Kosmos, ostatnia granica. Załoga statku Latający Holender podąża z misją badawczą, poznaje nowe obce światy i cywilizacje. Śmiało zmierza tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek. A będąc bardziej szczegółowym, sama nie za bardzo wie, dokąd się kieruje, prowadzona przez wybitnie sarkastyczną sztuczną inteligencję, relikt starożytnej cywilizacji Pradawnych. Tym bardziej, iż nikt z gwiezdnych marynarzy nie ma większego pojęcia jak działa statek, a większość pierwszy raz odbywa podróż międzygwiezdną. Wspominałem, że ludzkość ukradła ten okręt obcej, wysoce zaawansowanej technologicznie rasie jaszczurów?
W poprzednim odcinku
Kto rozpoznał cytat we wstępie – brawo, należy się medal. Ale jeśli nie: dyshonor dla ciebie, dyshonor dla twojej rodziny. Tak, dla krowy też, starczy tych nawiązań. Popkulturowe „mruganie okiem” należy robić dyskretnie, bo inaczej dostaniemy potworka typu Vice versa. O czym to ja… A tak, kosmiczni piraci! Na dalsze przygody pułkownika Joe Bishopa nie przyszło nam długo czekać. Po tym, jak Ziemię napadli chomikopodobni obcy, a ludzkość rozpoczęła wojnę całkiem nowego rodzaju, z pomocą przybyła kolejna nieznana rasa, tym razem jaszczurów. Przegoniła pierwszych gości i dała okazję do zemsty, zapraszając do desantu na inną planetę. Oczywiście wszystko to było zbyt piękne, by mogło okazać się prawdziwe: dobrzy i źli zamienili się miejscami, a przegonić nieproszonych i niezbyt przyjemnych „ratowników” pomogła super zaawansowana sztuczna inteligencja, potocznie zwana „Skippy”. Ale przynajmniej po tym wszystkim Ziemia jest bezpieczna, prawda? Cóż…
Na dobre…
Tom numer dwa w swej treści i budowie przypomina poprzednika, nie jest jednak jego klonem. Cała akcja przenosi się z otwartych lokacji, znajdujących się na kilku planetach, do wnętrza stosunkowo niewielkiego statku kosmicznego. Dzięki temu możemy bliżej poznać wielokulturową załogę, a momentami nawet delikatnie musnąć kwestii socjologicznych. Joe przecież nie prosił o dowództwo nad jedną z najbardziej przełomowych misji w historii ludzkości, mimo to musi się zmierzyć z konsekwencjami swojego awansu. A jedynym, kto zna się na podróżach kosmicznych jest stary, dobry Skippy. Wciąż tak samo przekonany o swej ogromnej, wręcz boskiej inteligencji, choć momentami nawet on potrafi się pomylić. Doskonałość przedwiecznej „puszki po piwie” zaczyna się delikatnie rozmywać z każdą kolejną przeczytaną stroną, magicznych rozwiązań powoli ubywa, a sam superkomputer nabiera zaskakująco ludzkich uczuć. I to nie tylko do samego Bishopa, ale także reszty załogi Latającego Holendra. Tak, nazwał ich „bandą małp w metalowej beczce”, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie przedrzeźniał się (czasem zbyt mocno) z kumplami czy rodzeństwem.
…czy na złe?
Kolejny tom serii Expeditionary Force nie jest co prawda kopią pierwszego, ale także nie wnosi nic nowego. Przypomina mi Dwie Wieże Tolkiena, zekranizowane przez Petera Jacksona (fani Władcy Pierścieni proszeni są o pozostanie przy ekranach). Niby coś się tam dzieje, są jakieś bitwy i zwroty akcji, ale tak naprawdę to tylko przystanek. Chwila fabularnego odpoczynku pomiędzy wstępem, który wprowadził nas w nowy świat i przedstawił bohaterów, a nadchodzącym wielkimi krokami grande finale. Latający Holender przemierza pustkę kosmosu, czasem coś tam postrzela, ale zwykle bada system i ucieka. A w „nagły koniec nas wszystkich” w środku tomu żaden racjonalnie myślący czytelnik nie uwierzy. Skippy zawsze znajdzie jakiś sposób na wyjście z impasu, – nawet jeśli nie, to przyśni się on Bishopowi. Na pomysł człowieka komputer zareaguje autoagresją, natomiast potem będzie jeszcze bardziej zgryźliwy. Dlaczego superinteligencja, której wiek można liczyć w milionach lat, musi być tak wulgarna? Momentami to nawet nie jest „młodzieżowy” humor, tylko teksty rodem z gimnazjum. Żarty z porannego wzwodu kapitana statku przy całej załodze na pewno świetnie wpłyną na sprawne wykonywanie rozkazów.
Obie opcje są ok
Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie (ktoś jeszcze pamięta, skąd pochodzi ten tekst…?). Oba powyższe akapity napisałem w zgodzie z własnym sumieniem – prawda leży po środku. Czy podobał mi się kolejny tom? Oczywiście! Przygody kosmicznych piratów pochłonęły mnie na kilka wieczorów i nie chciały wypuścić. Nie mogę doczekać się następnej części, choć prawdopodobnie będzie ona ostatnią. Budowa fabuły jasno sugeruje pomysł na trylogię. Do ideału jednak daleko. Jak mawiała polonistka, czytając moje rozprawki: „Zawsze jest miejsce na poprawę”. Parę rzeczy mnie zirytowało podczas lektury, ale zauważyłem także, że autor świadomie je kontynuuje, by w trakcie nad nimi pracować. Mam tu na myśli choćby błędy nieomylnego dotąd Skippy’ego czy też problem z samooceną Bishopa. W ogólnym rozrachunku cieszę się więc, że wpadło mi w ręce SpecOps. A to chyba najlepsze podsumowanie.
Powieści science fiction dobre na każdą okazję.
Recenzja powstała we współpracy z Virtualo.
Tytuł: Expeditionary Force 2: SpecOps
Autor: Craig Alanson
Wydawnictwo: Drageus
Rozmiar pliku: 1.2 MB
ISBN: 978-83-66375-52-9