Marzenia o wokaliście rockowej kapeli. „Wbrew grawitacji” – recenzja książki

-

Pragnienie miłości jest czymś zupełnie naturalnym dla ludzi, a poszukiwanie drugiej połówki i tęsknota za odwzajemnionym uczuciem towarzyszą człowiekowi w życiu codziennym. Wyobrażenia niestety często dalece odbiegają od rzeczywistości, a rycerz na białym koniu okazuje się nawet nie zbliżać do określenia „idealny”. W takich przypadkach na ratunek spieszą romanse.

Brooklyn Turner jest dwudziestoletnią studentką prawa. Nazwanie jej przeszłości trudną to spore niedopowiedzenie. Dziewczyna była świadkiem zabójstwa swojej matki, przebywała tymczasowo w domu zastępczym, nim policji udało się w końcu zlokalizować nieinteresującego się nią dotąd ojca. Zamknięta w sobie i nieufna, z dużą dozą ostrożności dobiera znajomych. W związki nie ma zamiaru się angażować. Jedyną formą bliskości, jaką toleruje, jest przygodny seks bez zobowiązań. I tak w jej życiu pojawia się Finn.

Utarte schematy

Sama nie wiem, co napisać o tej powieści. Być może warto podkreślić, że nie należę do fanek romansów. Nawet w książkach innych gatunków traktuję wątek miłosny zazwyczaj jako irytującą zapchajdziurę. W powieściach szukam przede wszystkim akcji. Wychodziłam z założenia, że romans skupia się na raczej rozchwianych emocjach oraz często bezpodstawnych rozstaniach i powrotach. Zabrałam się więc za lekturę Wbrew grawitacji, starając się odrzucić własne uprzedzenia. Miałam nadzieję na miłe zaskoczenie, ale… Niestety raz za razem dostaję świadectwa schematyczności i tendencyjności tego gatunku.

Przez całą powieść czytelnik obserwuje rodzącą się, a później rozkwitającą miłość Brooklyn i Finna. Pierwsza połowa nie jest nawet najgorsza. To etap iście końskich zalotów, gdzie protagonistka raz śni o poważnym związku z bohaterem, aby za moment go odtrącić i ignorować. Nadal fabuła skupiająca się głównie na miłości jakoś mi nie leży, ale Finn ma chociaż cięty język, dzięki czemu dialogi są dość humorystyczne. Druga połowa Wbrew grawitacji nie należy już do udanych. Może to nawet niewystarczające określenie – była fatalna. Uwielbiająca dramatyzować Brooklyn doprowadzała mnie do szału. Najpierw w co drugim zdaniu wracała myślami do dwóch ostatnich chwil z Finnem i powtarzała jak bardzo go kocha, a za moment widziała w nim paskudnego kłamcę, grającego na jej uczuciach. No litości! I żeby była jasność, Finn naprawdę nie robił nic, by miała powody w niego wątpić. Brooklyn to po prostu egocentryczna drama queen.

Za dużo tych ideałów

Teraz trochę o samych bohaterach. Jak już pisałam, Brooklyn ma poważne problemy z zaufaniem. A jeśli chodzi o wygląd? Jest piękna, a czegóż innego by się spodziewać? To łamaczka męskich serc, zostawiająca kochanków po cichu po jednej upojnej nocy i nie zaprzątająca sobie nimi więcej ślicznej główki. Finn natomiast to bożyszcze całego kampusu, regularnie zmieniający dziewczyny. Dodajmy, że jest zabójczo przystojny, ma tatuaż, jeździ na motocyklu i nosi skórzaną kurtkę. Mało? To dorzucę jeszcze cudowny, lekko ochrypły głos, którego umiejętnie używa jako wokalista kapeli. Jego wizerunek playboya oczywiście całkowicie się zmienia, gdy poznaje Brooklyn. Staje się wtedy wzorem troskliwego chłopaka, gotowego bronić wybranki za cenę własnego życia.

Słaby wątek kryminalny

Cukierkowo-tęczowa rzeczywistość to było dla mnie zbyt wiele. Myślę, że kilka razy robiłam się na przemian biała i zielona na twarzy. Autorka spróbowała wpleść w fabułę element kryminalny, ale zupełnie jej to nie wyszło. Od samego początku było wiadomo, kto próbuje zrujnować życie Brooklyn. Główna bohaterka potrzebowała jednak mnóstwa czasu, by do tego dojść i, szczerze mówiąc, nabrałam przez to pewnych wątpliwości. Protagonistka miała być podobno inteligentna, a jednak rozwiązanie zagadki przyszło jej z trudem. Czy więc autorka miała nadzieję, że czytelnik też do ostatnich stron nie pozna odpowiedzi? Jeśli tak, chyba poczuję się urażona.

W ramach końcowych słów stwierdzę jeszcze raz, że romanse nie cieszą się u mnie popularnością. Do Wbrew grawitacji też z pewnością już nigdy nie wrócę. Cudowni, piękni i utalentowani bohaterowie nie znajdą miejsca na mojej liście ulubionych postaci. Wątek kryminalny zupełnie nietrafiony. Jeśli cokolwiek dobrego było w tej powieści, to lekki styl autorki i początkowe dialogi. Cała reszta była nie do zniesienia. Zbyt słodko, zbyt lukrowo. Nie polecam, chyba, że ktoś lubi się katować.

Marzenia o wokaliście rockowej kapeli. „Wbrew grawitacji” – recenzja książkiTytuł: Wbrew grawitacji

Autor: Julie Johnson

Wydawnictwo: Kobiece

Ilość stron: 320

ISBN: 9788366074248

Joanna Posorska
Joanna Posorska
Wielka fanka koreańskich i japońskich dram. Uzależniona od anime z potężnymi protagonistami. Miłośniczka kawy, kotów i gier planszowych.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu