Na skraju wyczerpania. „Doktor Strange. Tom 2” – recenzja komiksu

-

Rosnąca popularność Doktora Strange’a nie jest dziełem przypadku. Dzięki pokazaniu tego bohatera szerszemu gronu widzów na całym świecie w jednej z najprzystępniejszych form – filmu – w dodatku z tak znakomitym aktorem, Benedictem Cumberbatchem, w głównej roli, fani zainteresowali się postacią na tyle, że sięgnęli także po komiksy. Pierwszy nich już dla was recenzowaliśmy, tekst znajdziecie pod tym linkiem, a teraz przyszedł czas na drugą część.

Po wydarzeniach z pierwszego tomu, w którym to Stephen Strange pokonał Empirikulów, czytelnik odkrywa, co dzieje się dalej z bohaterskim czarownikiem. Ten bowiem nie czuje się najlepiej. Wyczerpawszy niemal całą swoją moc w ostatecznej bitwie o magię, Doktor boryka się nie tylko ze słabością, ale również bólem – wcale nie fizycznym. Jego słabość to znakomita okazja dla kolejnych wrogów, by zaatakować. Na drodze Strange’a staje dawny „znajomy” – Baron Mordo, a także umiłowana córka samego Diabła, Satana. Czy bohaterowi uda się stawić czoła zagrożeniu i czy może liczyć na czyjąś pomoc? Z pewnością. Nie zdziała jednak nic, jeśli nie podejmie tak trudnego dla niego kroku i nie poświęci tego, co konieczne.

Faaaaaabuła

Nie bez powodu napisałam „fabuła” przez kilka „a”. Opowieść w drugim tomie Doktora Strange’a dłuży się bowiem niemiłosiernie. Jest to o tyle zaskakujące, że przecież pierwsza część bardzo wciągała, mimo nieciekawej kreski. Recenzowany tytuł natomiast, w porównaniu z poprzednim, wypada wręcz blado, a jakość historii niebezpiecznie spada. Nie ratuje go nawet pojawienie się w komiksie żeńskiej wersji Thora.

Bohaterowie są nijacy i niemal flegmatyczni. Baron Mordo, mający wzbudzać lęk oraz stanowić dla Strange’a ogromne wyzwanie, raczej bawi niż stresuje. Zupełnie bezpłciowy i zły „bo tak” w swoich niedołężnych próbach dokopania Doktorowi jest zwyczajnie śmieszny. Nie lepiej zresztą prezentuje się Satana – postać, która mogłaby wprowadzić do opowieści nieco pikanterii, tak naprawdę okazuje się niepotrzebna. Jej motywacje są kompletnie niespójne i niezrozumiałe, a bohaterka znika równie szybko, co się pojawia.

Co więcej, całość fabuły opiera się głównie na przenoszeniu Doktora z miejsca na miejsce – pokona jednego wroga, sekundę później zostaje wciągnięty do innego wymiaru, by zmierzyć się z kolejnym, następnie, oczywiście, wydostaje się lub pierze na kwaśne jabłko złola i ponownie trafia gdzieś indziej. W efekcie opowieść momentami przypomina kabaret i brakuje tylko muzyczki z Benny’ego Hilla.

Nie sposób wciągnąć się w historię czy poczuć większe emocje. W komiksie niby jest jakaś akcja, niby coś się dzieje, ale w ogólnym rozrachunku odbiorca ma wrażenie, że to zlepek poucinanych scen, skleconych ze sobą na słowo honoru i puszczonych jako ciągła opowieść. Połowa wątków kończy się, zanim zdąży się na dobre rozkręcić, a w niektórych przypadkach to nawet lepiej… Fabularny chaos nie tylko nuży, ale również męczy.

Sceneria i doznania estetyczne

Lokacje zmieniają się co kilka stron, a zastosowana w drugim tomie Doktora Strange’a kreska nie pomaga w zorientowaniu się w wydarzeniach czy miejscach. Tutaj akurat nie ma większej różnicy w porównaniu do pierwszej części, bowiem rysunki, w głównej mierze, wykonał Chris Bachalo. Być może są osoby, do których styl artysty trafia, ja natomiast, jako fanka estetyki i wyrazistości, nie potrafię się odnaleźć w tworzonych przez niego kadrach.

Bardzo przeszkadza mi sposób przedstawienia głównego bohatera. Zamiast Doktora mamy Bezrobotnego, zamiast Stephena Strange’a, Mietka Nowaka. Mag wygląda raczej jak umorusany, pospolity mężczyzna, któremu nie powiodło się w życiu, aniżeli potężny czarownik. Brak mu charakteru i pazura, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że postać w swej naturze jest raczej typem wymuskanym, z idealnie przyciętą brodą. Tym bardziej dziwi forma rysunku, która z czasem wręcz z napuszonego, eleganckiego Strange’a robi przygarbionego Mirka. Jego aparycję można niby tłumaczyć wpływem trudnych wydarzeń, ale teoria upada, kiedy widzimy sceny jak ze snu, gdy Doktor jest piękny (a raczej powinien być), podziwiany i otoczony wianuszkiem kobiet. Takie przedstawienie postaci smuci tym bardziej, że w środku komiksu znajdziemy okładki alternatywne, na których wygląda ona tak jak powinna.

Jednak nieczytelna kreska Bachalo szczególnie daje się we znaki w dynamicznych kadrach, gdzie dużo się dzieje. Zlewają się ze sobą potwory i ich rozmaite macki, a może języki (wiedziałabym, co jest czym, gdyby nie ta kreska), a gdzieś pośród tego wszystkiego wciśnięto jeszcze Strange’a i wtedy czujemy się jak za dzieciaka, kiedy szukaliśmy Wally’ego. Czy to oko Doktora? Nie, to chyba co innego. O, tu chyba go coś pochłania… a nie, to tylko nic nie znaczący kawałek tła.

Absolutny chaos rysunkowo-kolorystyczny wręcz męczy oczy, a dołóżmy do tego jeszcze kompletną ignorancję twórcy wobec czegoś takiego jak detale i mamy ochotę czym prędzej odłożyć komiks na półkę.

Na skraju wyczerpania… zainteresowania

Niestety drugi tom Doktora Strange’a niczym nie zachęca. Niekonsekwentna, nużąca fabuła oraz nieczytelne obrazy męczą raczej niż cieszą. Brak tu spójności, estetyki i ogólnej radości z czytania komiksów. Tytuł polecę tylko tym, którzy chcą być na bieżąco z historią oraz osobom niewzruszonym bohomazami Chrisa Bachalo. Pozostali powinni sobie odpuścić – nie znajdą tu niczego interesującego, a nawet na ładne obrazki nie popatrzą, bo takich po prostu nie ma.

Na skraju wyczerpania. „Doktor Strange. Tom 2” – recenzja komiksu

 

Tytuł: Doktor Strange. Tom 2

Wydawnictwo: Egmont

Liczba stron: 264

ISBN: 9788328197701

podsumowanie

Ocena
3

Komentarz

W porównaniu z pierwszym tomem, druga część „Doktora Strange’a” wypada wręcz szokująco słabo.
Adrianna Dworzyńska
Adrianna Dworzyńska
Geek i fanatyczka popkulturalna. Fascynatka astrofizyki, miłośniczka wszystkiego, co azjatyckie, a także była tumblreciara. Członkini wielkiej trójki fandomów. Ceni magię ponad efektami, dlatego kocha Doctora Who i Merlina nad życie. Dyrektor ds. Memologii 2.0, śmieszek 24/7, ale przede wszystkim stuprocentowy hobbit - lubi święty spokój, jedzenie i spanie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

W porównaniu z pierwszym tomem, druga część „Doktora Strange’a” wypada wręcz szokująco słabo.Na skraju wyczerpania. „Doktor Strange. Tom 2” – recenzja komiksu