Wojna trwa. „Akame ga kill” – recenzja 11. tomu mangi

-

Świat pogrąża się w chaosie, dobro i zło przestają mieć znaczenie. W Imperium wybucha wojna domowa, rozpętując huragan zmian, zdolny zmienić obowiązujące prawa i obalić rządy. W oku tego cyklonu ścierają się dwie grupy wojowników, każda przekonana o słuszności swoich przekonań. Która z nich ma rację?
Wojna trwa. „Akame ga kill” – recenzja 11. tomu mangiZacznijmy od podstaw

Choć to już jedenasty tom mangi, pewne rzeczy należy sobie przypomnieć. W skorumpowanym do szpiku kości państwie, gdzie władza gardzi dobrem swych obywateli, a najwyższe stanowisko sprawuje sadystyczny premier, ludzie zaczynają się buntować. Na pograniczach co rusz wybuchają powstania, w końcu dochodzi do ogólnonarodowego zrywu. Fabuła opowieści skupia się na pierwszych liniach obu walczących stron: grupie wyjętych spod prawa wojowników o wolność, zwanych Night Raid, oraz oddziale żołnierzy broniących imperium – Jaggers. W błędzie jest jednak ten, kto sądzi, że Akame ga kill to prosty w swej budowie, niezobowiązujący do myślenia  shōnen. Owszem, historia skupia się na przygodach młodych bohaterów, pojawia się dużo scen walki, fantastyczne bronie i moce, większe oraz mniejsze miłostki czy sytuacje stworzone pod fan service. Ale wystarczy sięgnąć troszkę głębiej…

Krwawa filozofia

Pierwsze tomy nie wydają się zbytnio angażujące – ot, kolejna historia o odwiecznej walce dobra ze złem, szczodrze przyprawiona humorem i krwią. Z czasem jednak wątki fabularne rozgałęziają się, poznajemy bliżej postacie konfliktu, utożsamiamy się z nimi. Często tuż przed ich śmiercią – trzeba przyznać, że Akame ga kill nie próbuje udawać typowej, młodzieńczej przygody o nieśmiertelnej przyjaźni. Giną, wydawałoby się, główni bohaterowie, z tomu na tom wprawiając czytelnika w coraz większą konsternację. Meandry historii krzyżują się, wpadają na nieoczekiwane przeszkody, co jakiś czas odsłaniają też retrospekcje, pokazując nam dotychczasowe wydarzenia w zupełnie nowym świetle. Od pierwszych rozdziałów sprawa była oczywista – Night Raid to protagoniści, Jaggers natomiast są czarnymi charakterami, antagonistami. Problem w tym, że dawno już nie darzyłem tak dużą sympatią tak wielu złoczyńców. Wiem – mordują niewinnych i nie usprawiedliwi ich żadne wykonywanie rozkazów. Ale każdy z nich ma swoją historię, punkt widzenia każący patrzeć na świat w taki, a nie inny sposób. Czy gdyby Tatsumi najpierw spotkał Generał Esdeath, wstąpiłby do służby Imperium? Takie rozważania można snuć o wielu bohaterach. Pamiętajcie jednak – wyjątki są odstępstwem od reguły. A ta jest przerażająca.

Wojna trwa. „Akame ga kill” – recenzja 11. tomu mangi

Oślepiający mrok

Kolejne starcia, kolejni wrogowie, kolejne zbrodnie przeciw niewinnym cywilom. Taki obraz przedstawia się czytelnikowi, gdy patrzy na pojedyncze rozdziały w którymkolwiek z tomów. Jeśli jednak spojrzy na tę serię szerzej, ujrzy fabułę twardo i konsekwentnie postępującą na przód. Poszczególne ataki i misje Night Raid przynoszą zamierzony skutek – powstanie rebeliantów wybucha w całym kraju, rozpoczyna się  marsz na stolicę. Tatsumi rozwija swoje umiejętności w odziedziczonym po zmarłym przyjacielu teigu, jednocześnie uciekając przed toksyczną miłością Pani Generał. Rozkwitają także uczucia pobocznych bohaterów. Wszystko to jednak, jak wspomniałem w poprzednim akapicie, jest odstępstwem od głównego nurtu opowieści. Bestialstwo żołnierzy Imperium, sadystyczne zachowania nowoprzybyłego syna premiera, tortury i gwałty – w tym świecie są normą. Więc o ile do niektórych z członków Jaggers, bądź innych grup będących na usługach Królestwa, można zapałać delikatną sympatią, to ogólny przekaz pozostaje niezmienny. Zbrodnie wobec ludności zasługują na karę, dobre chęci nie są wstanie ich usprawiedliwić.

Nic nowego

Poziom opowieści, konsekwentnie budowany przez Takahiro, wciąż jest bardzo wysoki. Krwawy, brutalny świat został szczegółowo wypełniony zbudowanymi bohaterami. Część od razu pokochamy, innych znienawidzimy – faktem jest jednak, że każdy zostanie w pamięci na dłużej. W przypadku mangi Akame ga kill stwierdzenie „w kolejnym tomie nie ma nic nowego” to spory komplement. Akcja pędzi naprzód, pochłaniając setki ofiar po obu stronach barykady. Fantastyczna kreska pomaga oddać dynamiczność starć, świetnie nadaje się także do bardziej statycznych, uczuciowych scen. Choć momentami liczba walk wydaje się przytłaczająca, czasami są one przerywane zaskakującym wyciszeniem akcji bądź spokojnymi w swym przekazie wydarzeniami z retrospekcji. Jedenasty tom to ciąg dalszy historii młodego wojownika Tatsumiego, który swymi działaniami pisze przeznaczenie całego państwa. Jeśli jesteście fanami serii, nie możecie go pominąć.

Wojna trwa. „Akame ga kill” – recenzja 11. tomu mangi

 

Tytuł: Akame ga kill

Autor: Takahiro i Tetsuyi Tashiro

Wydawnictwo: Waneko

Liczba stron: około 220/tom

ISBN: ​978-83-8096-286-6​

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Ciąg dalszy historii o Jaggers i Night Raid wciąga czytelnika od pierwszych stron, utrzymując poziom poprzednich tomów. Jednakże im dalej w głąb kolejnych rozdziałów, tym więcej brutalności, która w wielu przypadkach wydaje się zbędna i może wręcz odrzucić odbiorcę.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Ciąg dalszy historii o Jaggers i Night Raid wciąga czytelnika od pierwszych stron, utrzymując poziom poprzednich tomów. Jednakże im dalej w głąb kolejnych rozdziałów, tym więcej brutalności, która w wielu przypadkach wydaje się zbędna i może wręcz odrzucić odbiorcę.Wojna trwa. „Akame ga kill” – recenzja 11. tomu mangi