Technologia uzależnia. „Łzy Mai” – recenzja książki

-

Rewolucja technologiczna odmieni oblicze Ziemi w ciągu kilku lat. Tak przynajmniej prognozuje Martyna Raduchowska, która we wznowieniu książki Łzy Mai zabiera nas do drugiej połowy XXI wieku, gdzie androidy, cyborgi czy wysoce zaawansowane drony są na porządku dziennym.

Pytanie tylko, czy autorka znana z powieści i powiastek raczej w klimatach fantasy i lekkiej grozy, z kobietami w roli głównej, jest w stanie zaserwować czytelnikowi ciekawe cyberpunkowe science fiction o detektywie z problemami. Taki niespodziewany zwrot akcji o sto osiemdziesiąt stopni przyjemnie mnie zaskoczył i pozwolił chociaż na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości i zanurzyć w marzeniach o lepszej przyszłości. Ale czy na pewno tak doskonałej?

Dwie strony horyzontu

Historia rozpoczyna się w roku 2034, kiedy główna siedziba Beyond Industires zostaje zaatakowana przez grupę Equilibrium. Ich celem jest nowy lek zwany reinforsyna, który potrafi udoskonalić wydajność układu nerwowego, pamięć czy koncentrację. Ma też inne zastosowanie – dzięki temu specyfikowi, dotąd puste wewnętrznie androidy, mogą w końcu poczuć prawdziwe emocje, poznać smak radości, smutku, żalu czy strachu. Jednak po zażyciu leku występują niepożądane efekty i to właśnie one doprowadzają do zamieszek. W obliczu coraz bardziej szerzącej się rebelii, władze nie miały wyboru: postawiły Mur, dzieląc miasto na New Horizont (dla porządnych obywateli) i Dark Horizont, gdzie, jak nietrudno się domyślić, zostały wygnane nieposłuszne androidy i buntownicy.

Po trzech latach od katastrofy, porucznik Jared Quinn, który jako jedyny przeżył masakrę w Beyond Industires, wraca do czynnej służby. Mężczyzna przepełniony jest niechęcią do wszystkiego, co mechaniczne. Na dodatek wbrew swojej woli wyposażony został we wszczepki do mózgu i zmuszony jest chodzić na terapię do znienawidzonej lekarki. W pierwszej części książki, Quinn zmaga się z akceptacją ponurych faktów, rozwodem z żoną oraz przystosowaniem do nowej rzeczywistości. W drugiej – trafia na sprawę i to nie byle jaką, bo niemożliwą do rozwiązania przy pomocy nowoczesnych technologii. Tajemnicze brutalne morderstwa naprowadzają go na trop Mai – androida, którego Jared nienawidzi najbardziej.

Cyberpunk 2037

To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Martyny Raduchowskiej. Autorka jakiś czas temu „kupiła” mnie swoimi Idowymi opowieściami w cyklu Szamanka od umarlaków. Dlatego kiedy Wydawnictwo Uroboros ogłosiło wydanie wznowienia powieści Łez Mai (pierwotnie książka ukazała się nakładem Fabryki Słów), nie miałam żadnych wątpliwości i z wielką niecierpliwością wyczekiwałam swojego egzemplarza recenzenckiego. Chociaż nie obyło się bez pewnych obaw. Do tej pory nie miałam styczności z cyberpunkiem i trochę niepokoiłam się, że to nie są moje klimaty. Jednak Raduchowska już po samym prologu rozwiała wszelkie moje wątpliwości i szybko okazało się, że poświęcenie czasu na tę lekturę to najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.

Przede wszystkim dzięki fabule, która wciąga od samego początku, a ilość zaskakujących zwrotów po prostu wbija czytelnika w fotel. I to nie jest tylko czcze gadanie i zachwalanie ulubionej autorki. O nie! Wyraźnie widać, że Raduchowska doskonale czuje się w klimacie cyberpunku i science fiction. Niestraszne są jej techniczne elementy, jak na przykład zaawansowana medycyna czy cyborgizacja, tak bardzo charakterystyczne dla tego gatunku. I pomimo tego, że kompletnie nie znałam niektórych zwrotów, z łatwością odnalazłam się w świecie stworzonym przez autorkę. Być może zasługą tego jest fakt, że posługuje się ona naprawdę prostym, a zarazem nad wyraz plastycznym językiem, przez co snuta historia jest o wiele łatwiejsza w odbiorze. Poza tym, także w Łzach Mai nie mogło zabraknąć ciętego i sarkastycznego humoru, z którego w polskiej fantastyce zasłynęła Martyna Raduchowska.

Ale autorka znana jest również z charakterystycznych bohaterów. W cyklu Szamanka od umarlaków była nim Ida Brzezińska, naturalna, sarkastyczna i nadzwyczaj uparta kobieta. Natomiast w Łzach Mai główną rolę odgrywa mężczyzna, czyli wspomniany wcześniej porucznik Jared Quinn. I jest on chyba najbardziej zarysowaną postacią w całej książce. Oczywiście Raduchowska nie szczędzi na wprowadzaniu coraz to nowych osób do historii, ale pojawiają się oni tylko na moment i niewiele się o nich dowiadujemy. Jedynie Jolene, siostra Quinna, zapadła mi jeszcze w pamięci, zapewne dlatego, że jest niezwykle podobna pod względem charakteru do swojego brata – uparta i potrafi postawić na swoim. Jeżeli o nim już mowa. Mężczyzna od samego początku jakoś nie wzbudził we mnie pozytywnych uczuć. Być może przez tę jego wrodzoną niechęć do cyborgizacji i brak w ogóle jakichkolwiek chęci do zrozumienia postępującej technologii. A ta przecież będzie się rozwijać, czy to mu się podoba, czy nie. Jednak Quinn ma jednak w sobie coś z Igi Brzezińskiej – oprócz sarkastycznego humoru, jest twardy i nie ustępuje, dopóki nie dopnie swego. I to najbardziej podoba mi się w bohaterach kreowanych przez Raduchowską, że są oni zwyczajni, a nie wyidealizowani.

Powrót do przyszłości

Łzy Mai to naprawdę niesamowita powieść. Posiada wszystko, czego oczekuje się po przyjemnej lekturze: pełna tajemnic, niedopowiedzianych zwrotów akcji i mrocznego nastroju, w której gatunki mieszają się ze sobą, a bohaterzy wydają nam się starymi, dobrymi znajomymi. I wcale nie trzeba obawiać się, że Raduchowska nie udźwignęła tematu i w pełni nie oddała klimatu cyberpunku – w końcu autorka znalazła się w gronie zespołu zajmującego się Cyberpunk 2077, co powinno przekonać przede wszystkim wielbicieli gier wideo. Dlatego czym prędzej zachęcam do zamawiania książki i zagłębienia się w wizji zcyborgizowanej przyszłości.

Technologia uzależnia. „Łzy Mai” – recenzja książki

Tytuł: Łzy Mai

Autor: Martyna Raduchowska

Wydawnictwo: Uroboros

Liczba stron: 416

ISBN: 978-832-80-5459-2

Agnieszka Michalska
Agnieszka Michalska
Pasjonatka czarnej kawy i białej czekolady. Wielbicielka amerykańskich seriali i nienasycona czytelniczka książek, ale nie znosi romansów. Podróżuje rowerem i pisze fantastyczne powieści - innymi słowy architekt własnego życia.

Inne artykuły tego redaktora

2 komentarzy

Popularne w tym tygodniu