Niezaprzeczalne jest, że Mario Kart 8 Deluxe to najlepiej sprzedająca się gra na Nintendo Switch – z opublikowanych we wrześniu 2023 roku danych wynika, iż liczba ta sięga 57 milionów sztuk. Samochodziki zajmują pierwsze miejsce na podium i wcale nie jestem zdziwiony, gdyż produkcję dopieszczono do granic możliwości. Dodać trzeba, że to pozycja dla całej rodziny i mimo wielu lat na karku, bawi wciąż tak samo.
DLC okazuje się pewnego rodzaju kremem na zmarszczki dla tego prawie siedmiolatka, który wydłuży jego bijący blask na kolejne miesiące życia leciwego już Switcha.
Rozszerzenie do Mario Kart 8 Deluxe dawkowane było przez kilkanaście miesięcy. Autorzy dokładali cegiełki, by budować więź z odbiorcami, aż w końcu dodali ostatnią, która zwieńczyła dzieło. Sześć fal – bo tak twórcy nazwali poszczególne minidodatki, przypływały z nowymi trasami, a czasami z postaciami. Łącznie otrzymaliśmy czterdzieści osiem tras i osiem grywalnych rajdowców. Kontent praktycznie został podwojony jeżeli chodzi o liczbę dostępnych map.
Każda fala przynosiła po osiem tras, czyli dwa puchary do zdobycia. Ze względu na liczbę, jakość torów bywała różna i zdecydowanie najsłabiej wypadały te z mobilnej wersji gry. Bijąca z nich nuda i powtarzalny schemat w niczym nie wyróżniał ich na tle odnowionych bajecznych dróg z poprzednich edycji Mario Kart.
Dodać muszę, że pojawiły się również całkiem nowe, wcześniej niewystępujące poziomy. Jak dla mnie jest to oznaka, że Nintendo lubi robić niespodzianki.
Crème de la crème
Szósta fala – ostatni przypływ świeżości, historyczny moment, zwieńczający długą drogę w growym świecie.
Zaprawiony w boju nieugięty bohater dostał pożegnalny powerup do finałowej walki. Już wie, że niczego więcej nie będzie, ale dalej dumnie stoi na podeście i bije kolejne rekordy. Czapka z głowy – chylę czoła za determinację. Jedni mogliby powiedzieć, że to dojenie, inni będą bić owacje na stojąco za przedłużanie życia wspaniałej gry.
Osobiście zaliczam się do tej drugiej grupy. Nie czuję się trzepany po kieszeniach, bo po pierwsze: DLC jest bardzo tanie, a po drugie: można je otrzymać w ramach rozszerzonego abonamentu Nintendo Switch Online. Trzecim, bardzo ważnym, argumentem będzie fakt, że dodatek daje tak dużo, że aż ciężko uwierzyć, iż wyceniono go na tylko tyle.
No dobra, ale co z mapami?
Grande finale
W podsumowaniu chciałbym opisać moje doznania z trasami ostatniej fali, gdyż to one zakończyły wyścig. Dwa puchary – Acorn Cup i Spiny Cup. Pierwszy z nich zawiera Rome Avanti (Mario Kart Tour), DK Mountain (Mario Kart: Double Dash!!), Daisy Circuit (Mario Kart Wii) oraz Piranha Plant Cove (Mario Kart Tour). Drugi daje dostęp do Madrid Drive (Mario Kart Tour), Rosalina’s Ile World (Mario Kart 7), Bowser Castle 3 (Super Mario Kart) I Rainbow Road (Mario Kart Wii).
Żeby nie było tak kolorowo, od razu powiem, że nie wszystkie te mapy są idealne i przypadły mi do gustu. Jednakże, po wielu z nich jeździło się dość przyjemnie. Widać dopracowanie szczegółów, dlatego też najbardziej utkwiły mi w pamięci DK Mountain i Bowser Castle 3. Uważam, że te trasy mają wspaniałą oprawę muzyczną, dobrze korespondującą z motywem i zawiłością dróg.
Niemniej, na sam koniec chciałbym wyrazić swój zachwyt dla tego dodatku. Nie muszę lubić wszystkiego, ale cieszy mnie fakt, że każde przejechane kilometry zostają w pamięci. Do tego mogę poświrować Marianem w asyście syna, co jeszcze bardziej podkręca zachwyt. Tytuł na pewno będzie ogrywany do czasu pojawienia się dziewiątej wersji, ale to już pewnie na następnej generacji konsoli od Big N.