Twórca Diuny wykreował klaustrofobiczny klimat społeczeństwa, w którym liczy się przetrwanie wspólnoty i zabicie wszelkiego przejawu indywidualizmu.
Starsi miłośnicy srebrnego kina oraz studenci szkół filmowych z pewnością kojarzą nagrodzony w 1972 roku Oscarem film dokumentalny Kroniki Hellstroma, w reżyserii Walona Greena, na podstawie scenariusza Davida Seltzera (do obejrzenia pod tym linkiem). Tematyka produkcji została poświęcona idei darwinowskiej walki o przetrwanie między ludźmi a owadami. To właśnie ów dzieło stało się przyczynkiem do stworzenia rozbudowanego, apokaliptycznego dreszczowca, zatytułowanego Rój Hellstroma, autorstwa Franka Herberta.
Kilka słów o fabule
Według dokumentów Tajnej Agencji w Oregonie, na farmie znanego ekologa i entomologa, Nilsa Hellstroma, dzieje się coś niedobrego i tajemniczego. Podejrzewa się go o tworzenie tajemnej broni, jednak w oficjalnych pismach naukowiec prowadzi jedynie ośrodek rolniczy, gdzie pilnie obserwuje życie owadów. Kiedy kolejny agent znika bez echa, Agencja wysyła następny zespół. To, co jeden z członków ekipy znajduje pod ziemią, przekracza najśmielsze wyobrażenia. Rozpoczyna się wyścig między amerykańskimi służbami a ludźmi Hellstroma, w którym stawką jest ludzka egzystencja.
Nie bohaterowie, a świat przedstawiony gra tu główną rolę
Niewątpliwie to wykreowany przez Herberta świat tytułowego roju Hellstroma stanowi główny atut powieści. To ogromna, podziemna rzeczywistość, w której ludzie żyją niczym pszczoły w wielkim ulu. Nie liczy się tu jednostka ani jej potrzeby, lecz dobro ogółu. Parzenie się w celach rozrodczych, poświęcanie własnego życia w obronie przed ludźmi z Zewnątrz czy codzienna, ciężka praca są najwyżej cenionymi wartościami w oczach społeczeństwa. To świat z jednej strony klaustrofobiczny i przerażający, zaś z drugiej – niezwykle pociągający z racji doskonałej hierarchii i organizacji podziemnego społeczeństwa. Zarządza nim Hellstrom, który widzi w ulu przykład ewolucji, jaką powinni podążać mieszkańcy Ziemi. To w jego przekonaniu jedyna słuszna droga do tego, by ulepszać swoje ciało i zmieniać myślenie, w efekcie czego wyłoni się nowy, doskonały człowiek.
Postacie i idee zbudowane na opozycji
Na kartach powieści pojawia się kilku bohaterów, spośród których uwagę przyciąga nie tylko Hellstrom, ale również agent Janvert – stanowi całkowite przeciwieństwo władcy podziemnego roju. Dla niego takie aspekty jak troska o ekologię oraz samodoskonalenie się dzięki zdroworozsądkowej dystrybucji dóbr naturalnych wydają się czymś zgoła bezsensownym i zbędnym. To przedstawiciel amerykańskich służb policyjnych, jakie obawiają się politycznego przewrotu ze strony Nilsa i jego ludzi. Podejrzenia padają na to, iż na jego farmie powstaje tajna broń, której użycie zachwieje dotychczasowym ładem społecznym. Na dodatek potężne koneksje polityczne sprawiają, że Hellstrom jest nie do ruszenia, co potęguje jedynie wrażenie nadchodzącej apokalipsy.
Takie dualistyczne ukazanie dwóch męskich bohaterów pozwala czytelnikowi na konfrontację dwóch odmiennych myśli społecznych. W którym kierunku powinna rozwijać się ludzkość: w stronę niezależności czy jednak ku jednej, wielkiej wspólnocie o jednakowej myśli i działaniu? Herbert nie podaje tutaj odpowiedzi, lecz pozostawia jej znalezienie w kwestii odbiorcy. Nie sposób bowiem jednoznacznie ocenić idei obu stron – Rój Hellstroma jest w gruncie rzeczy odrażający i prymitywny, zaś cele Tajnej Agencji są ukazane karykaturalnie, niczym w krzywym zwierciadle.
Utwór sci-fi nie trąci myszką
Wydawać się może, że blisko pięćdziesięcioletnia powieść może trącić myszką. Wszak wiele książek, pisząc kolokwialnie, brzydko się zestarzała i nie mowa tylko o samym pomyśle na fabułę, ale również bierze się pod uwagę stylistykę. Na szczęście nie dotyczy to omawianego Roju Hellstroma: tutaj sama idea świata przedstawionego, zbudowana na uniwersalnych opozycjach sprawia, że po latach całość czyta się naprawdę dobrze.
Każdy rozdział rozpoczyna się swoistym wstępem, rzucając więcej światła na życie w Ulu: to fragmenty dziennika, pamiętnika, raportu lub służbowych notatek, które ukazują jednocześnie wydarzenia sprzed kilku lat. Frank Herbert doskonale obrazuje rządowe zapędy do zniszczenia odmiennie myślących grup społecznych, zaś z drugiej strony ukazuje, jak garstka chce narzucić większości swój tok myślenia i wizję świata. I nie robi tego pochopnie – pierwsze sto stron powieści nie tylko powolnie wprowadza czytelnika w świat roju, ale przede wszystkim kreuje klimat klaustrofobii i nieuchronnie nadchodzącej katastrofy, przed którą nie ma ucieczki. W połowie lektury akcja nabiera rozpędu i trzyma w napięciu niemal do ostatniej strony.
Parodia zimnej wojny
Niemniej warto wspomnieć, iż jest to lektura wymagająca, z pewnością nie na jeden lub dwa wieczory. Historia zmienia się w zależności od narracji, która raz prowadzona jest z perspektywy ludzi z zewnątrz, a raz ukazana oczami mieszkańców roju. Hellstrom i jego poddani naprawdę próbują ocalić społęczeństwo, zmuszając do ewolucji w bardziej przystosowalne zwierzę. Zaś Agencje są skorumpowane i budują ustrój oparty na państwie policyjnym. Oto literacka parodia zimnej wojny, gdzie obie strony ogłaszają swoje własne zwycięstwo i po kryjomu przygotowują się do dalszej konfrontacji.
Rój Hellstroma to lektura godna uwagi. I nie tylko dla miłośników Diuny, ale i dobrego, klasycznego science-fiction.
Tytuł: Rój Hellstroma
Autor: Frank Herbert
Tłumaczenie: Andrzej Jankowski
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-8188-266-8