Komiksy mają to do siebie, że czytelnik niespecjalnie musi się wysilać, aby wyobrazić sobie daną scenę. Dzięki kadrowanym kolorowym (zdarzają się też czarno-białe) obrazkom możemy w pełni cieszyć się snutą historią. Najbardziej znane firmy, czyli Marvel i DC, w ten sposób zrzeszyły sobie fanów na przestrzeni wielu lat. Ale jeżeli ktoś nie lubi powieści graficznych? Przyczyn może być wiele: poszczególne zeszyty są za drogie bądź też ciężkie i niewygodne podczas czytania.
Stuart Moore wyszedł naprzeciw tym utrudnieniom i zaczął wydawać oficjalne powieści z uniwersum Marvela na motywach kultowych komiksów. I w ten sposób, dzięki Wydawnictwu Insignis, w kwietniu tego roku, na polskim rynku literackim pojawiła się książka zatytułowana Wojna Domowa. Powieść Uniwersum Marvela. Jej graficzny pierwowzór sprzedał się nakładem ponad pół miliona egzemplarzy. Natomiast w czerwcu do kin wszedł film X-Men: Mroczna Phoenix, gdzie tytułową rolę zagrała Sophie Turner. Z tej okazji wypuszczono kolejną prozę Moore’a. Mowa tutaj o Marvel: X-Men. Sadze Mrocznej Phoenix. Niestety nie miałam jeszcze okazji obejrzeć wspomnianej produkcji ani przeczytać komiksu autorstwa Chrisa Claremonta, Dave’a Cockruma i Johna Byrne’a, ale zapewne po tej lekturze szybko to narobię.
Niczym ognisty ptak
Po katastrofie wahadłowca w Jean Grey obudziła się pradawna, boska moc, zwana Phoenix, jednak przez pewien czas kobiecie udawało się trzymać ją w ryzach. Nie minął rok, kiedy to X-Meni stanęli naprzeciwko swojego największego wroga, Magneto, i omal nie zginęli podczas wybuchu wulkanu. Nieświadoma tego, że jej przyjaciele żyją, Jean postanowiła uciec. Jednak podróż nie trwała zbyt długo. Statek, którym płynęła, został uszkodzony i ostatecznie wylądowała na wyspie Kirinos, gdzie poznała tajemniczego mężczyznę, Jasona Wyngarde’a. Romans ten nie trwał zbyt długo, gdyż Jean w końcu dowiedziała się, że jej ukochany wciąż na nią czeka i postanowiła wrócić w objęcia Scotta Summersa aka Cyclopsa.
W międzyczasie Storm, Colossus i Wolverine, podczas rekrutacji młodej mutantki, zostali zaatakowani, a następnie porwani przez organizację zwaną Hellfire Club. Jean Grey ponownie połączyła siły z X-Menami, aby uratować swoich przyjaciół. Podczas ich kolejnej, wspólnej misji, mającej na celu powstrzymanie członków zgrupowania, pradawne bóstwo na dobre przejęło umysł i ciało kobiety. W obliczu takiej siły nawet mutanci są bezsilni. Na sercu leży im jednak los całego świata, ale także ukochanej Jean. Czy dadzą radę powstrzymać potężną Phoenix, nie zabijając przy tym swojej przyjaciółki?
Teraz i na zawsze PHOENIX!
Jako wielbiciela zarówno książek, jak i komiksów, byłam niezmiernie ciekawa, czy Stuart Moore potrafił przekazać tę samą historię, tylko w formie pisanej. Chociaż posiadam egzemplarz Wojny Domowej jego autorstwa, to bardziej skusiła mnie jednak Saga Mrocznej Phoenix. I moim zdaniem pisarz spisał się naprawdę dobrze. Nie tylko przeniósł na karty książki moich ulubionych bohaterów, ale także sprawił, że poznałam ich też nieco bliżej. Ale o tym za chwilę. Wrócę do stylu, którym posłużył się Moore. Widać tutaj przede wszystkim sztywność języka, co może sugerować, że ściśle trzymał się on oryginału. Jednak barwnie i obrazowo opisuje on widowiskowe walki bohaterów, kiedy to używają swoich mutanckich mocy. Oczywiście sama powieść napakowana jest akcją, co nie pozwala na nudę ani chwilę wytchnienia. W końcu to superbohaterowie Marvela, a jak wiadomo, u nich zawsze coś się dzieje.
Saga Mrocznej Phoenix ma za zadanie przede wszystkim ukazać czytelnikowi narodziny tytułowej „wszechpotężnej siły”, zagłębiając się w jej charakter i pozwalając odkryć motywy nią kierujące. Także w powieści znalazło się zarówno miejsce na spektakularne potyczki, jak i moralne dylematy, wątpliwości, wewnętrzne konflikty oraz kompromisy. Kiedy nie wszystko kręci się wokół narodzin Phoenix i ratowania X-Menów z opresji, na pierwszy plan przesuwają się relacje między mutantami, które są jak najbardziej ludzkie. Miłość, złamane serce, przyjaźń, zdrada… Wszystko to znajdziemy na tych ponad trzystu stronach.
W samej książce nie tylko pojawiają się X-Meni na czele z Cyclopsem, Jean Grey, Storm, Colossusem, Wolverinem, Nightcrawlerem czy Charlesem Xavierem. Mamy także członków organizacji Hellfire Club, w skład której wchodzą takie postacie, jak Mastermind, Emma Frost czy Sebastian Shaw. A na dokładkę w powieści przewinęli się także sami Avengersi: Spider-Man, Doctor Strange, Ant-Man, Black Widow oraz Iron Man. Wspomniani są jedynie przez chwilę, ale ich wystąpienie wywołuje uśmiech na twarzy fana Marvela. Zwłaszcza cięte komentarze Tony’ego Starka w stosunku do wspomnianego czarodzieja.
Zapytacie: czy warto?
Mimo że nie przeczytałam (jeszcze!) komiksu, to wyraźnie widać, że Stuart Moore wiernie trzymał się pierwowzoru, chociażby przez sztywny język, którym się posłużył. Dlatego też w samej książce przewija się mnóstwo absurdalnych rozwiązań i górnolotnych dialogów, co na pewno nie wyszło powieści na dobre. Mimo wszystko z przyjemnością przeczytałam tę Sagę Mrocznej Phoenix, chociażby dla samej Jean Grey i genezy Phoenix, aby bliżej poznać jej naturę i motywację kierującą tą pozaziemską siłą. I właśnie to tutaj wszystko odnalazłam. Także z całą pewnością sięgnę po następne książki Stuarta Moore’a z uniwersum Marvela i nie tylko.
Tytuł: Marvel: X-Men. Saga Mrocznej Phoenix
Autor: Stuart Moore
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 408
ISBN: 978-83-66071-93-3