Pif-paf i łubudu! „Atomic Blonde” – recenzja filmu

-

Odkąd zobaczyłam Pokutę, mam olbrzymią słabość do Jamesa McAvoya. Do tego bardzo spodobał mi się John Wick. Dlatego gdy tylko pojawiła się możliwość zrecenzowania Atomic Blonde, nie wahałam się ani sekundy! Czy obraz Davida Leitcha przypadł mi do gustu?
Mamo, mój komputer jest zepsuty

Zacznijmy od tego, że od początku miałam problem z filmem Atomic Blonde. Najpierw okazało się, że mogę go obejrzeć jedynie w wersji z lektorem (czego nienawidzę!), a później przez słaby transfer danych obraz zatrzymywał się co dwie sekundy. Zirytowana wyłączyłam komputer, zgłosiłam problem techniczny do Naczelnej i postanowiłam podjąć kolejną próbę oglądania następnego dnia. Na szczęście nazajutrz serwer nie był obciążony, więc mogłam spokojnie oglądnąć film.

Lista i neonowy Berlin

Główna bohaterka filmu, Lorraine Broughton, jest brytyjską agentką, która zostaje wysłana do Berlina (należy pamiętać, że był on wówczas podzielony na części zachodnią i wschodnią), by zlokalizować i odzyskać wykradziony przez radzieckie służby specjalne wykaz szpiegów. Jeśli słyszeliście o naszej rodzimej operacji „Gwiazda” (Antoni Macierewicz opublikował wówczas listę aktywnych polskich oficerów wywiadu), zdajecie sobie sprawę z konsekwencji, jakie może nieść ze sobą dekonspiracja szpiegów. Zadanie kobiety jest zatem niezwykle ważne i śmiertelnie niebezpieczne. Jej misji nie ułatwia fakt, iż podczas zimnej wojny Berlin był podzielony na strefy wpływów, co skutkowało obecnością przedstawicieli wszystkich państw (czyli Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego) w stolicy Niemiec. Jak się zapewne domyślacie, każdy chciał zdobyć wspomnianą powyżej listę dla swojego rządu.

Neonowy Berlin

Muszę przyznać, że warstwa wizualna filmu jest zachwycająca. Moją uwagę szczególnie przykuła architektura wnętrz pokoju hotelowego, w którym mieszkała Lorraine. W produkcji często wykorzystywano światło neonów, dzięki czemu w wielu scenach możemy zaobserwować piękne żywe kolory, silnie kontrastujące z szarością ulic Berlina Wschodniego.

Niestety na tym kończą się pozytywy związane z obrazem. Choreografia scen walki prezentuje o wiele niższy poziom niż w Johnie Wicku, co dla mnie osobiście było wielkim zawodem. Przecież to właśnie o widowiskowe bójki w tym filmie chodzi!

Jason Bourne popukałby się w czoło…

Warstwa fabularna również pozostawia wiele do życzenia. Film Atomic Blonde jest tak nudny, że przysnęłam w trakcie sceny kulminacyjnej. Właściwie nie zobaczyłam nic poza brutalnym okładaniem się po… twarzach.

Intryga szpiegowska była do bólu przewidywalna, a nieodpowiednio wykreowanych bohaterów po prostu nie ma za co lubić. Nawet nie zdążymy ich tak na dobrą sprawę poznać, a tu już zobaczymy napisy końcowe. Atomic Blonde nie pomogła nawet gwiazdorska obsada. Charlize Theron wypada niczym Natalie Portman w Gwiezdnych Wojnach.

Podsumowanie

Wiązałam z tym filmem wielkie nadzieje i bardzo się zawiodłam. Produkcja Davida Leitcha, choć piękna wizualnie, jest nudna jak flaki z olejem. Gwoździem do trumny Atomic Blonde była wspomniana powyżej wersja z lektorem. Nie odczułam absolutnie żadnej przyjemności z seansu. Nie pomogła nawet ładna buźka McAvoya…

Pif-paf i łubudu! „Atomic Blonde” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Atomic Blonde

Reżyseria: David Leitch

Rok powstania: 2017

Dystrybutor: Focus Features

Czas trwania: 1 godzina 55 minut

 

 

 

Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości

Pif-paf i łubudu! „Atomic Blonde” – recenzja filmu

Wiktoria Mierzwińska
Wiktoria Mierzwińska
Crazy dog lady zakochana w Batmanie. Czyta dużo, nałogowo ogląda seriale i nie może żyć bez herbaty, czekolady i żółtego sera.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu