Nie pamiętam, kiedy byłam na pierwszym konwencie. Ostatnio… z dziewięć, dziesięć lat temu. Wyjazd na Opolcon stanowił więc dla mnie nie tylko okazję do zobaczenia nowego miasta, ale też wrócenia myślami do dawnych czasów.
Na wstępie, kilka słów o samym Opolconie. To darmowy konwent organizowany w Opolu od dziesięciu lat, którego część stanowią, między innymi, konkurs cosplay i turnieje e-sportowe, a wśród atrakcji można znaleźć nie tylko prelekcje, ale też strefę RPG, salę z retro grami czy pokoje do grania w planszówki i karcianki (wraz z ich wypożyczalnią). Na terenie szkoły, w której organizowano konwent, znalazło się miejsce także dla kilkunastu wystawców oferujących najróżniejsze gadżety (breloczki, kubki, naklejki, biżuterię), książki czy gry planszowe.


Kwestie organizacyjne
Tegoroczna edycja rozpoczęła się w piątek, 15 września, w godzinach popołudniowych, i zakończyła w niedzielę, 17 września, wczesnym popołudniem.
Atrakcje rozmieszczono w dwóch budynkach oddalonych od siebie o około pięć minut spaceru, więc tragedii nie było – tym bardziej że i pogoda dopisała. Pewien problem organizacyjny stanowiło jednak nazewnictwo sal. W rozpisce mogliśmy znaleźć aż trzy sale prelekcyjne rozłożone pomiędzy dwoma lokacjami i trzy sale konkursowe, podzielone w podobny sposób. Niestety wprowadzało to pewien chaos, którego ofiarą zresztą sama padłam, włócząc się po głównym budynku w poszukiwaniu rozpoczynającej atrakcji tylko po to, by odkryć, że ta jest jednak organizowana w innej lokalizacji.
Prelekcje
Tym, co rzuciło mi się w oczy jeszcze przed przyjazdem na konwent, była spora różnorodność tematyczna prelekcji i zabaw. Niejako wbrew moim oczekiwaniom, spotkania dotyczące anime i mangi nie dominowały. Owszem, znalazło się miejsce na konkurs „1 z 10 anime”, prelekcję dotyczącą animacji i komiksów z gatunku fantasy czy warsztatów z gry z Yu-Gi-Oh, ale znacznie więcej miejsca poświęcono szeroko pojętej fantastyce. Odwiedzający mieli możliwość sprawdzić swoją wiedzę z kultowego „Misia”, uniwersów DC i Marvela czy legendarium Tolkiena (na tym akurat nie byłam, ale jestem pewna, że było to ciekawe wyzwanie), dowiedzieć się co nieco o mechach, Genshinie i Honkai Star czy kreacji światów w sci-fi i fantasy. Dalej, mieliśmy prelekcje poświęcone rysowaniu, pisaniu, tłumaczeniu literatury, życiu w Japonii czy językowi Kraju Wschodzącego Słońca.


Stety niestety, jak to bywa na tego typu imprezach, wiele interesujących mnie prelekcji odbywało się w tym samym czasie, a w innych chwilach nie znajdowałam w kalendarzu niczego, co by mnie przyciągało. Bardzo podobało mi się jednak, że organizatorzy na wejściu udostępniali konwentowiczom kartki z rozpiską atrakcji, a przy większości drzwi do sal również rozwieszono „rozkłady jazdy”, żebyśmy wiedzieli, co się w danym miejscu odbywa.
Atrakcje
Wspomniałam we wstępie, że na terenie konwentu znalazło się miejsce dla różnorakich gier. Strefa retro gierek wyglądała super (plus spotkaliśmy tam pana przebranego za Inosuke z Demon Slayera :D) i nie była tak bardzo zatłoczona, jak się spodziewaliśmy. Nie spędziliśmy tam dużo czasu, ale udało nam się pograć chwilę w Raymana i przy okazji powspominać, jak to uczyliśmy się matematyki i angielskiego w towarzystwie tego sympatycznego stworka. Na RPG nie daliśmy się zaprosić (raz, że ja nie przepadam za taką formą rozrywki, dwa, nie mieliśmy aż tyle czasu), za to dłuższą chwilę spędziliśmy w wypożyczalni gier planszowych i karcianych. Wybór był bardzo szeroki, znalazło się zarówno coś dla dwójki, jak i większych grup graczy. Zawędrowaliśmy też do pokoju poświęconego japońskim grom planszowym i rany, o rany, żałuję, że mój umysł nie lubi się ze skomplikowanymi mechanikami, bo próbując ogarnąć reguły japońskiego madżonga (nie wiedziałam nawet, że są jakiekolwiek odmiany tej rozrywki), dość szybko przegrzały mi się zwoje mózgowe ?


Niestety nie mieliśmy możliwości obejrzenia konkursu cosplay (nic straconego, całą transmisję można znaleźć na Facebooku! https://fb.watch/n9NuWf4Rgi/), ale niejednego cosplayera spotkaliśmy na korytarzu czy w pobliskiej restauracji. Od lat pozostaję pod wielkim wrażeniem zaangażowania i dbałości o szczegóły osób, które przebierają się za swoje ulubione postaci z gier, seriali czy filmów. Moje serduszko skradł uroczy Mario, napotkany na korytarzu.
Podsumowanie
Fajnie było wrócić na konwent po tylu latach. Trochę żałuję, że nie udało mi się wziąć udziału w większej liczbie prelekcji oraz że zabrakło mi odwagi, by podejść do niektórych cosplayerów. Ale to nic, mam nadzieję, że kolejne tego typu imprezy jeszcze się wydarzą w okolicy, a ja ponownie będę miała okazję wziąć w nich udział.