Diabeł każdego z nas „Diabeł wcielony” — recenzja filmu

-

Gdyby zapytać ludzi o Knockemstiff w Ohio lub Coal Creek w Zachodniej Wirginii, większość nie wskazałaby ich na mapie. Ale zapewniam was, że w istocie tam są. Jak i dlaczego losy tak wielu osób z tych dwóch miejsc splotły się ze sobą ma związek z naszą historią. Niektórzy uznają to za przypadek, inni będą przysięgać, że to boski plan. Ale po tym, jak to się skończyło, wnioskuje, że było to połączenie ich obu.1

Gdyby zapytać mnie o filmy Netflixa, powiedziałabym, że są bardzo nierówne. Dlatego też z pewną obawą siadałam do seansu The Devil All the Time, w Polsce znanego jako Diabeł wcielony. Platforma potrafiła stworzyć cudnie genialne The Old Guard, a obok postawić nie najlepsze The Power. Czasami przyciąganie dobrymi nazwiskami to za mało. A jak było w tym przypadku?

Diabeł wcielony to thriller psychologiczny na podstawie powieści Donalda Raya Pollocka z 2011 roku. Scenariusz napisał Antonio Campos, który również wyreżyserował film. Co do śmietanki aktorskiej, Netflixowi udało się zebrać takie nazwiska, jak: Tom Holland, Robert Pattinson, Bill Skarsgård, Sebastian Stan, Mia Wasikowski, Eliza Scanlen czy wybijający się ostatnio Harry Melling.

Dawno temu na południu

Historia filmu rozgrywa się na południu Stanów Zjednoczonych, z całą charakterystyczną estetyką małych miasteczek lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku. I chociaż główną osią jest rok 1965 i życie Arvinda Russella (Tom Holland), to narrator zabiera widza najpierw do końca lat czterdziestych, a później zatrzymuje się na chwilę w 1957 roku. Cały ten zabieg służy by pokazać dramatis personae i boski plan.

Diabeł każdego z nas „Diabeł wcielony” — recenzja filmu
Kadr z filmu „Diabeł wcielony” , reż. Antonio Campos

Młody Willard Russell (Bill Skarsgård) wraca z wojny, to, co tam zobaczył, zmienia jego nastawienie do życia, ale nie chęć ułożenia go. Zupełnie przypadkiem, w jadłodajni miasteczka Mead, spotyka dziewczynę i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Wprawdzie bardzo religijna matka ma dla niego inną, wybraną przez siebie kobietę. Ale boski plan przewidział dla Helen odmienne zakończenie.

W 1957 roku Willard i Charlotta (tak, słodka i urocza dziewczyna z jadłodajni) wychowują dziewięcioletniego Arvida. To krótki epizod, który pokazuje więź ojca z synem i to, jak ona wpływa na mentalność młodego Russella. Splot nieoczekiwanych wydarzeń zawiązuje fabułę, by rozpocząć historię o dorosłości i zgniliźnie ludzkiej.

Bóg ma zawsze swój niesamowity plan

Pewne historie bywają mroczne na zupełnie innej płaszczyźnie. Szczególnie te, które kładą na szalach Wszechmogącego Boga o niezachwianej moralności oraz człowieka z jego pragnieniami i umiejętnością racjonalizowania swoich grzechów.

Diabeł wcielony to opowieść o ludziach i ich mrocznej naturze. O ludziach, którzy odnajdują Boga i jego niekoniecznie prawdziwym głosem tłumaczą swoje czyny. To film, który posiada wiele warstw i zmusza widza do myślenia, zastanowienia się nad sobą.

Na pierwszy plan wysuwa się skrywany w nas diabeł, którego lubimy obarczać winą za przewinienia. A gdzie “ten zły”, tam też musi być wplątany Bóg, więc nie dziwi wcale obecność w historii religijnej Helen czy charyzmatycznych pastorów. Ale to tylko pewien płaszczyk tematyczny, który ładną warstwą przykrywa cały rozkład społeczeństwa.

Warto zwrócić uwagę na wiele relacji rodzinnych, wystających spod tej wielkiej małomiasteczkowej płachty. Na pierwszym planie oczywiście Willard i Arvid jako ojciec i syn. Ale gdzieś obok, nie mniej ważne, toksyczne małżeństwo Sandy (Riley Keough) i Carla (Jason Clarke). Wisienką na torcie jest pastor Preston Teagardin (Robert Pattinson) i jego bezimienna żona.

Diabeł każdego z nas „Diabeł wcielony” — recenzja filmu
Kadr z filmu „Diabeł wcielony” , reż. Antonio Campos
Akcent z głębokiego południa

Nie jestem ekspertem od amerykańskich akcentów, ale miałam wrażenie, że bohaterowie mówią z tą idealną południową intonacją. Sposób wypowiedzi wyszedł niesamowicie autentycznie (dla ucha laika) i stanowił mocny atut filmu.

Niesamowitym elementem budującym Diabła wcielonego jest aktorstwo. Cały czas mam wrażenie, że w obrazie występuje młode pokolenie aktorów, którzy próbują się wybić dobrymi rolami, a potem uświadamiam sobie, że większość z nich to faceci po trzydziestce.

I zapewne widzowie zachwycą się Tomem Hollandem, który z każdą rolą pokazuje, że nie da się zaszufladkować jako młody Spider-Man. Swoją klasę i wszechstronność prezentuje Robert Pattinson, co pozwala wierzyć, że będzie dobrym Batmanem. Ale ja zwróciłam uwagę na dwóch innych aktorów.

W epizodyczną rolę Roya Laferty wciela się Harry Mellin (znany fanom Pottera jako Dudziaczek, a ostatnio pokazał się w The Old Guard). Ze swoją charakterystyczną twarzą zdaje się być stworzony do grania lekko nawiedzonych, może odrobinę szalonych postaci, co jest nieco krzywdzącym stwierdzeniem. Nie mniej stanowi to też atut, dzięki któremu nie da się go zapomnieć.

I oczywiście tuż obok, jako Willard, pojawia się najmłodszy z rodziny Skarsgårdów. Bill, mimo takich ról jak klaun Pennywise w To, nadal pozostaje w cieniu ojca i starszych braci (Stellan, Gustaf i Alexander). Ja aktora widziałam bardzo dawno temu, w jednym z pierwszych seriali Netflixa — Hemlock Grove — i już wtedy wiedziałam, że warto o nim pamiętać. Bill Skarsgård to zdecydowanie najlepszy aktor w tej gromadzie, którego w Diable wcielonym goni Sebastian Stan.

W filmie pojawia się, a właściwie jest słyszalna, postać narratora. To ona wprowadza nas w opowieść cytowanymi na początku słowami i podsumowuje historię, którą śledzimy. I jest to bardziej ciekawostka, warta odnotowania, bo w narratora wciela się autor powieści — Donald Ray Pollock.

Diabeł każdego z nas „Diabeł wcielony” — recenzja filmu
Kadr z filmu „Diabeł wcielony” , reż. Antonio Campos
Diabelska układanka

Diabeł wcielony składa się z segmentów, z mniejszych lub większych epizodów, które im dalej w las, tym mocniej zaczynają tworzyć całość. Z początku wydaje się, iż zdarzenia czy osoby nie mają ze sobą związku, dopiero po chwili odkrywamy, co je łączy.

Co ważne, film nie posiada zbędnych scen. To, co pojawia się na ekranie, ma jakiś związek z fabułą albo którymś bohaterem, chociaż może się wydawać dziwne i zupełnie oderwane od rzeczywistości. Nie wszystkie związki są od razu oczywiste i na pewne powiązania czy odpowiedzi trzeba poczekać — cały obrazek widać dopiero, jak do dołączy się ostatni kawałek puzzli.

Netflix znów na szczycie

Moje obawy były zupełnie bezpodstawne. Film zasłużył, żeby o nim mówić. Przeniesienie na ekran nagradzanej powieści nie jest najłatwiejsze. Mam wrażenie, że w przypadku Diabła wcielonego udało się to idealnie. Ta historia mogła iść w złą stronę, ale Campos dostarczył Netflixowi małe dzieło sztuki zaglądania w ludzką duszę.

Odstraszać może długość produkcji, bo film trwa ponad dwie godziny. Jest to wyczuwalne podczas oglądania, bo nie ma akcji pędzącej na łeb na szyję, eksplozji czy innych fajerwerków. Ale to wszystko wynagradza klimat niepokoju, pewnej niewiadomej i skrytość bohaterów.

Diabeł każdego z nas „Diabeł wcielony” — recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: The Devil All the Time

Reżyseria: Antonio Campos

Rok światowej premiery: 2020

Czas trwania: 2 godziny 18 minut

 


 1Słowa narratora rozpoczynające film. Tłumaczenie pochodzi z oficjalnych napisów dostępnych na platformie Netflix.

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Zdecydowanie polecam. "Diabeł wcielony" to film idealny na jesienny wieczór — zbliża się Halloween, czyli ten czas na niepokojące seanse we dwoje. To perełka wśród produkcji Netflixa, które częściej rozczarowują niż zachwycają.
Iwona Borkowska
Iwona Borkowskahttps://iwonamagdalena.pl/
Kobieta na emigracji. Mówi o sobie, że jest Gryzipiórką, bo nieustannie próbuje pisać. Czyta od kiedy skończyła 5 lat, najczęściej fantastykę. Ulubiona zabawa z dzieciństwa to szkoła i pisanie literek (chyba coś jej z tego zostało). Miała być dziennikarzem lub pracować w wydawnictwie — nie wyszło. Czasami stawia tarorta i chociaż bywa, że się sprawdza, to stwierdza, że jest z niej World Worst Witch. Nie może mieć czarnego kota, bo ma alergię (na wszystkie koty). Po godzinach udaje, że zna się na k-dramach.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Zdecydowanie polecam. "Diabeł wcielony" to film idealny na jesienny wieczór — zbliża się Halloween, czyli ten czas na niepokojące seanse we dwoje. To perełka wśród produkcji Netflixa, które częściej rozczarowują niż zachwycają. Diabeł każdego z nas „Diabeł wcielony” — recenzja filmu