Krew, flaki, demony i szatan. „Devilman. Tom 2” – recenzja mangi

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Kotori.

Witajcie, dotarliście do przełomowego momentu tej historii. […] Do tej pory czytaliście tę opowieść, traktując ją jak bajeczkę dla dzieci… ale przekonacie się, że piekło istnieje naprawdę. Od tej pory piekło, którego doświadczałem sam, stanie się również waszym dramatem. Wciągnie każdego z was i zada niewyobrażalny ból. Przygotujcie się.

Devilman, tom 2

Cóż, przełamania czwartej ściany kompletnie się tu nie spodziewałem.

Jeszcze chwilę                                  

Ale zanim wspomniany cytat otworzy całkowicie nowy rozdział, to przez początkowe kilkadziesiąt stron wciąż dostajemy znane z pierwszego tomu pojedyncze historie. Tu kolejne starcie z demonem przypominającym potwora z japońskiej mitologii, tam porwanie znajomej głównego bohatera, zdarzy się też wątek poboczny postaci trzecioplanowej, kończący się, rzecz jasna, dekapitacją. A to i tak w najmniej krwawym przypadku. Bestie po kryjomu mordują, Akira bardzo efektownie (i efektywnie) z nimi walczy, a jego przyjaciel o idealnej fryzurze wciąż rozmyśla o zagładzie świata. Wszystko po staremu, pomijając dwie podróże w czasie. Tak, dobrze przeczytaliście, demony mieszały już w ludzkim życiu za czasów Joanny d’Arc oraz rewolucji francuskiej, a skaczący poprzez czasoprzestrzeń Devilman musiał im przeszkodzić w ich niecnych planach. A może potwory też cofnęły się w historii, bo przecież dopiero niedawno obudziły się z wiecznej zmarzliny…? Sam już nie wiem, ten mini sidequest, podzielony pomiędzy końcówkę poprzedniego tomu a początek drugiego, powoduje głównie fabularne dziury, a w mniejszym stopniu zaciekawienie czytelnika. Choć trzeba tu docenić poczucie humoru autora: przecież uratowana w części pierwszej Orleańska Dziewica i tak skończyła spalona stosie.

Krew, flaki, demony i szatan. „Devilman. Tom 2” – recenzja mangiZgrzyt

Mniej więcej po trzech szesnastych (uczcie się ułamków, jak widać: czasem się przydają) opowieści pojawiają się dwie czarne strony, a Akira Fudo zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Początkowo uważałem to nagłe przełamanie czwartej ściany za zabieg kompletnie niepotrzebny, a wręcz kłócący się z poważnym stylem całej dotychczasowej historii. Jednak już po skończonej lekturze, przyznaję: ta krótka wstawka nabiera odpowiedniej, fabularnej wagi. Kolejne rozdziały to zupełnie inna opowieść. Nie wchodząc w ogromne spoilery: demony wreszcie wychodzą z cienia i jeśli myśleliście, że pierwszy tom był krwawy… cóż, możecie się mocno zaskoczyć.

Samych walk jest bardzo dużo, objętościowo zajmują zdecydowaną większość tomu. Widać zresztą, że autor odnajduje się w tym temacie – starcia, choć na pierwszy rzut mogą sprawiać surowe wrażenie, są szczegółowe i dopracowane. Niekiedy jednak wygląd poszczególnych potworów, w połączeniu z kreską typową dla lat powstania mangi (na przykład młoda kobieta o ogromnych oczach, strzelająca żrącym kwasem z wyrostków na piersiach), tworzy groteskę. Powoduje ona u odbiorcy pewnego rodzaju dyskomfort podczas lektury, ale na pewno nie przerażenie. Kwestia ta dotyczy przede wszystkim scen fabularnych, nie tych skupionych wokół spektakularnych bitew. Ludzie zostają rozszarpywani, oderwane członki latają w powietrzu, dekapitowane głowy zastygają z grymasem bólu. Tylko co z tego, skoro postaci wyglądają tak… infantylnie? To podobna sytuacja, jak w przypadku średniowiecznych gobelinów: choć nierzadko przedstawiają krwawe i okrutne pojedynki, styl w jakim powstały, często powoduje delikatne rozbawienie.

Przyśpieszenie

Tempo akcji w tym tomie to zaleta, jednak ilość treści, jakie w tym czasie autor stara się nam przekazać ustami bohaterów, potrafi przytłoczyć. Twisty fabularne następują jeden po drugim, nierzadko niosąc ze sobą dość mroczne wydarzenia i dylematy moralne. Czytelnik nie ma jednak czasu na ich przetrawienie – działania poszczególnych osób i ich poczynania podsumowywane są przez pojedyncze zdania, bądź wręcz okrzyki. A przy takiej ilości drastycznej śmierci wcale nieobcych mi postaci, chciałbym wraz z Akirą choć na chwilę zatrzymać się w żałobie. Zwłaszcza w kontekście przeskoku czasowego, po którym następuje zakończenie. Choć z drugiej strony… dlaczego miałbym oczekiwać człowieczeństwa od Devilmana?

Muszę jednak przyznać, że drugi tom podobał mi się znacznie bardziej od pierwszego. Fabuła przestała robić pętle mające zmylić czytelnika, ruszając zdecydowanie w jednym, jasno określonym kierunku. Walka o przyszłość naszej planety wkracza w decydującą fazę… po czym przyhamowuje, zmienia wątek, znów przyśpiesza… i tak przynajmniej kilkukrotnie podczas całej historii. Nie raz i nie dwa zaskoczył mnie obrót spraw i poczynania Devilmana. Najlepszym dowodem na jakość opowiadania jest fakt, iż już dawno tak bardzo nie kusiło mnie, by zdradzić wam finał. Jednak gdy już zakończyłem swą przygodę z Akirą, zacząłem się zastanawiać: „Czy koniec nie nadszedł aby zbyt szybko?”.

Ech, ten mangowy kac… zazwyczaj bywa jeszcze gorszy od książkowego.

Devilman 2
Devilman

Tytuł: Devilman. Tom: 2

Autor: Go Nagai

Gatunek: horror, dark fantasy, superhero

Wydawnictwo: Kotori

 

 

 

 

Zobacz także:

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Nie spodziewałem się tego, co zastałem w drugim tomie. Już wiem, dlaczego „Devilmana” w wielu kręgach uznaje się za klasykę mangi.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Nie spodziewałem się tego, co zastałem w drugim tomie. Już wiem, dlaczego „Devilmana” w wielu kręgach uznaje się za klasykę mangi.Krew, flaki, demony i szatan. „Devilman. Tom 2” – recenzja mangi