Kangurek Kao powraca i dla wielu jest to świetna wiadomość. Jednak czy zainteresuje graczy, którzy go nie pamiętają lub w ogóle nie znają?
Kangurek Kao to dla polskich graczy postać kultowa i ani trochę mnie to nie dziwi. Na początku XXI wieku nie każdy u nas miał PlayStation, toteż nie mógł się zapoznać z takimi postaciami jak Spyro, Crash czy Mario, a jednak to one stały się symbolami trójwymiarowych platformówek. Owszem, powstały produkcje, które starały się zapełnić tę lukę na pecetach, ale nie zawsze były udane, przez co dziś nie każdy o nich pamięta. Tymczasem dziecko rodzimego studia Tate Multimedia zyskało swoich sympatyków i przeżyło niejedną przygodę.
Dlatego teraz powrót Kangurka Kao po 17 latach przerwy jest niemałym wydarzeniem, a dzięki corocznemu wydarzeniu Steam Next Fest od 21 lutego można ogrywać demo, lecz tym razem rebootu, którego pełna wersja ma się ukazać w tegorocznym okresie letnim. Osobiście nie mam do tej serii tak wielkiego sentymentu jak redaktorka Klaudia, która także grała w tę próbkę, ale postanowiłem przedstawić wam wrażenia z tej innej, nieco chłodniejszej perspektywy.
Wersja demonstracyjna zawiera tylko jeden poziom, ale niemal od razu w oczy rzuciła mi się dalsza chęć inspirowania się grami z jamrajem pasiastym, a w tym przypadku kanoniczną, czwartą odsłoną. Dobór kolorów, styl graficzny czy obecność specjalnych gadżetów przydatnych do rozwiązania zagadek mówią same za siebie.
Jednak Crash Bandicoot 4 to gra niezwykle złożona i dynamiczna, a nowy Kao wygląda na urozmaiconą, ale wciąż prostą grą platformową w stylu Spyro The Dragon. Potwierdza to, chociażby zarys fabuły sugerujący, że ten aspekt prawdopodobnie nadal ma marginalne znaczenie. To nie jedyna kwestia wymagająca wyjaśnienia, ale na razie brak wytłumaczenia co i dlaczego zbieramy, nie jest potrzebny do czerpania przyjemności z rozgrywki.
Aczkolwiek pomimo tego, że poczciwy kangurek porusza się z prędkością 60 klatek na sekundę, nie jest tak zwinny, jak jego starsi koledzy i sterowanie nim, a w szczególności ruchem kamery jest nieco toporne. Otóż nie podąża ona dynamicznie za postacią, tylko aby się np. obrócić, by pójść w innym kierunku, musiałem manualnie zmienić perspektywę za pomocą prawej gałki na padzie. Jest to uciążliwe, zwłaszcza gdy otacza nas kilku przeciwników, bo choć nie są zbyt trudni (podobnie jak system walki), mogą niemile zaskoczyć, atakując z boku czy zza pleców. Także trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Lekko niepokoi mnie także kwestia oprawy dźwiękowej, ponieważ w demie jest ona dość minimalistyczna, nawet za bardzo. Otóż poza nijakim, zapętlonym przez cały czas, instrumentalnym utworem, w tle prawie w ogóle nie pojawiały się żadne dźwięki. A niestety, brak udźwiękowienia dla rzutu bumerangiem czy zdobycia literki będącej częścią imienia protagonisty sprawiał, że nieuczucia satysfakcji tudzież progresu. Podobny dysonans mam z głosami postaci, ponieważ jedni bohaterowie faktycznie do mnie mówili i to w rodzimym języku, a drudzy komunikowali się wyłącznie za pośrednictwem napisów.
Dlatego mam nadzieję, że zostanie to dopracowane, ewentualnie wersja na PlayStation 5 wynagrodzi mi to wsparciem dla adaptacyjnych spustów i haptycznych wibracji kontrolera DualSense.
Ogólnie rzecz biorąc, nowy Kangurek Kao zapowiada się na przyjemną produkcję, która zachęca do eksploracji i rozwiązywania niezbyt skomplikowanych zagadek. Dlatego, mimo iż przejście poziomu zajęło mi blisko dwadzieścia pięć minut, spędziłem w nim ponad godzinę, choć i tak nie znalazłem wszystkich znajdziek.
Po zagraniu w demo mam wrażenie, że pełna wersja nie każdemu przypadnie do gustu i nie będzie kandydatem do gry roku z racji bardzo oldskulowego charakteru, lecz osobiście chętnie po nią sięgnę, aby dowiedzieć się, co kryły między innymi niedostępne aktualnie gejzery oraz dlaczego kultowe rękawiczki nagle postanowiły przemówić do kultowego bohatera.