Fenomen pełen schematów. „Dotknij mnie” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Dotknij mnie do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu We Need YA.

Gdy pojawiła się informacja o nowym wydaniu uwielbianej na całym świecie serii Shatter Me Tahereh Mafi, we wszystkich bookmediach można było niemal usłyszeć pełne zachwytu westchnienie „wreszcie”. Minęło jedenaście lat od pierwszej premiery, więc gdy jedni wracają do świata stworzonego przez Mafi, drudzy dopiero poznają go po raz pierwszy. Jak historia w Dotknij mnie wypada po tylu latach?

Dystopia, obłęd i romans

Juliette Ferrars nie dotknęła nikogo od 264 dni. Od urodzenia jej dotyk potrafił sprawić ogromny ból, a nawet zabić. Gdy przez jej „dar” dochodzi do straszliwego wypadku, władze decydują się na odizolowanie jej i zamknięcie w specjalnym zakładzie należącym do Przywrócenia – organizacji, która w tym zniszczonym świecie posiada władzę nad całym państwem. Juliette, samotna i odrzucona, próbuje przetrwać i zachować resztki zdrowego rozsądku, aż do dnia, w którym w jej celi pojawia się współwięzień Adam. Od tego momentu całe życie dziewczyny zostaje wywrócone do góry nogami, poznaje mroczne tajemnice i przywódców stojących za opresyjnym systemem, odkrywa w sobie siłę i emocje, o których istnieniu już dawno zapomniała, a przede wszystkim rozpoczyna walkę o odzyskanie wolności i zaakceptowanie siebie taką, jaką jest.

Witamy z powrotem w 2011!

2011 rok. Do kin wchodzi ostatnia część Harry’ego Pottera, wszyscy czytają serie Niezgodna, Igrzyska śmierci i Dary anioła. Pamiętamy te schematy – dziewczyna obdarzona pewnymi umiejętnościami, która walczy z tą jedną złą organizacją w dystopijnym świecie, a przy jej boku stoi nie jeden, lecz dwóch przystojnych i zakochanych w niej mężczyzn? Dotknij mnie to książka, która jest wręcz emanacją tych schematów. Trudno ją winić, bo w końcu została napisana w czasach, gdy były one popularne i pożądane w powieściach młodzieżowych. Ale niestety przez to, że minęło tak wiele lat i na rynku pojawiła się masa tytułów, które poruszają podobne tematy w dużo bardziej oryginalny i wyjątkowy sposób, to ten wypada dzisiaj naprawdę kiepsko. Na jedną połowę rozwiązań fabularnych trudno nie przewracać oczami, a drugą łatwo i szybko da się przewidzieć.

Podobnie rzecz ma się z budową postaci. Główna bohaterka Juliette opisywana jest nam jako złamana, samotna dziewczyna, która ciągle balansuje na granicy obłędu. Jestem w stanie w to uwierzyć, ponieważ nawet w sytuacji największego zagrożenia myśli nie o tym, że przydałoby się coś zrobić, lecz o tym, jak ciasno koszulka opina wspaniałe mięśnie Adama. I tak płynnie przechodzę do najgorszej postaci w książce. Adam to jeden z najbardziej płaskich i stereotypowych bohaterów, o jakich czytałam w tym roku. Przedstawiony jest jako ktoś irytująco idealny, troskliwy i oddany, a wszelkie kłamstwa czy niedopowiedzenia, którymi obdarza Juliette, są szybko usprawiedliwiane i wybaczone.

Istnieje wyjątek od reguły i jest nim TEN Aaron Warner. Byłam go niezwykle ciekawa, ponieważ chyba nie ma osoby w książkowym świecie, która by o nim nie słyszała. W tym tomie jest najbardziej niejednoznacznym i enigmatycznym bohaterem, który robi straszne, okropne rzeczy z tylko sobie znanych powodów, a to sprawia, że otacza go tajemnica potrafiąca zaintrygować czytelnika. I choć znam o wiele więcej postaci podobnych do Warnera, które zostały zbudowane o inną galaktykę lepiej, to na tle Juliette czy Adama wypada on całkiem nieźle.

Muszę też krótko wspomnieć o Kenjim Kishimoto. Choć jest po prostu comic reliefem1 i prostym wytrychem fabularnym, to jednak ma w sobie tyle charyzmy i humoru, że trudno go nie lubić. Krótko mówiąc, bez niego byłaby straszna stypa.

Poetyckość, skreślone zdania i konstrukcyjny chaos

Bezapelacyjnie najlepszym elementem tej książki jest język, którym operuje Tahereh Mafi. Niesamowicie barwny i poetycki sprawia, że przez tę historię się płynie, czyta szybko i przyjemnie, nawet jeśli warstwa fabularna jest taka sobie. Ciekawym rozwiązaniem pokazującym stan psychiczny Juliette są skreślone zdania, które przedstawiają jej myśli. Dzięki temu otrzymuje się wgląd do tego, czego bohaterka nie mówi innym w danych sytuacjach, by samemu zinterpretować, co te spostrzeżenia oznaczają (z wyjątkiem tych, które dotyczą mięśni Adama, oczywiście). Pojawia się nawet krótka notka na samym początku skierowana do czytelników, gdzie autorka wyjaśnia, że wszelkie skreślenia, chaotyczna konstrukcja zdań, hiperboliczny styl i powtórzenia są celowe i służą za wizualną reprezentację chaosu w głowie bohaterki. Jednym będzie się to podobało bardziej, innym mniej, lecz trzeba przyznać, że takie rozwiązanie jest ciekawsze niż standardowa ekspozycja.

„Zniszcz mnie”

Jeśli tak jak ja, po skończeniu tej książki ktoś pomyśli sobie „za dużo Adama, za mało Warnera”, nie ma się czym martwić, ponieważ ostatnie sto stron to nowelka z punktu widzenia Aarona, która opowiada o czasie zaraz po wydarzeniach z Dotknij mnie. Jest to możliwość poznania tło tej postaci, prawdziwych motywacji kontrowersyjnych działań oraz jego myśli dotyczących przede wszystkim Juliette, jej mocy. Z jednej strony świetnie, bo spędza się więcej czasu z najciekawszym bohaterem, ale z drugiej kiepsko, bo zostaje on prawie całkiem odarty ze swojej tajemniczości. Nie zmienia to faktu, że nowelkę czyta się dużo lepiej, niż całą resztę tego tomu.

Guilty pleasure2 pełną parą

Podsumowując, po tylu latach od pierwszej premiery Dotknij mnie nie wypada zbyt dobrze, przede wszystkim ze względu na swoją schematyczność fabularną. Jednak nie da się odmówić tej powieści pięknego języka oraz tego, że z ogromną łatwością potrafi wciągnąć. Dziwnie miło jest też przeczytać coś, co przypomina powieści czytane lata temu, które rozpoczęły czytelniczą podróż tak wielu osób. To pozycja, którą spokojnie można nazwać swoim guilty pleasure i czytać ją dla czystej przyjemności, rozluźnienia i nie mieć przy tym żadnych głębszych przemyśleń.

Tytuł książki: Dotknij mnie

Autorka: Tahereh Mafi

Wydawnictwo: We need YA

Liczba stron: 444

ISBN: 9788367461795


1Comic relief – postać, której głównym celem jest wprowadzenie humoru i rozluźnienie napięcia w fabule.
2Guilty pleasure – rzecz lub czynność, która sprawia nam przyjemność, mimo swojej raczej niskiej jakości.

podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

„Dotknij mnie” to powieść, która idealnie oddaje czasy, w których została napisana, jest skumulowaniem wszystkich motywów oraz schematów popularnych w latach 2008-2015. To idealnym przykład książki z rodzaju guilty pleasure.
Natalia Nowak
Natalia Nowak
Studentka dziennikarstwa, która w każdej wolnej chwili zanurza się w świat popkultury. Czyta książki, słucha muzyki, ogląda filmy i seriale, aby potem móc dyskutować o nich z innymi. Ostatecznie, najlepsze dyskusje to te, które prowadzi ze swoim kotem. Aktywnie i głośno mówi też o problemach społecznych – jeśli akurat nie ma jej w księgarni, to pewnie kroczy w jakimś marszu równości. W poprzednim życiu była drzewem, które ścięto, by powstała książka Virginii Woolf.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Dotknij mnie” to powieść, która idealnie oddaje czasy, w których została napisana, jest skumulowaniem wszystkich motywów oraz schematów popularnych w latach 2008-2015. To idealnym przykład książki z rodzaju guilty pleasure.Fenomen pełen schematów. „Dotknij mnie” – recenzja książki