Drużyna smoczego jaja. „Eri i smok” – recenzja książki

-

Mała osóbka, obdarzona niezwykłą odwagą i dobrym sercem, ma do spełnienia misję ocalenia świata przed złym czarodziejem. Dokonuje tego, opiekując się czymś, co musi uchronić aż do celu podróży. Towarzyszą jej gnomy i skrzaty, a chroni magia. Brzmi jak pomysł Tolkiena? Nie – to Eri i smok.

Raczej nie mówi się o fantastyce dziecięcej. Opowieści kierowane do najmłodszych czytelników to po prostu bajki. Nie opatruje się taką etykietą Muminków, Pinokia ani serii o przygodach Pana Kleksa. Jednak jeśli chodzi o świeżo wydaną powieść Jacka Inglota, chętnie określiłabym ją właśnie tym mianem. Pobrzmiewają w niej echa wielkich serii fantasy.

Eri jak Frodo

Eri to dziewczynka, która nie boi się Lasu, tak jak inni ludzie w jej wiosce. Ma dobre serce, szczególną troskę okazuje zwierzętom. Niektórzy uważają, że potrafi się z nimi porozumiewać. Jej nadzwyczajne umiejętności zauważa okoliczna szeptucha – Marusza. Kobieta wciąga dziecko w niebezpieczną przygodę. Okazuje się, że na posiadane przez nią smocze jajo dybie zły czarownik Widukind. Jedyną szansą ocalenia świata przed jego władczymi zapędami jest uchronienie malucha i nadanie mu imienia przez osobę o czystym sercu. Właśnie do tej misji zostaje wybrana tytułowa bohaterka. To, że zadanie jest niebezpieczne, rozumie się samo przez się. Jako przewodnik służy jej mały gnom, ale wkrótce drużyna się powiększa. Przybywa też przeciwników.

Eri i smok jest klasyczną opowieścią drogi. Praktycznie cała akcja dzieje się podczas niebezpiecznej, miejscami mrożącej krew w żyłach podróży. Schemat zdobywania nowych przyjaciół, zwiedzania miast wykutych w skale, niesamowitych krain, ale też okolic wrogich i zrujnowanych musi kojarzyć się z trylogią Władca Pierścieni. Wydaje się jednak, że Inglot jest dobrym uczniem Tolkiena. Opowieść oparta o podobne motywy została uproszczona tak, by przyswoiło ją dziecko, nie tracąc przy tym na atrakcyjności. Atmosferę napięcia wyczuwa się od pierwszych stron aż do ostatnich.

Na kartach tej książki znajdziemy fantastyczne stworzenia, jak gnomy, skrzaty, majki, ogry, kamulce czy warany vel dzikie smoki, autor wyraźnie starał się nawiązywać do rodzimych mitologii. Pokusił się nawet o wyjaśnienie różnicy między majką a syreną. W świecie Inglota czarodzieje potrafią komunikować się z ludźmi dzięki snom, ale nie są wszechwładni i wszechwiedzący, co czyni rozgrywkę pomiędzy nimi ciekawszą. Akcja książki dzieje się w bliżej nieokreślonych czasach, czarodzieje mieszkają w Zamku o Czterech Wieżach, a po dzikich ostępach włóczą się błędni rycerze w zardzewiałych zbrojach.

Strach ma wielkie oczy

Mimo że książka adresowana jest do dzieci, myślę, iż nie każdy powinien ją czytać. Historia bywa zatrważająca, narrator bardzo często każe długo czekać na rozwiązanie kwestii dotyczących życia niektórych bohaterów. Opowieść trzyma w napięciu, można ją przeczytać od deski do deski, jednak wiąże się to ze strachem, którego doświadcza nie tylko Eri, ale też młody czytelnik. To pozycja raczej dla starszych dzieci , i to tych o mocnych nerwach. Amatorów mocnych wrażeń w tej grupie wiekowej nie brakuje, ale warto zdawać sobie sprawę z charakteru książki, jeśli maluch należy do szczególnie wrażliwych.

Od stuleci bajki zawierały w sobie jakieś przerażające aspekty. W gruncie rzeczy Jaś i Małgosia albo Królewna Śnieżka, że nie wspomnę o Szczurołapie z Hameln, to mrożące krew w żyłach historie. Dzieci uczą się doświadczania strachu, słuchając baśni, wtedy też się z nim oswajają. Każdy dorosły wie, że odwaga nie oznacza braku lęku, tylko panowanie nad nim i umiejętność realistycznej oceny. Inglot mocno hartuje odbiorców swojej powieści. Klasyczne zmory z dzieciństwa, jak Buka czy wilkołaki z Akademii Pana Kleksa, to „pikuś” przy przebiegłych wukach, krwiożerczych waranach i wkradającym się do snów Widukindzie. Zwłaszcza ten ostatni może namącić, jeśli macie zwyczaj czytania wieczorową porą.

Ciekawie zgrywa się z tym jedna z cech książkowego wydania Eri i smoka. Druk jest większy od standardowego, a to zachęca, by dzieci czytały ją samodzielnie wtedy, gdy dobrze opanują już tę sztukę. Rodzice wrażliwszych pociech niech jednak zachowają czujność, by Widukind nie wdarł się do spokojnego snu ich pociech.

Oswoić smoka

Eri i smok to książka o sile dobrego serca i czystych intencji. To magiczna opowieść o przyjaźni, poświęceniu i najważniejszych wartościach. O walce ważniejszej niż samo życie. Autor na kartach powieści przedstawia mądrości dotyczące genezy wojen czy strachu przed obcymi, których nie znamy. Pokazuje, do jakich tragedii może doprowadzić ślepe dążenie do władzy i nienawiść. To lektura o pięknych ideałach, przekazująca dzieciom określoną naukę.

Mało w niej poczucia humoru, bohaterowie zwyczajnie nie mają czasu na żarty. Nawet kiepskie wiersze zbója Wergiliusza czy nadęty charakter Rycerza Kokietki bawią tylko przez moment. Głównym „paliwem” opowieści są strach, ciągła ucieczka, nieustanna troska i ulga, gdy przygoda się kończy (nie zdradzę jak, ale wiadomo, że skoro koniec, to musi być jakiś oddech). Objętość powieści wiąże się jednak z tym, że nie jest ona szczególnie męcząca. Na uwagę zasługują ilustracje. Piękne, czarno-białe grafiki doskonale oddają klimat książki i uzupełniają narrację o szczegóły, jakie trudno opisać słowami. Ilustratorka zaprojektowała też przyciągającą wzrok okładkę, która zachęca do lektury.

Drużyna smoczego jaja. „Eri i smok” – recenzja książki

 

 

 

Tytuł: Eri i smok
Autor: Jacek Inglot
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ilość stron: 320
ISBN: 978-83-10-13347-2

Emilia Owoc
Emilia Owoc
Zwolenniczka powagi, która nigdy nie wyrosła ze śpiewania do udawanych mikrofonów. Bez reszty zafascynowana wewnętrznymi światami. Zawodowo i prywatnie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu