Spryt i technika. „Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie” – recenzja książki

-

Z książkowymi seriami bywa różnie, o czym zapewne przekonała się większość z was. Nie dość, że rozrastają się w zastraszającym tempie, a przecież na początku to miała być tylko trylogia, teraz zaś wyszedł już nasty tom, to jeszcze bardzo często większość z wchodzących w ich skład powieści okazuje się napisana na siłę, po to, by dobić do narzuconej przez wydawnictwo liczby woluminów. Tak, w przypadku cykli przeważnie dzieje się tak, że tytuł nie jest równy tytułowi – jedne powieści są naprawdę dobre, a inne pozostawiają wiele do życzenia.

A biedny czytelnik siedzi skulony w swoim fotelu i nadrabia tom za tomem, bo lubi bohaterów albo darzy sympatią twórcę serii. Na szczęście nie każdy cykl oznacza, że musimy przejść męki zanim dobrniemy do finalnej części opowieści. Niektórzy autorzy dbają o dobro psychiczne swoich odbiorców, oddając w ich ręce dopracowane, poprawnie napisane i przemyślane historie, które aż chce się czytać. Pisarzem, jaki potrafi zdziałać literacką magię i oczarować osoby zagłębiające się w wykreowane przez niego opowieści, jest niewątpliwie John Flanagan. Jego seria Zwiadowcy to jeden z najlepszych cykli skierowanych do młodych czytelników, choć tak po prawdzie i ci starsi bardzo chętnie po niego sięgają. Bo jest po co.

W pułapce

Najnowszy tom Zwiadowców to kontynuacja przygód opisanych przez Flanagana w poprzedniej części – Klanie Czerwonego Lisa. Cassandra, król Duncan oraz ich poddani są uwięzieni w jednej z wież zamku Araluen, którą za wszelką cenę próbują zdobyć najeźdźcy, jakimi przewodzi Dimon. Żądny władzy i korony antagonista chwyta się najróżniejszych sposobów, byle tylko uprzykrzyć życie księżniczce i jej bliskim. Nie wie, że córka regentki – Maddie, wydostała się z zamku, by zebrać odpowiednie wsparcie. Najpierw musi jednak wydostać swojego ojca i dowódcę Korpusu Zwiadowców z oblężonego przez najemników Dimona fortu. W tym mają jej pomóc Skandianie – silni, nieustraszeni i niepowstrzymani wojownicy, którzy nie pozwolą, by ich przyjaciołom stała się krzywda. Potyczka jest nieunikniona. Tylko kto wyjdzie z niej zwycięsko?

Spisek, plany i peleryna

Seria Zwiadowcy to jeden z najlepszych młodzieżowych cykli, z jakimi przyszło mi się zapoznać. John Flanagan potrafi stworzyć emocjonującą opowieść, z nietuzinkowymi bohaterami, do tego trzymającą w napięciu i wzbudzającą apetyt na więcej. Każdy tom to nowa dawka emocji, kolejne wyzwania stojące przed protagonistami i następna książka, która zapiera dech w piersi. Prawda jest bowiem taka, że powieści Johna są dobre, naprawdę dobre, nie czuć, że się dłużą, nie ma się wrażenia, iż autor pisze je na siłę. Do tego Flanagan nie gardzi szczegółowymi i długimi opisami, wprawdzie nie takimi jak u Tolkiena, ale australijski twórca wie, jak manewrować słowem, by zachwycić czytelnika.

Pojedynek w Araluenie  to kolejna opowieść, która została doskonale przemyślana, wszystko w niej łączy się ze sobą, odbiorca nie ma wrażenia, że autor raczy go niespójnymi i naprędce wymyślonymi rozwiązaniami fabularnymi. Maddie musi zmierzyć się z wielkim niebezpieczeństwem – dziewczyna zostaje niejako zmuszona do wzięcia sprawy w swoje ręce, ponieważ jej bliscy znajdują się w tarapatach i tylko ona jest w stanie im pomóc. Czy uda jej się uratować rodziców, przyjaciół i poddanych? O tym przekonacie się, sięgając po tę pozycję. A warto, bo Flanagan nie szczędzi nam emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Ten tom nie zawodzi. Jeszcze żadna historia serii Zwiadowcy nie sprawiła, iż poczułam się rozczarowana. Jedynym minusem tej części i poprzedniej okazuje się fakt, że brakuje w nich dwóch najważniejszych dla opowieści bohaterów – Willa i Halta. Prawdą jest, iż to właśnie ta dwójka stanowi serce i duszę serii i czuję się nieco rozczarowana, że w tak ważnym momencie dla królestwa, w jakim żyją, pisarz odsunął ich bok, wysłał na tajemnicza misję, przez co zwiadowcy nie wiedzą, w jak trudnej sytuacji znajdują się ich przyjaciele. Mam jednak nadzieję, że Flanagan zrekompensuje swoim czytelnikom brak najważniejszych postaci, serwując nam opowieść, gdzie ta dwójka będzie musiała wykazać się sprytem i pomysłowością.

Do tej pory pamiętam wcześniejsze historie, kiedy to Halt i Will atakują wroga, obmyślając wcześniej plan, który sprawi, że nieprzyjaciel zostanie rozgromiony. Brakowało mi tego w tej części. Nie zrozumcie mnie źle, Pojedynek w Araluenie  to dobra książka, gdzie kolejny raz ukazany zostaje spryt i pomysłowość głównych bohaterów. Tym razem prym w obmyślaniu planów wiedzie Maddie, uczennica Willa i córka Cassandry oraz Horace’a. Flanagan wykreował niezwykle odważną, waleczną i mądrą postać, która zrobi wszystko, byle uratować bliskie jej sercu osoby i oddanych jej ludzi. Maddie bierze sobie do serca nauki, jakie zdobyła podczas trzech lat szkolenia na zwiadowcę i umie je wykorzystać. Nie da się nie podziwiać tej postaci. Zresztą nie tylko jej, bo przecież znani nam z innych części protagoniście także nie pozostają bierni – działają, obmyślają plany i egzekwują je. Niemniej czytelnik, który śledzi serię od samego początku czuje małe ukłucie żalu, że na szachownicy nie pojawiły się najważniejsze pionki – Halt i Will.

Podsumowanie

Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie to kolejna udana książka serii. Poza jednym drobnym szczegółem, tak – nadal płaczę po dwu zwiadowcach, trudno znaleźć wady tej pozycji. Akcja? Jest! Spiski i plany? Są! Dobrze poprowadzona i opisana walka? Mamy! Flangan to stary wyjadacz chleba, który dokładnie wie, co robi, trudno mu więc zarzucić jakieś niedociągnięcia. Zwiadowcy to jedna z tych serii, kiedy czytelnik nie patrzy na ilość tomów, jakie już się ukazały, nieważne, że mamy ich już czternaście. Nadal chcemy więcej!

Spryt i technika. „Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie” – recenzja książki

 

 

Tytuł: Zwiadowcy 14. Pojedynek w Araluenie

Autor: John Flanagan

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 385

ISBN: 978-83-7686-737-3

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu