Po Niezniszczalnym sprzed dziewiętnastu lat postanowiono kontynuować wątki osób o nadludzkich zdolnościach. Najpierw, w 2016 roku, uraczono widzów filmem Split, później zaś ukazał się Glass, mający stanowić zakończenie tej trylogii. Wszyscy bohaterowie spotykają się w tej właśnie produkcji, jednak czy zwieńczenie serii jest takie, jak się oczekiwało?
David Dunn, protagonista z pierwszej części, trafia do szpitala psychiatrycznego wraz z Kevinem, główną postacią Splitu. W placówce znajduje się już Elijah. Tam doktor Ellie Staple, której udało się schwytać pierwszą dwójkę, próbuje przekonać bohaterów, iż ponadprzeciętne zdolności są jedynie produktem ich wyobraźni, efektem doświadczonych przez nich tragicznych przeżyć.
Potłuczone szkło
Niełatwo ocenić Glass jednoznacznie, ponieważ jest to nierówny film. Z jednej strony bowiem mamy ciekawe kadry i niebanalną reżyserię, a także przyzwoitą grę aktorską, z drugiej jednak ocenę zaniżają fabuła, motywacja i ogólny odbiór całości.
Muszę przyznać, że już Split nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. W filmie wyraźnie widać silną inspirację prawdziwą historią Billy’ego Milligana – człowieka z rozszczepieniem osobowości. Nawet liczba znajdujących się „w nim” postaci jest taka sama, identyczny jest także motyw „stawania w świetle”, kiedy jedna z osób dochodzi do głosu i przejmuje ciało Kevina. Jednak na potrzeby serii o ponadprzeciętnych jednostkach tragiczną i poruszającą historię Milligana zmieniono w absurd o niezwykle silnej bestii-kanibalu. Dlatego też do Glass podeszłam z dużą dozą sceptycyzmu.
W omawianej produkcji ta próba stworzenia filmu superbohaterskiego nieco innego niż znane nam blockbustery wysuwa się na pierwszy plan. I choć Shayamalan stara się zrobić z tego przednie widowisko, w ogólnym rozrachunku wszystko się rozjeżdża.
Tonąc
Problemem jest z pewnością fabuła, która sprawia wrażenie pociętej i chaotycznej. Chęć zmieszczenia trzech wątków trójki różnych bohaterów w jednym filmie okazuje się zbyt wielkim wyzwaniem dla twórców. Zamiast w pełni oddać scenę głównym jednostkom, trzeba było wprowadzić jakieś spoiwo – i jest nim wspomniana wcześniej doktor Staple.
Sarah Paulson nie wypada w swojej roli zbyt dobrze, zdaje się znudzona już samą koniecznością odegrania postaci. Misja jej bohaterki zajmuje sporą część filmu, a że jest niezbyt porywająca czy przełomowa, produkcja zwyczajnie się dłuży. Pani doktor jak mantrę wygłasza te same kwestie, a jej twarz nie zdradza cienia emocji, co jedynie budzi irytację – widz ma bowiem wrażenie, iż Paulson chce tylko powiedzieć, co musi, i jak najszybciej zejść z planu.
Reszta wątków, dotycząca trójki głównych bohaterów, została potraktowana po macoszemu. Wszystko dzieje się zbyt szybko, a dodatki w postaci relacji Kevina i Casey, poprzez brak rozwinięcia, wzbudzają tylko zażenowanie.
Łącząc to w całość, okazuje się, że historia jest dziurawa, miejscami nielogiczna i nudna, a zwrot akcji nie wbija w fotel – przeciwnie, nie wywołuje żadnych emocji. Mam także wrażenie, że Glass nie pozwala widzowi w jakikolwiek sposób zżyć się z bohaterami, a więc wszelkie sytuacje, których doświadczają, kończą się u niego wzruszeniem ramion.
Horda
W tej całej szamotaninie Shayamalana z własnym tworem, który gdzieś po drodze wymknął mu się spod kontroli, trzeba jednak wspomnieć o grze aktorskiej, stanowiącej dzięki swojej przyzwoitości ten jaśniejszy punkt widowiska.
Bruce Willis, choć może wydawać się zmęczony i nieco flegmatyczny, portretuje Davida w odpowiedni sposób. Jego postać bowiem mocno się postarzała, a życie, mimo niezwykłych zdolności, ogarnęła rutyna. To czuć w występie aktora, który zresztą ma niewiele czasu ekranowego, podobnie jak Samuel L Jackson.
Mister Glass, złoczyńca, manipulator i mózg całej operacji, mimo małej liczby scen, stara się wycisnąć ze swojego bohatera jak najwięcej. Jackson doskonale wciela się w role antagonistów, już po samym spojrzeniu widać, że ma złe zamiary.
Całe show kradnie jednak James McAvoy. Mimo że nie należę do fanów Splitu, nie mogę odmówić aktorowi niezwykłego talentu. Jego postać jest doskonale zagrana, przekonująca i fascynująca. Sam McAvoy zdaje się świetnie bawić konwencją, żongluje osobowościami, zmienia się w mgnieniu oka, nie popełnia błędów – postawa, wyraz twarzy, głos, gestykulacja, sposób wypowiedzi – o wszystkim pamięta. Jego występ można zaliczyć do doskonałych, podczas seansu widz odnosi wrażenie, iż z każdym przejęciem światła przez którąś z jednostek ogląda zupełnie innego aktora.
Połamane
Glass pełen jest błędów i niepotrzebnych wtrąceń oraz wątków, sam Shayamalan bazuje na sentymencie odbiorców. Zwrot akcji nie zachwyca, fabuła ma swoje potknięcia i dziury, ale… film się jakoś broni. Głównie za sprawą doborowej obsady i wspaniałego widowiska zafundowanego przez McAvoya – dzięki tym elementom produkcja idealnie nadaje się na leniwy wieczór, jako niezobowiązująca rozrywka. A jeśli szukacie czegoś bardziej angażującego, to niestety w tym filmie tego nie znajdziecie.
Film obejrzałam dzięki uprzejmości Galapagos.