Podporządkuj się! „Czarne święta” – recenzja filmu

-

Już niebawem nadejdzie TEN dzień w roku. Czas ozdabiania zielonej choinki pięknymi, kolorowymi bombkami, przygotowywania świątecznych wypieków i kulinarnych rarytasów, pakowania prezentów i śpiewania kolęd. Okres spokoju, spędzania chwil w rodzinnym gronie i odpoczynku. Nie każdemu będzie jednak dane zaznanie chwili wytchnienia.

Święta to idealny czas dla spragnionych krwi maniaków, tak przynajmniej uważają filmowi twórcy. W myśl zasady grudzień bez krwawego filmu, którego akcja dzieje się w okresie Bożego Narodzenia, grudniem straconym nie mogło zabraknąć wigilijnego slashera. Tym razem nie zaserwowano nam opowieści o mordującym niewinnych Mikołaju czy przerażających skrzatach spragnionych czerwonej posoki. Teraz czoła niebezpieczeństwo będzie musiała stawić grupa przerażonych studentek, a ich oprawcą jest…

Podporządkuj się! „Czarne święta” – recenzja filmu
Blumhouse kadr z filmu „Czarne święta”
Ho ho ho?

Zbliżają się Święta. Czas, kiedy większość studentów i wykładowców udaje się w rodzinne strony, by spędzić te kilka dni wolnego wraz z bliskimi. Parę osób zostaje jednak w domach bractw. Riley, Kris, Jesse i Marty mają zamiar wziąć udział w organizowanym co roku spotkaniu, na którym pojawiają się studenci pozostający w akademickich murach. Przygotowania do imprezy trwają, a poprzedza je występ w organizowanym przez męskie bractwo konkursie.

Cztery przyjaciółki wzbudzają na nim sporo kontrowersji – publicznie oskarżają jednego ze studentów o gwałt, co spotyka się z negatywnymi reakcjami ze strony kolegów posądzonego. Bardzo szybko dziewczyny zaczynają dostawać dziwne wiadomości na komunikatorze społecznościowym. Okazuje się również, że kilka ze studentek, które wyjechały wcześniej do domów na Święta, nie dotarło do nich. Riley czuje, że w sprawę wmieszani się chłopcy z bractwa. Czy rzeczywiście?

Morderstwa, inicjacja i magia

W Czarnych świętach twórcy nie raczą nas zbyt brutalnymi scenami, a posoki pojawia się jak na lekarstwo. Jeśli więc spodziewacie się produkcji, w której krew tryska z każdej rany, a rzeź stanowi nieodłączny element fabuły, to ten obraz wam tego nie zapewni. Mamy kilka ofiar, jednak bez zbędnego rozbryzgu czerwonej posoki, męczenia mordowanej osoby i odcinania członków.

Podporządkuj się! „Czarne święta” – recenzja filmu
Blumhouse kadr z filmu „Czarne święta”

Pojawia się za to magia! Tak, dobrze widzicie – twórcy postanowili połączyć slasher z motywami rodem z horrorów fantasy i dać nam… I właśnie tutaj pojawia się problem. Nie wiadomo dokładnie, co tak naprawdę sprawiło, że produkcja obrała taki, a nie inny kierunek. Momentami można odnieść wrażenie, iż obraz miał być horrorem z elementami czarnej komedii, jednak jest to mocno naciągane założenie. Owszem, podczas seansu pojawi się sporo scen, kiedy widz zacznie się śmiać. Problem w tym, że raczej nie było to zgodne z planami producentów…

Twórcy zaserwowali nam całkiem znośny początek opowieści – dziewczyny prześladowane i mordowane przez zakapturzone postaci. Oczywiście odbiorca bardzo szybko rozwiązuje zagadkę tego, kto stoi za zgonami. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zabawa z czarami, okultyzmem i dziwną czarną mazią.

Ten wątek sprawił, że obraz zamienił się w pokraczną opowiastkę, gdzie każde decyzje i wyjaśnienia okazują się irracjonalne, dziwne i przekombinowane.

Podporządkuj się! „Czarne święta” – recenzja filmu
Blumhouse kadr z filmu „Czarne święta”
Siła sióstr

Motywem przewodnim historii jest siostrzana siła (w sensie sióstr z bractwa). I tak, pojawia się wątek walki płci, nietolerancji i wyższości mężczyzn nad kobietami. Mamy więc poważne tematy wepchnięte bez składu i ładu do fabuły horroru. Bo przecież jakoś trzeba wytłumaczyć działania poszczególnych bohaterów i antagonistów. Co z tego, że wyjaśnienia nie mają najmniejszego sensu i brzmią niezwykle sztucznie. Grunt, iż jakieś są. Tylko że widz nie łyka każdej przedstawionej mu odpowiedzi. A już zwłaszcza tych, które są irracjonalne i po prostu głupie.

Siła sióstr? Piękne i wzniosłe hasło, jednak w Czarnych świętach to zwykły frazes.

Podsumowanie

Po pierwsze, bohaterki opowieści denerwują. Po drugie, fabuła jest bardziej dziurawa niż szwajcarski ser. Po trzecie, motyw magii budzi politowanie. Po czwarte, nic nie ma w tym filmie większego sensu i w pewnym momencie widz marzy tylko o jednym, by seans jak najszybciej dobiegł końca. Trudno znaleźć jakieś pozytywy Czarnych świąt. Jedynie początek filmu okazuje się w miarę przyzwoity.

Jednak czy to wystarczy? Zdecydowanie nie…

Podporządkuj się! „Czarne święta” – recenzja filmu
Blumhouse plakat z filmu „Czarne święta”

 

Tytuł oryginalny: Black Christmas

Reżyseria: Sophia Takal

Rok: 2019

Czas: 1 godzina 32 minuty

podsumowanie

Ocena
3

Komentarz

Świąteczny horror, który wywoła w nas dreszczyk przerażenia? Nic z tych rzeczy. To nudna opowieść, bez składu i ładu, z nijakimi bohaterkami i czarną mazią.
Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Świąteczny horror, który wywoła w nas dreszczyk przerażenia? Nic z tych rzeczy. To nudna opowieść, bez składu i ładu, z nijakimi bohaterkami i czarną mazią. Podporządkuj się! „Czarne święta” – recenzja filmu