Kobiety zawsze władają silniejszą magią. „Narodziny królowej” – recenzja książki

-

Znana wytwórnia bajek wykreowała księżniczki jako słodkie i głupiutkie dziewczyny, które zawsze potrzebują pomocy i księcia na białym koniu. Potrafią śpiewać na zawołanie i czekać długimi godzinami na swojego wybawcę. Gdy przytrafi im się coś złego, to czym prędzej uciekają, bo są zbyt słabe, aby się obronić. A gdyby tak stworzyć postać królowej, która byłaby potężniejsza od niejednego mężczyzny? Kobietę, potrafiącą zadbać o swoje potrzeby, ale także obronić siebie i swoich poddanych. Jej miłość do swojego ludu, odwaga i chart ducha stałby się wzorem dla nie jednej dziewczyny, dając tym samym motywacje do działania, a nie biernego czekania.

Pasja to całkowite oddanie; żarliwość i udręka; hart i zapał. Nie zna granic i naznacza mężczyznę bądź kobietę bez względu na ich klasę czy status, bez względu na ich dziedzictwo. Pasja staje się człowiekiem, a człowiek staje się pasją. Jest komunią zdolności i ciała, a jej świadectwem są: oddanie, poświęcenie i czyny. (s. 40)

Edukacja

Na początku powieści poznajemy młodą dziewczynę, Briennę oraz jej przesympatycznego dziadka. Wędrowcy starają się dostać do szkoły pasji, której dyrektorką jest tak zwana Wdowa. Po długiej i ciężkiej rozmowie wstępnej, podstarzały mężczyzna zostawia swoją wnuczkę w miejscu, które powinno ja wychować, dać schronienie i możliwości wspaniałego rozwoju. Dziewczyna spędza kilka lat na odnalezieniu swojej pasji i jako jedyna z uczennic co roku zmienia kierunek nauki. Aż wreszcie postanawia zostać pasjanką wiedzy. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem, przez co Brienna nie zostaje pasjonowana, a lato ma spędzić w szkole na nauce. Nie otrzymuje także swojej peleryny – czyli nie kończy edukacji. Dziewczyna w tym samym czasie ma wizję, w której widzi przeszłość jednego ze swoich przodków, dowiadując się dzięki temu wielu cennych informacji. Kilkanaście lat temu, podczas wojny, została strącona z tronu, królowa, a wizje mogą pomóc dziewczynie dowiedzieć się przydatnych szczegółów z tamtych wydarzeń. Brienna zostaje adoptowana przez mężczyznę, pragnącego przywrócić prawowitej królowej miejsce na tronie. Nowa rodzina staje się dla niej niezwykle ważna, z czasem zbliża się również do nowego ojca oraz brata. Spisek przeciwko okropnemu królowi napędza grono ludzi, stających na głowie, aby pozbawić go władzy. Czy bohaterom uda się odnaleźć tablice oraz naszyjnik królowej potrzebne  do obalenia złego władcy?

Dużo więcej

Narodziny królowej to naprawdę ciekawa i intrygująca książka. Wydaje się jednak, że cała ta historia powinna zostać rozłożona na dwa albo nawet trzy tomy, a nie być upchaną w jednej cieniutkiej książeczce. Relacja między Brienną a jej nauczycielem powinna zostać opisana o wiele lepiej i dłużej, tak samo jak wątek pomysłowego systemu szkolnictwa. Kształcenie się w kierunku jednej konkretnej pasji jest ciekawą alternatywą tradycyjnej szkoły, gwarantującą bycie mistrzem wybranej dziedziny. Historia odzyskania królestwa jest ledwo liźnięta, co przekłada się na to, że czujemy, jak czegoś nam bardzo brakuje. Rebecca Ross wymyśliła ciekawy świat z wielopokoleniową tradycją oraz świetne wątki fabularne,  a mimo tego wszystko wydaje się płytkie i jakby skryte za mgłą. Czasami ma się także wrażenie, jakby autorka chciała jeszcze coś dopowiedzieć, ale na samym końcu zrezygnowała, dlatego książka wydaje się nie kompletna. Nim akcja konkretnego wątku się rozwija, to jest wręcz ucinana i obserwujemy przeskok do kolejnego.

Mimo tej znaczącej wady, cała reszta wypada przyzwoicie. Bohaterowie są ciekawi, chociaż osobiście wolałabym, gdyby zostali bardziej rozwinięci. Relacje między nimi momentami wydają się być sztuczne, co prawdopodobnie jest spowodowane zbyt pobieżnym ich opisaniem. Gdyby autorka poświęciła im paręnaście stron więcej, to ci bohaterowie i ich relacje byłby naprawdę szalenie dobre, a tak pozostają zaledwie przyzwoite. Brienna wybija się na tle innych, jest ciekawa, radosna i bardzo pracowita. Przyjemnie czytało się przemyślenia dziewczyny, której zależało na zostaniu pasjanką. Postacią, która spodobała mi się najmniej, był chyba Cartier. Nie powiedziałabym, że jest nudny, po prostu jego charakter jest specyficzny.

Wbrew opinii wydawnictwa, nie porównałbym przeładowanej spiskami, morderstwami, krwią i gwałtem Gry o Tron do Narodzin królowej, chociażby przez na objętość tej serii. Powieść Martina jest rozbudowana i bardzo dopracowana. W relacjach pomiędzy postaciami da się wręcz zgubić, tak jak podczas śledzenia fabuły. Niektóre fragmenty powieści trzeba czytać po dwa razy, aby zrozumieć, co się stało. Na tym tle Narodziny królowej są krótsze niż droga, którą musiała przebyć Daenerys, aby dostać się na Smoczą Skałę. Gdyby Rebbeca Ross postanowiła rozudować świat który stworzyła, mogłaby dać życie naprawdę niesamowitej książce.

Narodziny królowej to powieść, która miała potencjał, aby stać się naprawdę fantastyczną książką, jednak jest na to zbyt krótka. Gdyby historia została rozbudowana na co najmniej dwa albo trzy tomy więcej byłaby znacznie lepsza i ciekawsza. Czytelnicy nie czuliby także tego nieznośnego poczucia, że autorka chciała napisać dużo więcej, jednak tego nie zrobiła. Dziury fabularne, jak w przypadku nagłego głębszego uczucia Brienne i jej nauczyciela, rażą po oczach, jednak da się ją jakoś przeżyć. Bohaterowie są naprawdę nieźli, ale chciałabym poczytać o nich nieco więcej. Przed nami kolejne tomy, tej serii i mam nadzieję, że zostaną bardziej dopracowane.

Kobiety zawsze władają silniejszą magią. „Narodziny królowej” – recenzja książkiTytuł: Narodziny Królowej

Autor: Rebecca Ross

Wydawnictwo: Wydawnictwo kobiece

Liczba stron: 480

ISBN: 9788366134058

Patrycja Szustak
Patrycja Szustak
Jest najprawdziwszym hobbitem, który kocha wszelkie zwierzęta, a najbardziej koty (jakby mogła wybrać swoje kolejne wcielenie, zostałaby grubym kotem). Przemieniła swój pokój w bibliotekę, na niekorzyść pleców mężczyzn, którzy musieli wnosić te wszystkie książki. Jej wzrost ułatwia zawinięcie się w kokon i oglądanie filmów oraz seriali całymi dniami. Lubi dobrą kawę, jednak jest zbyt leniwa, żeby ją zaparzyć.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu