Zawiedzione nadzieje. „Amazing Spider-Man. Tom 2. Przyjaciele i wrogowie” – recenzja komiksu

-

Pamiętam, że swego czasu mocno narzekałem na przygody Spider-Mana wydawane w Polsce. Niestety pomysł Dana Slotta na przekształcenie Petera Parkera w drugiego Tony’ego Starka, pomimo obiecujących początków, szybko stracił na sile i innowacyjności. Mimo wszystko naturalnym środowiskiem Człowieka-Pająka są ulice Nowego Jorku, dlatego z radością przyjąłem fakt, że Marvel w końcu przejrzał na oczy i gdzieś pod koniec serii pisanej przez Slotta wprowadził politykę wydawniczą mającą na celu przywrócenie swoich herosów do znanych i lubianych wersji.

Nazwisko Nicka Spencera, widniejące na okładce recenzowanego tomu, napawało mnie dużymi nadziejami – to właśnie jemu zawdzięczamy świetne Tajne Imperium, które wstrząsnęło komiksowym światem. Utrzymana w klasycznym stylu historia o przygodach Spider-Mana, w rękach tak znakomitego scenarzysty mogłaby stać się czymś wyjątkowym. Niestety, w trakcie lektury drugiego tomu serii Spencera przekonałem się, że za wielkim autorem nie zawsze stoi równie dobre dzieło.

Z przestępcą pod jednym dachem

Peter Parker ma tendencję do częstego zmieniania miejsca zamieszkania oraz osób, z którymi dzieli życiową przestrzeń. Składa się na to wiele czynników, w tym między innymi niestabilna sytuacja finansowa oraz sam fakt bycia superbohaterem. Brak wystarczającej ilości pieniędzy sprawił, że Peter i jego współlokator – Randy Robertson – musieli podnająć trzecią sypialnię, znajdującą się w zajmowanym przez nich mieszkaniu. Ich nowym towarzyszem został Fred Myers, szerzej znany jako superprzestępca o pseudonimie Bumerang. Łotr twierdzi, że działa legalnie i porzucił ścieżkę zbrodni na rzecz bycia przykładnym obywatelem. Ponadto został publicznie ułaskawiony przez aktualnego burmistrza Nowego Jorku – Wilsona Fiska. Niemniej jednak Peter nie potrafi zaufać nowemu współlokatorowi, w wyniku czego śledzi go przy każdej możliwej okazji, twierdząc, że jest za niego odpowiedzialny. Pewnego wieczora Fred zabiera Parkera na imprezę do baru dla superprzestępców, gdzie odbywa się konkurs wiedzy o Spider-Manie. Stawką w quizie jest duża nagroda finansowa.

Pisząc szczerze, nie tego spodziewałem się po komiksie ze scenariuszem Nicka Spencera. Fakt powrotu Petera do dawnego status quo bardzo mnie ucieszył, jednak po cichu liczyłem na pozycję, która oprócz zmagań Spider-Mana z jego normalnym życiem i przejmowaniem się wszystkim, co dzieje się dookoła niego, będzie przepełniona solidną akcją i pościgami po ulicach Nowego Jorku. W zamian otrzymałem nudną posiadówkę w barze dla zbirów z  Peterem starającym się   udowodnić przestępcom, że to właśnie on najlepiej zna Spider-Mana. Oczywiście nietrudno się domyślić, że w takiej scenerii musi w końcu dojść do jakiegoś „wybuchu”, jednak nie można zaliczyć go do porywających zwrotów akcji. Moją ciekawość wzbudziły natomiast ostatnie strony opowieści o Bumerangu, na których pojawia się tajemniczy mężczyzna z piekła rodem, nakazujący Fiskowi, aby ten nie zaprzątał sobie głowy współlokatorami Freda i zostawił ich w spokoju. Powyższy opis prezentuje jedynie dwa z pięciu zeszytów zebranych w omawianym tomie. W kolejnych trzech klimat opowieści ulega zmianie, a na scenę wkracza pewna kobieta, z którą Peter związany jest na różne sposoby od bardzo długiego czasu.

>> Polecamy: Spider-Man może być tylko jeden? Który filmowy Pająk był lepszy <<
Czarna Kotka wkracza do akcji

Pewnego dnia Gildia Złodziei – organizacja, która w przeszłości miała udział w każdym większym przekręcie i dbała o to, aby przestępcy kierowali się odpowiednim etosem, szanując jednocześnie tradycję i dobre obyczaje, postanawia wznowić działalność pod czujnym okiem nowej przywódczyni – Odessy Drake. Jej celem stają się przedmioty należące do superbohaterów, między innymi kostiumy, broń i gadżety. Spider-Man, na zlecenie Iron Mana, rusza z misją odzyskania skradzionych rzeczy. Pomoc w rozwiązaniu problemu oferuje mu jego była partnerka – Czarna Kotka, i jak łatwo się domyślić, nie robi tego bezinteresownie.

Opowieść o Gildii Złodziei równie dobrze mogłaby nie istnieć. Dawno nie czytałem tak bezsensownego i niepotrzebnego komiksu. O ile jeszcze kradzież przedmiotów, które były trzymane w magazynach, gablotach lub całkowicie niezabezpieczonych miejscach jest do przyjęcia, o tyle pozbawienie walczących herosów ich artefaktów (i to jeszcze w taki sposób, że w ogóle tego nie zauważyli), pozostawia wiele do życzenia. Równie paradoksalnie przedstawia się to, że cała zgraja superbohaterów obdarzonych nadludzkimi zdolnościami, pomimo połączenia sił, nie może odnaleźć swoich „zabawek”.

Skupmy się więc na tym, co dobre w tej historii. W czasie, gdy Spider-Man i Czarna Kotka starają się opróżnić skarbce Gildii, MJ Watson udaje się na spotkanie grupy wsparcia dla ludzi w jakiś sposób związanych z superbohaterami. Jest to ciekawy zabieg ze strony Spencera, ponieważ pozwala on na ukazanie tego, co od dłuższego czasu dusi w sobie partnerka Spider-Mana. Ponadto nieobdarzone osoby w komiksach o superbohaterach zwyczajowo spychane są na dalszy plan, spełniając jedynie role ukochanych lub przyjaciół. Nikt nie interesuje się ich uczuciami, obawami i przemyśleniami. Pytanie tylko, czy scenarzysta zechce kontynuować ten wątek w przyszłości, czy może było to jednorazowe zagranie, mające na celu wypełnienie stron komiksu treścią.

W trakcie lektury okazuje się, że powrót Czarnej Kotki ma związek z jednym z najgorszych komiksów w historii Człowieka-Pająka, niesławnym One More Day. Czyżby Spencer kładł podwaliny pod opowieść mającą odwrócić dokonania jego poprzedników?

W stronę podsumowania

Reasumując, lektura omawianego komiksu nie wywołała u mnie pozytywnych wrażeń i znudziła niemiłosiernie. Nie jest to niczym zaskakującym w przypadku wieloletnich serii superbohaterskich (a The Amazing Spider-Man publikowany jest od 1963 roku), w ramach których tworzy się wiele nijakich fabuł, mających jedynie zapchać konkretny numer, aby móc z czystym sumieniem odhaczyć plany wydawnicze. Jednak po scenarzyście z ugruntowanym nazwiskiem i głośnymi tytułami na koncie oczekiwałem o wiele więcej. Tradycyjnie już, wśród mdłej historii można dostrzec przebłyski ciekawych pomysłów i zaczątki głośnej fabuły. Pytanie tylko czy Spencer rozwinie je należycie, a wiem, że potrafi to zrobić, czy jednak zaprzepaści szanse? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w kolejnych tomach.

Zawiedzione nadzieje. „Amazing Spider-Man. Tom 2. Przyjaciele i wrogowie” – recenzja komiksuTytuł: Amazing Spider-Man. Tom 2. Przyjaciele i wrogowie

Wydawca: Egmont

Scenariusz: Nick Spencer

Rysunki: Humberto Ramos

Liczba stron: 120

podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

Nic, co mogłoby zainteresować zwykłego czytelnika komiksów. Publikacja zdecydowanie dla wytrwałych fanów Spider-Mana.
Marcin Chudoba
Marcin Chudoba
Miłośnik Digimonów, mangi, anime oraz musicalowych brzmień. Fan narracji o superbohaterach i klimatów grozy. Nie pogardzi ciekawą książką. Okazyjnie zajmuje się wbijaniem platyn w grach na PlayStation.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Nic, co mogłoby zainteresować zwykłego czytelnika komiksów. Publikacja zdecydowanie dla wytrwałych fanów Spider-Mana.Zawiedzione nadzieje. „Amazing Spider-Man. Tom 2. Przyjaciele i wrogowie” – recenzja komiksu