CoNZealand – czy można zdigitalizować Worldcon?

-

Rok 2020 nie jest łaskawy dla miłośników konwentów. Większość imprez albo odwołano, albo przeniesiono do internetu. Części fanów wydarzenia online się podobają, inni podchodzą do nich sceptycznie. Jako że należę do tej pierwszej grupy, odwiedziłem CoNZealand – tegoroczny Worldcon i chętnie podzielę się wrażeniami z tego eventu.
Nowa Zelandia widziana z Krakowa

W roku 2010 fani z Nowej Zelandii postanowili ściągnąć Worldcon do swojego kraju. Przez osiem lat promowali tę ideę, by w roku 2018 otrzymać prawo do organizacji konwentu. Niestety kiedy wybuchła pandemia, stanęli przed bardzo trudną decyzją – mogli imprezę odwołać lub przesunąć o kilka miesięcy albo też zmienić ją w wirtualną. Zdecydowano się na trzecią opcję, co było naprawdę odważnym wyborem. Organizacja cyfrowego konwentu nie jest bardzo trudna sama w sobie, jednak Worldcon ze wszystkimi swoimi wymaganiami stanowi pewne wyzwanie.

Po kilku miesiącach intensywnych przygotowań CoNZealand się rozpoczął i można było weń uczestniczyć z dowolnego, podłączonego do internetu, zakątka świata. Jednak pomimo globalnego zasięgu i tego, że każdy łączył się z domu, organizatorzy zadbali o to by dało się odczuć chociaż namiastkę Nowej Zelandii. Na stronie dostępne były różne nagrania pokazujące piękne zakątki Nowej Zelandii. Część z wystaw również koncentrowała się czy to na fanach z ojczyzny ptaków kiwi, czy też na samym kraju i tym, co zaoferował światu (między innymi na filmach kręconych na tych wyspach).

Udostępnione ekspozycje były naprawdę ciekawe. Część zawierała bardzo dużo informacji, inne nieco więcej grafik, ale oglądało się je z przyjemnością. Co ciekawe, oprócz tego, czego się można było spodziewać (czyli po prostu stron internetowych z tekstami i obrazkami), udostępniono swoistą „grę”, w której przechadzaliśmy się po przestrzeni wystawienniczej. Nie umieszczono tam oczywiście wszystkich elementów, ale sam pomysł zasługuje na docenienie. Jako że rzeczoną aplikację rozbudowywano podczas konwentu, odwiedzałem ją kilkukrotnie, by zobaczyć, co się zmieniło. Poza teaserami wystaw znajdowały się tam także „stoiska” wystawców oraz galeria sztuki.

Technikalia

Większość konwentów online, które odbyły się w tym roku, oferowała darmowe uczestnictwo. Worldcon z wielu powodów nie miał takiej możliwości. Oznacza to, że koniecznym było wprowadzenie jakiegoś systemu weryfikacji uczestników. W tym celu wykorzystano opcję logowania między innymi przy użyciu Discorda. Wystarczyło pozwolić na autentykację poprzez konto w tym komunikatorze i wszystko działało. Co prawda bywały problemy z dostępami, ale ogólnie całość sprawowała się naprawdę dobrze.

Poza stroną internetową, na której znajdowały się między innymi wystawy, ulotki, darmowe publikacje i tym podobne, udostępniono także serwer na Discordzie. Służył on zarówno do integracji, jak i do dyskusji po punktach programu. Tutaj znajdowały się także stoliki organizacji fanowskich oraz miejsca do grania w planszówki (a przynajmniej rozmawiania o grze). Zamiast sal programowych, spotkania odbywały się w aplikacji Zoom. W wypadku większości punktów skorzystano z opcji webinarów, która pozwala na mówienie tylko wybranym panelistom (co zapobiega Zoombombingowi), a uczestnikom udostępnia dodatkową funkcjonalność Q&A. Pojedyncze elementy programu odbyły się na Discordzie, a niektóre wydarzenia – na przykład ceremonia wręczenia Nagród Hugo –były od razu streamowane na platformę The Fantasy Network.

Warto dodać, że zdecydowaną większość programu rejestrowano i jeszcze podczas konwentu zaczęła pojawiać się jako filmiki na stronie oraz na The Fantasy Network. Nagrania udostępniano jeszcze przez tydzień po zakończeniu imprezy, więc kto chciał, mógł nadrobić to, co go ominęło (było to o tyle ważne, że plan Worldconu dostosowano do czasu w Nowej Zelandii, zatem dla fanów z Europy lwia część atrakcji odbywała się w nocy).

