„Aru Shah i Drzewo Życzeń” Roshani Chokshi – fragment książki

Za kilka dni w księgarniach pojawi się nowy tom przygód Aru. Dziś mamy dla was fragment pozycji, zapraszamy do zapoznania się z nim. 

Popbookownik objął pozycję swoim patronatem.

„Aru Shah i Drzewo Życzeń” Roshani Chokshi – fragment książkiWojna między dewami a demonami zbliża się nieuchronnie i Innoświat pozostaje w stanie najwyższej gotowości. Czternastoletnia Aru Shah i jej przyjaciele otrzymują zadanie uratowania dwóch nieznanych im osób – jedna z nich zna słowa przepowiedni, która może zadecydować o zwycięstwie lub porażce w wojnie. Okazuje się, że osoby te, bliźniaczki, są kolejnymi siostrami Pandawami, a według przepowiedni jedna z pięciu sióstr jest fałszywa…

Kiedy bohaterom nie udaje się utrzymać w tajemnicy przepowiedni i poznaje ją Śpiący, ich niebiańscy nauczyciele domagają się, by drużyna Pandawów na pewien czas zaprzestała działań przeciwko niemu. Aru jednak uważa, że aby przywrócić Pandawom dobre imię, muszą odnaleźć Kalpawrikszę, drzewo spełniające życzenia, które wyłoniło się z Oceanu Mleka. Jeśli Aru zdoła dotrzeć do drzewa przed Śpiącym, być może – wypowiadając jedno jedyne życzenie – odmieni los całego świata.

Aru, uważaj, czego sobie życzysz, bo może się to spełnić…

Trzeci tom Kronik Pandawów z nowymi, wyjątkowymi postaciami, złowrogimi demonami i wspaniałymi czarodziejskimi krainami jest tak barwny i pełen radości jak Holi, ulubione święto Aru.

Aru Shah i Drzewo Życzeń Roshani Chokshi
tłumaczenie Marta Duda-Gryc

ROZDZIAŁ 1

Aru Shah nie jest Spider-Manem

Aru Shah miała wielki piorun i bardzo chciała go użyć.
– Proszę, nie, Shah – błagał jej przyjaciel Aiden. – Jeśli porazisz nasze obiekty wadźrą… cała misja na nic.
– Daj spokój – prychnęła Aru. Miała nadzieję, że w jej głosie słychać było więcej pewności, niż jej miała w sobie. – Jestem córką boga piorunów. Elektryczność to moja specjalność.
– Wczoraj włożyłaś widelec do tostera – przypomniał jej Aiden.
– Tylko na sekundę, bo toster uwięził moje śniadanie i odmawiał wypuszczenia go na wolność.
Podmuch wiatru uderzył w tył głowy Aru. Odwróciła się – prosto na nich leciał wielki orzeł z szafirowymi piórami. Ptak wylądował z impetem na ziemi i w rozbłysku niebieskiego światła przemienił się w Brynne, duchową siostrę Aru i córkę boga wiatru.
– Ani śladu celów – oświadczyła Brynne. – A poza tym Aiden ma rację. Ja też ci nie ufam, jeśli chodzi o elektryczność.
– Ta rozmowa nie dotyczyła ciebie! – zaprotestowała Aru.
– Ale i tak ją słyszałam. – Brynne poklepała się zna-cząco w głowę. – Miałam przez sekundę orle uszy, nie pamiętasz?
Obok Aidena stała Mini, córka boga zmarłych. Ścis­kała kurczowo D.D., Destrukcyjną Dandę, i rozglądała się niespokojnie.
– Mogłaś sama się porazić prądem przez ten widelec! – skarciła Mini przyjaciółkę. – A wtedy byś…
– Umarła? – wyrwało się jednocześnie Aidenowi i Brynne.
Mini skrzyżowała ramiona.
– Chciałam powiedzieć, że doznałaby ciężkich opa-rzeń, doszłoby do zatrzymania akcji serca, nie wyklu-czam też śpiączki… i tak, być może również śmierci.
Brynne przewróciła oczami.
– Dość już o tych tosterach – ucięła. – Potrzebujemy planu, aby uratować cele, i to szybko.
Trzy siostry Pandawowie i Aiden stali na ulicy, wpa-trując się w oświetlony diabelski młyn górujący nad centrum Atlanty. Za diabelskim młynem wznosiły się jasne drapacze chmur. Samochody trąbiły i posuwały się metr po metrze w korku na ulicy za nimi (była go-dzina szczytu), a ludzie w samochodach zupełnie nie zwracali uwagi na czworo dzieci dzierżących świecącą broń.
Hanuman, ich instruktor walki o małpim obliczu, i Bu, ich gołębi mentor, powiedzieli im, że gdzieś na diabelskim młynie jest dwóch ludzi potrzebujących pomocy. Dziewczyny nie miały pojęcia, jak wyglądają, ale przekazano im, że ma tam być wieszczek.
„Ale dlaczego ktoś ukrył tam wieszaczek?” – spytała wtedy z roztargnieniem Aru.
„Nie chodzi o wieszaczek” – westchnął Bu.
Och.
No tak, owszem, wieszaczek i wieszczek to dwie zupełnie różne rzeczy.
Wieszczek to ktoś, kto widzi przyszłość i przepowiada ją; Innoświat zaś już od wieków czekał na ważną przepowiednię. Jeśli pogłoski mówiły prawdę, wieszczek miał taką moc, że mógł wskazać zwycięzcę w wojnie dewów z asurami, którymi dowodził obecnie Śpiący. Jak jednak wyjaśnił Bu, z przepowiedniami nie jest tak prosto. Dają o sobie znać tylko w obecności pewnych istot – zwykle tych, których dotyczą. Bu wierzył, że tę przepowiednię mogli usłyszeć tylko Pandawowie lub żołnierze Śpiącego. Sukces każdej ze stron zależał od tego, czy przeciwnik nie pozna treści proroctwa.
Aru spojrzała niechętnie na wydłużające się późno-zimowe cienie. Tak wiele się zmieniło w ciągu ostat-niego roku, odkąd wyprawili się do Oceanu Mleka… Miała teraz czternaście lat. Urosła kilka centymetrów, włosy sięgały jej już do ramion, a ostatnio zaczęły na nią pasować buty mamy… ale nadal wolała chodzić boso. W świetle wczes­nego wieczora kwiaty derenia lśniły jak gwiazdy, które zahaczyły się o ciemne gałęzie. Z wiśni wzdłuż ulic opadały różowe płatki, a wilgotny pyłek na asfalcie wyglądał jak płatki złota.
– Próbowałam tam polecieć, żeby ich wypatrzyć, ale niektóre kabiny są ciemne, no i szczelnie zamknięte – mówiła Brynne. – Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto widzi przyszłość, miałby się ukrywać w diabelskim młynie.
– A zwłaszcza w takim nieruchomym i bez pracow-nika, który go obsługuje – dodał Aiden.
– Może ten ktoś chciał mieć lepszy widok? – podsu-nęła Mini.
– Licho wie. W każdym razie najpierw musimy uru-chomić machinę, żeby móc się dostać do zamkniętych kabin – powiedziała Brynne. – Jeśli walnę w niego wiatrem…
– Ale przecież wtedy może się przewrócić! – wy-krzyknęła Aru.
– A kiedy spróbujemy go uruchomić za pomocą wadźry, możemy usmażyć wieszczka! – prychnęła Brynne.
Mini przygryzła wargę, przesuwając wzrok z Aru na Brynne.
– A może… jest jakiś inny sposób?
Aiden skinął głową.
– Bri może wykorzystać wietrzną pałkę, żeby deli-katnie wprawić w ruch młyn – zaproponował. – Ja będę patrolował…
– Nie mamy czasu się cackać! – przerwała mu Aru.
– A może obydwie wleziemy na diabelski młyn, a ja za pomocą D.D. przeskanuję kabiny? – zaproponowała Mini.
– Wleziemy na diabelski młyn?! – Aru aż się zatch-nęła. – Czy ja wyglądam na Spider-Mana?
– No, czasami nosisz taką piżamę… – Mini wzruszyła ramionami.
Brynne prychnęła.
– Jaką piżamę? – zainteresował się Aiden.
„Przerwać tę rozmowę! – wrzasnął mózg Aru. – Po-wtarzam, przerwać rozmowę!”
– Ruszmy się wreszcie – powiedziała szybko.
Brynne uśmiechnęła się szeroko i zakręciła pałką nad głową. Z broni buchnęło jasnoniebieskie światło. Zaskrzypiał metal. Ogromne koło zaczęło się powoli obracać.
– Jazda! – zawołała Brynne.
Aru popędziła do diabelskiego młyna – prawie sie-demdziesięciometrowej instalacji z obrotowymi za-mkniętymi kabinami. Wszystko się w niej gotowało z napięcia, gdy wbiegała po schodkach i sięgała do pierwszej szprychy w kole. Metalowe pręty były śliskie – niedawno padał deszcz – i pachniały żelazem. W normalnej sytuacji w życiu by się nie zgodziła, żeby się wspiąć na coś takiego, ale jej spersonalizowane buty Pandawy miały w komplecie magiczne przyssawki na podeszwach – dzięki nim teoretycznie nie miała prawa spaść.
Przygotowywali się do tego przez cały tydzień i rozumieli, o jaką stawkę toczy się gra. Nie było dnia, żeby Aru nie usłyszała czegoś o zwiększonej aktywno-ści demonów w świecie śmiertelników. Nikt jednak nie widział do tej pory osoby stojącej za tym chaosem: Śpiącego. Jej ojca. Aru żałowała, że nie potrafi go po-strzegać tylko jako potwora. W jej myśli ciągle wdzie-rały się wspomnienia i niekiedy Śpiący nie przypominał w nich tego, kim był teraz – jawił się jej jako tata, którym był dla niej w przeszłości. Człowiek, który ją nosił na rękach i tulił do siebie. Choć trwało to tylko godzinę.
Aru zawahała się; straciła pewny chwyt na śliskim pręcie. Zimny wiatr uderzył ją w twarz, a jej wzrok padł na ziemię ponad trzydzieści metrów niżej. Z tej wysokości rzędy latarni wyglądały jak odległe sznury gwiazd, kępy drzew przypominały kupki zmiksowa-nych brokułów.
– Wszystko w porządku? – zawołała Mini z niższej szprychy koła.
„Spokojnie, Shah” – powiedziała do siebie. Przecież trenowały takie rzeczy. Poradzi sobie.
– Tak. Jestem Aru. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem i sięg­nęła do kolejnej szprychy.
Pod wpływem następnego zimnego podmuchu włosy zasłoniły jej oczy.
„Wspinasz się na diabelski młyn – pomyślała Aru. – Wiesz, kto robi takie rzeczy? SUPERBOHATERO-WIE. I facet z tego filmu Pamiętnik, ale przede wszyst-kim superbohaterowie”.
– Superbohaterki – szepnęła do siebie i wyciągnęła rękę do następnego pręta.
Zaczęła też nucić pod nosem. Bolały ją ręce, zęby jej szczękały. Kiedy podniosła wzrok, zdała sobie sprawę, że znajduje się na wysokości drapaczy chmur.
– Czy ty śpiewasz? – spytała z niedowierzaniem Mi-ni, która ją właśnie doganiała.
Aru zamknęła usta.
– Nie.
– Bo to brzmiało jak „Spider-Man, Spider-Man… robi wszystko, co umie Spider-Man”. Jestem prawie pewna, że ta piosenka ma cokolwiek inny tekst.
– Wiatr ci szumi w uszach.
Mini, która zawsze była zwinniejsza niż Brynne i Aru razem wzięte, minęła Aru i wdrapała się wyżej.
– Myślałam, że boisz się wysokości – zdziwiła się Aru.
– Jasne, że tak! – odparła Mini. – Boję się wielu rze-czy… ale technika ekspozycji bardzo pomaga w leczeniu zaburzeń lękowych. Może na moją osiem-nastkę zrobimy sobie razem seans skydivingu, no wiesz, podniebnego nurkowania ze spadochronem.
– Razem?!
– Patrz, Aru! Pierwsza zamknięta kabina!
Pięć metrów od nich, za wąską metalową kładką, znajdowała się szklana kapsuła, taka na dwie osoby. Czerwone drzwi były szczelnie zamknięte, wewnątrz panowała ciemność. Aru obróciła nadgarstek i wadźra przemieniła się z bransoletki we włócznię; w górę jej ręki popłynął elektryczny dreszcz.
– Tylko nie spal misji – mruknęła do siebie Aru.
To od nich zależał los Innoświata… Aru wycelowała w drzwi i wypuściła piorun…
Bum!
Piorun uderzył w zawiasy wejścia do kabiny. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, odsłaniając… nic. Ka-bina była zupełnie pusta. Mini podniosła D.D., która teraz przybrała kształt składanego lusterka. Kiedy przesuwały się wzdłuż szprychy do kolejnej kabiny, przyssawki ich butów odrywały się od mokrego metalu z nieprzyjemnym mlaskaniem. Aru otworzyła dłoń i wadźra pofrunęła z powrotem do niej.
– No to w górę – powiedziała jej właścicielka.
Przeszły ostrożnie po kładce bliżej środka koła, a potem podciągnęły się do wyższej szprychy. Kiedy przesuwały się wzdłuż szprychy do kolejnej kabiny, Aru skrzywiła się na odgłos mlaskania wydawany przez przyssawki jej butów na mokrym metalu. Otworzyła piorunem drzwiczki, a Mini przeskanowała wnętrze kabiny za pomocą D.D.
– Pusto – powiedziała, marszcząc brwi.
Trzecia wyglądała tak samo – nikogo w niej nie było. Po otwarciu czwartej Aru o mało nie odskoczyła gwał-townie do tyłu – z sufitu kabiny opadła nagle i zadyndała przed jej twarzą para tenisówek przywią-zana do pasa bezpieczeństwa.
Był to jednak tylko głupi dowcip – dzieło ostatniego pasażera.
Drzwi zatrzasnęły się z głośnym łomotem.
Aru popatrzyła do góry. Została im jeszcze tylko jedna kabina. Serce zabiło jej mocniej. Zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że słyszy szum niewypowiedzianych przepowiedni, odbijających się echem w noc. Powietrze wydawało się zimniejsze i jakby cięższe.
– Ostatnia – szepnęła Aru.
Wspięła się na palcach, żeby lepiej widzieć; przy-ssawki na jej podeszwach oderwały się od śliskiej me-talowej kładki. Gdy ścisnęła w ręce piorun, diabelski młyn gwałtownie drgnął… i runęła w prawo. W brzuchu poczuła nieprzyjemne łaskotanie, w ostatniej chwili zdołała złapać metalowy pręt i dyndała teraz w powietrzu, a jej nogi zwisały nad pustką.
Mini wrzeszczała i trzymała się kurczowo pręta.
Demony nas znalazły! – posłała do nich telepatycznie Brynne, wyraźnie spanikowana. – Uważajcie!
Aru spróbowała rozbujać się nogami – bez skutku. Diabelski młyn znów drgnął – jeden raz, ale dzięki temu zdołała wyrzucić stopy do góry i zaczepić się o pręt. Przekręciła się, aż w końcu udało się jej przykucnąć na powierzchni szprychy, a potem wstała chwiejnie i jej buty ponownie przylgnęły z mlaśnięciem do metalu.
Zaryzykowała rzut oka w dół… i szybko tego po­żałowała.
Demony przestały się zajmować Aidenem i Brynne – wpatrywały się w Aru i Mini.
– Żyjesz?! – zawołała Aru do Mini. – Zaczyna się robić nerwowo!
Oczy Mini zaokrągliły się ze strachu, ale dziewczyna zagryzła wargę i skinęła głową. Aru ostrożnie przesu-nęła się po powierzchni szprychy prowadzącej do ostatniej kabiny, trzy metry dalej. Kabina wyglądała na pustą, jak wszystkie inne, ale powietrze wokół niej wydawało się dziwnie zniekształcone. Mini zamknęła lusterko.
Zdecydowanie ktoś jest w środku – posłała myślą Mini. – To na pewno są ci, których szukamy. Ostrzeże-my ich, że zaraz rozwalimy im drzwi?
Aru potrząsnęła głową.
Może być z nimi ich porywacz.
To co, na trzy?
Aru skinęła głową.
Raz… Dwa… Trzy!
Aru rzuciła wadźrą – piorun przeciął zawiasy i powrócił do jej ręki. Zaskrzypiał metal i drzwi uchyliły się, odsłaniając kłąb czarnych lian wijących się jak węże.
– Wypuść wieszczka! – krzyknęła Mini. – A, i tę drugą osobę też! I nic nie kombinuj, bo jesteśmy uzbrojone!
Unosząc wadźrę, Aru już miała powiedzieć: „I nie-bezpieczne!”, gdy diabelski młyn znów drgnął i zdążyła z siebie wykrztusić jedynie:
– I niebezpie… aaaa!
Kłębiąca się masa nagle znieruchomiała. Przez splą-tane liany przebiło się zielone światełko – jakby jakiś owłosiony potwór właśnie otworzył jedno oko.
– Niebezpie-aaaa? Istnieje w ogóle takie słowo? – spytał wyniośle żeński głos.
– Czy to ty jesteś wieszczką?! – zawołała Mini, przekrzykując wycie wiatru.
Przez chwilę panowała cisza.
– Być może.
Aru zachwiała się, chociaż przyssawki jej butów mocno przylegały do kładki. Wyciągnęła ręce na boki, łapiąc równowagę; wadźra owinęła się wokół jej nad-garstka i przybrała kształt bransoletki. – Więc chodź z nami… jeśli chcesz żyć.
Znów zapadła cisza.
– Tu jest nam dobrze – odparł wyniosły głos. – Dziękuję, ale nie.
– Serio? – oburzyła się Aru. – Jesteśmy tu, żeby was uratować! Powinniście okazać choć trochę wdzięczno-ści! I jak w ogóle się znaleźliście w diabelskim młynie?
W kłębie pnączy przeprowadzono szeptem rozmowę.
– Ukryłyśmy się tutaj – odezwał się inny, łagodniej-szy głos. – Czy jesteś może Aru Shah?
Aru nie odzywała się przez chwilę.
– Tak… – odparła w końcu.
Pnącza rozsunęły się, odsłaniając dwie identyczne ciemnoskóre dziewczynki wyglądające na jakieś dzie-sięć lat. Jedna miała na sobie sukienkę w kwiatki i błyszczący żakiet. Wśród dziesiątków cienkich war-koczyków na jej głowie tkwił mały diadem. Druga, z warkoczami do ramion, nosiła koszulkę w paski i ciemne dżinsy. Aru w jednej chwili zrozumiała, kim są – widziała je we śnie.
– To wy… – szepnęła Mini, zanim Aru zdążyła otworzyć usta. – Widziałam was we śnie!
Aru odwróciła szybko głowę.
– Zaraz. Co? Ty też je widziałaś?
Dziewczynka w diademie prychnęła niecierpliwie.
– Odwiedziłyśmy wszystkich Pandawów – wyjaśniła.
– Porozmawiamy o tym później – zadecydowała Aru, wyciągając rękę. – Na razie musicie iść z nami.
Dziewczynka w diademie zmrużyła lodowatoniebie-skie oczy.
– Najpierw musicie nas uratować. Bo to właśnie wi-działaś w swojej wizji, prawda, Sheela?
– Uhu – powiedziała Sheela z roztargnieniem, odli-czając na palcach… Trzy, dwa, jeden.
– Uratować was przed… – zaczęła mówić Mini, ale zanim zdążyła skończyć pytanie, nad ich głowami roz-legło się mokre plaśnięcie.
Aru cofnęła się nerwowo. Rakszas o ciele człowieka i głowie byka, który opuścił się nad nimi z pręta głową w dół, wydał z siebie straszliwy ryk. Dziewczynka w diademie odkaszlnęła lekko, skrzyżowała ramiona i wskazała na demona.
– Przed nim.

Źródłonota prasowa
Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Popularne w tym tygodniu