Kosmiczne kryzysy w kosmosie? „Planetes” – recenzja 2. tomu mangi

-

Hachimaki, chociaż udało mu się zostać wybranym do załogi Von Brauna – statku mającego dolecieć do Jowisza – nie jest szczęśliwy. Właściwie nie do końca czuje cokolwiek, a to, niestety, może zagrozić nie tylko jego pracy, ale również zatrudnieniu wszystkich pozostałych, wybranych do dziewiczego rejsu ku największej, gazowej planecie Układu Słonecznego.
Weltschmerz i bunt

Były kosmiczny śmieciarz będzie musiał zmierzyć się z normalnym dla zasiedlających kosmos ludzi z lat 70. XXI wieku weltschmerzem. Na szczęście nie zostanie z tym problemem sam – chociaż niekoniecznie wykorzysta metodę wychodzenia z kryzysu wykoncypowaną przez męską część załogi Von Brauna terapia okaże się skuteczna. Dużo lepszą pomoc zaoferuje jego partnerka od kosmicznych spacerów, Sally. Zresztą, metafizyczne zagubienie w wielkim, bezkresnym kosmosie, to nie wszystko, co czeka na niego w tym tomie. Zazna on również chwil pełnych radości oraz, no cóż, chwały.

>> Polecamy: Planetes – recenzja 1. tomu mangi <<

W tym czasie Fee, Yuri i Tanabe codziennie ciężko pracują, aby posprzątać przestrzeń wokół Ziemi i, tym samym, zapewnić bezpieczeństwo podróżującym przez nią ludziom. Gorzej, że efekty ich działań mogą zniweczyć wiszące nad planetą widmo wojny z wykorzystaniem „min orbitujących”, umieszczonych na orbicie przez paranoicznie obawiające się ataku rządy. Jeśli wykorzystają one choć jedną do zniszczenia jakiejkolwiek stacji – uruchomią lawinowy przyrost mikrośmieci, a tych żadna śmieciarka nie będzie w stanie sprzątnąć. Tak jak w poprzednim tomie, tak i w tym postacią, która nie godzi się na takie zaprzepaszczanie ciężkiej pracy dziesiątek osób, jest Fee.

Stany wewnętrzne

W drugiej części dylogii Planetes Makoto Yukimurę ponownie bardziej interesują nie kosmiczne podboje, co codzienne życie oraz rozterki bohaterów. Tym razem dużo większy akcent położył jednak na ich wewnętrzne dylematy – wspomniany już metafizyczny kryzys Hachimakiego oraz bunt Fee. Tłem dla wszystkich są relacje interpersonalne: profesjonalne, rodzinne, ze znaczącymi innymi. Dla każdego z bohaterów przybiorą inny kształt oraz inne reperkusje. Pokazują jednak wyraźniej niż cokolwiek innego, że ludzie, na podobieństwo otaczającej ich przyrody, nigdy nie pozostają w bezruchu. A każda podróż – czy to fizyczna czy metafizyczna – jak pory roku czy obroty ciał niebieskich, zakładają powroty. Do rodziny, domu, na front walki o bezpieczeństwo innych.

Co istotne jednak, Yukimura zdecydował się przybliżyć nam przeszłość części znanych już czytelnikom bohaterów i bohaterek. Dowiemy się czegoś więcej o rodzinie Fee, jej sprowadzającym coraz to nowe, znalezione zwierzęta do domu synu, jak też dawno niewidzianym, niepasującym do rodziny i społeczeństwa wujku. Trzeba tu oddać autorowi szacunek za całkiem porządne przedstawienie społeczności amerykańskiego południa: ze wszystkimi uprzedzeniami oraz rasową dyskryminacją. Ponownie jednak Yukimurę nie interesują te mechanizmy w skali makro, a to, jak oddziałują na jego bohaterów – w tym wypadku małą Fee. Poznamy także wcale nie taką radosną, jak można by się spodziewać, historię Tanabe. Dziewczyna, będąca w zasadzie podrzutkiem, została wychowana przez nietypowe, cudowne małżeństwo, które dało jej poczucie bezpieczeństwa oraz wpoiło niezachwiany kompas moralny skierowany na to, co w życiu ważne. Losy tych bohaterek są chyba najciekawsze w tym tomie – zakorzenione w codzienności, ale również pokazujące, jak to się stało, że obie wyruszyły do gwiazd. W przeciwieństwie do Hachimakiego, żadna nie wychowała się w domu, w którym marzenie o podróżach kosmicznych było normą.

Wrażliwość opowieści

Patrząc całościowo, Planetes to historia spod znaku science fiction, której najważniejszym wątkiem nie jest wyobrażony, wysoce stechnologizowany świat przyszłości, w jakim ludzie nie tyle podbijają kosmos, co już całkiem nieźle go zasiedlili. O nie, Makoto Yukimurę dużo bardziej interesuje to, w jaki sposób człowiek w tej rzeczywistości będzie funkcjonował – na przykład jak poradzi sobie niewielka załoga śmieciarki spędzająca ze sobą kilka miesięcy bez przerwy? Czy przemianie ulegną relacje rodzinne? Jak kształtować się będą marzenia oraz ambicje ludzi z końca XXI wieku? Gdzie, wreszcie, wyznaczona zostanie kolejna granica do pokonania? Czy może będzie ona fizyczna – dotarcie na Marsa, Jowisza, Saturna – czy też wewnętrzna – pogodzenie się z faktem, że każdy Ziemianin i Ziemianka od momentu narodzin stanowią część czegoś większego i tak naprawdę nigdy nie są sami?

Kreśląc kolejne rozdziały, wyobrażając sobie interakcje pomiędzy bohaterami, Yukimura przedstawia nam jedną z wersji przyszłości. Chociaż niekoniecznie pozytywną – w końcu to zniszczenie planety wygoniło nas w kosmos – to jednak wciąż swojską, osadzoną w sieci międzyludzkich kontaktów, opartą na przyjaźni oraz wierze, że damy radę pokonać każdy kolejny kryzys.

Jeśli jeszcze nie znacie Planetes – naprawdę warto ten stan zmienić.

Kosmiczne kryzysy w kosmosie? „Planetes” – recenzja 2. tomu mangi

 

Tytuł: Planetes

Autor: Makoto Yukimura

Wydawnictwo: J.P. Fantastica

ISBN: 978-83-7471-547-8

podsumowanie

Ocena
10

Komentarz

Trudno opisać „Planetes” bez dokładnej, pełnej spoilerów analizy całości. To opowieść o ludziach z przyszłości, ich bardziej i mniej codziennych zmaganiach, rozwoju, odnajdywaniu gruntu pod nogami nawet tam, gdzie w zasadzie go nie ma. I jedna z tych mang, które naprawdę warto przeczytać.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Trudno opisać „Planetes” bez dokładnej, pełnej spoilerów analizy całości. To opowieść o ludziach z przyszłości, ich bardziej i mniej codziennych zmaganiach, rozwoju, odnajdywaniu gruntu pod nogami nawet tam, gdzie w zasadzie go nie ma. I jedna z tych mang, które naprawdę warto przeczytać.Kosmiczne kryzysy w kosmosie? „Planetes” – recenzja 2. tomu mangi