Program, który mnie ominął

Z racji różnicy w strefach czasowych niewiele punktów programu odbywało się podczas mojego dnia. Ma to swoje wady, ale z drugiej strony pozwoliło mi na dokładne przejrzenie wszystkich wystaw. Na ile byłem w stanie, starałem się uczestniczyć w kilku atrakcjach każdego wieczoru i poranka, ale to wciąż nieco mało. Jakbym miał wskazać, które z punktów programu najbardziej przypały mi do gustu, wymieniłbym Planning and Attending Conventions in the Age of COVID-19 oraz pogadanka z gośćmi honorowymi – Mercedes Lackey i Larrym Dixonem.

Jakkolwiek ominęło mnie dużo paneli i prelekcji w zamian byłem wstanie wziąć udział w codziennych imprezach. Dokładnie o 13.00 polskiego czasu zaczynały się „przyjęcia”. Z racji moich obowiązków nie mogłem w nich pełni uczestniczyć, ale każdego dnia udawało mi się choć chwilę pogawędzić z innymi fanami.

Dobrze być wolontariuszem

Najlepsza formą uczestnictwa w Worldconie jest pomaganie na nim. Fakt, że impreza odbywa się online tego nie zmienia, więc i w tym roku się zgłosiłem. Dostałem dwa zadania – po pierwsze jeszcze przed rozpoczęciem CoNZealand pracowałem nad jedna z wystaw (była poświęcona Aukcji na rzecz Funduszy Fanowskich). Na samej imprezie dołączyłem do ekipy Operations (Ops), która „skleja” konwent. W zasadzie w zakresie obowiązków tego działu jest wszystko to, czym nie zajmują się inni. Moim zadaniem było włóczyć się po imprezie i pilnować porządku oraz pomagać uczestnikom, gdyby mieli jakieś pytania. Stąd tez codziennie odwiedzałem wspomniane powyżej przyjęcia, spędzając po kilka do kilkunastu minut na każdym. Praca nie była bardzo trudna, a dawała poczucie uczestniczenia w stworzeniu tego konwentu.

Ceremonia Hugo

Uczestnicy Worldconu mogą nominować i wybierać zwycięzców Nagrody Hugo. By pomóc w decyzji, otrzymuje się tak zwany Hugo Voters Pack, w skład którego wchodzą liczne nominowane utwory lub ich fragmenty. Jednak głosowanie odbywa się jeszcze przed konwentem. Za to podczas imprezy można uczestniczyć w ceremonii wręczenia nagród. Niestety ta ostatnia zaczynała się o 1.00 w nocy polskiego czasu, więc dałem radę na żywo obserwować tylko jej połowę.

Z technicznego punktu widzenia wszystko działało bardzo dobrze – zdarzały się drobne potknięcia, ale jak na poziom skomplikowania wydarzenia zdecydowanie nie można narzekać. George R.R. Martin prowadził ceremonię z Santa Fe, a zwycięzcy rozrzuceni byli po całym świecie . Ekipa techników umiejętnie połączyła wszystko w jeden stream wykorzystujący zarówno fragmenty nadawane na żywo, jak i nagrane wcześniej. Trochę gorzej niestety wypadło samo prowadzenie. Autor Gry o tron nie tylko zbyt dużo opowiadał o historii, ale też popełniał błędy, wymawiając nazwiska nominowanych i zwycięzców. Ponadto w niezbyt ładny sposób odniósł się do zmiany nazwy Nagrody Astounding dla początkujących pisarzy.

Ogólne wrażenia

CoNZealand był udanym konwentem. Organizatorzy udowodnili, że nawet tak dużą i skomplikowaną imprezę jak Worldcon da się skutecznie przenieść do sieci. Oczywiście pojawiały się drobne problemy, ale patrząc na skalę przedsięwzięcia, są one wybaczalne. Atmosfera fanowskiej radości z pewnością panowała na imprezie i mogę tylko żałować, że nie przestawiłem sobie czasu tak, by mieć możliwość w pełni uczestniczyć w konwencie. Mam nadzieję, że za rok Worldcon odbędzie się już w tradycyjnej formie, ale jeśliby konieczna była jego wirtualizacja, to z chęcią odwiedzę go w takim kształcie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu