Podsumowanie

Tropiciel jest dobry. To proste zdanie oddaje tak naprawdę wszystko. Akcja? Jest! Plot twisty? Są! Dobrze zarysowana historia i odpowiednio poprowadzone zdarzenia? Odhaczone! Tutaj, poza kilkoma kosmetycznymi aspektami, nie ma tak naprawdę co skrytykować. Do tego autorka kolejny raz serwuje intrygujące zakończenie, które tylko wzmaga apetyt na więcej. A więcej już niebawem!

tropicielTytuł: Tropiciel

Autor: Paulina Hendel

Wydawnictwo: We Need YA

Ilość stron: 576

ISBN: 9788379761234

Więcej informacji TUTAJ


podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Takie pozycje czyta się z przyjemnością.
Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Takie pozycje czyta się z przyjemnością. Słowiańskie stwory. „Tropiciel” – recenzja książki