Wiecznie pakujący się w kłopoty. “Deadpool Classic Tom 9” – recenzja komiksu

-

Znany wszystkim najemnik z nawijką ma talent do pakowania się w kłopoty. Tym razem nie jest inaczej – mocno podpadł Czarnemu Łabędziowi – słynnemu, zabójczemu telepacie, któremu przeszkodził w ostatnim zleceniu w karierze. 

Deadpool podczas swojego debiutu w serii New Mutants był ewidentną zrzynką postaci Deathstroke’a, z konkurencyjnego wydawnictwa DC. W dziewiątym tomie Deadpool Classic widać bardzo dobrze, jak jego kreacja się rozwinęła. Marvel nadał jej indywidualne cechy. Bohater zyskał w oczach czytelników dzięki humorowi, nawiązaniom do popkultury czy burzeniu czwartej ściany. 

Widział ktoś moje klamki?! 

Wade Wilson zostaje zainfekowany wirusem przez telepatę. Z każdym dniem traci coraz więcej wspomnień, jego celność spadła do minimum, a do tego wszystkiego cierpi na nieznośne bóle głowy. Jednak te przeszkody go nie powstrzymują, ponieważ przyjmuje kolejne zlecenia i tak oto musi zdobyć róg Rhino czy robić za ochroniarza mutantki Dazzler na jej koncercie disco. Z czasem ponadto odkrywa, że następna konfrontacja z nowym wrogiem może doprowadzić do czegoś znacznie gorszego niż tylko robaczek w głowie.

W drugiej połowie komiksu rozpoczyna się historia Agenta X. Sandi – przyjaciółka Deadpoola – odnajduje człowieka, który bardzo jej przypomina Wade’a. Prosi Taskmastera, aby pomógł mu w treningu na najemnika. Alex – bo tak nazywają nowego znajomego – nie pamięta nic i nie utożsamia się z niejakim Wilsonem. Hayden nie różni się za bardzo od Deadpoola, ma podobne zdolności regeneracyjne oraz bitewne i tak jak on ma gadane. 

Jakiś taki przystojniejszy? 

Załoga z Udon Studios jest odpowiedzialna za ilustracje do pozycji. Historie o Deadpoolu miały wielu rysowników – jednym wychodziło lepiej, drugim gorzej – tutaj trzeba przyznać, że szkice trzymają wysoki poziom. Wszystko jest czyste, dopracowane i czytelne. Nie wygląda to tak karykaturalne jak pierwsze tomy. Przeglądanie kolejnych kart komiksu może być naprawdę przyjemne, natomiast ogrom wypowiedzi, jakie z siebie wydaje główna postać, potrafi znużyć i zmęczyć czytelnika na tyle, aby ten odłożył lekturę na jakiś czas. 

Jeśli chodzi o scenariusz, to Gail Simone nie napisała nic, czego byśmy nie znali. Klasycznie znajdziemy tutaj mnóstwo strzelania, kopania i istnej rozwałki. Wątki poboczne były krótkie i spłycone, nie wnosiły nic szczególnego do fabuły, tak jakby miały służyć za zapchajdziurę między wydarzeniami związanymi z Czarnym Łabędziem. 

Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej

Aby poznać przygody naszego dowcipnego zabójcy na zlecenie, nie musimy sięgać aż do początkowych albumów. (Dobrze by było, ponieważ mają swoją chronologię, ale nie ma tutaj żadnych nawiązań do poprzednich wydarzeń.) Osobiście po raz pierwszy zdecydowałam się na serię Classic właśnie przy dziewiątym tomie i nie potrzebowałam znać jego poprzedników, aby się połapać co, z kim i z czym. To duży plus, aby poczytać coś aktualnego o naszym dowcipnisiu, nie muszę zaopatrywać się w kilkanaście innych zeszytów. 

W mojej ocenie komiks jest dobry. Po prostu. Opowieści o Deadpoolu to rozrywka, gdzie raczej nie ujrzymy głębszego przekazu. Stawia głównie na akcję i humor, który czasem potrafi zażenować czytelnika. Oddając się lekturze, rzadko kiedy zaśmiałam się, owszem, bywały żarty wywołujące uśmiech czy parsknięcie, natomiast nie rozbawiły mnie tak, jak to zdarzało się w innych zeszytach o najemniku. 

Pierwsza połowa historii była bardzo ciekawa, jednak nie mogę tego napisać o drugiej, w której to poznajemy Agenta X. Nie trafiła do mnie taka forma, zwłaszcza kiedy nigdzie nie ma mojej ulubionej postaci w czerwonym, obcisłym stroju. Zapewne w zamyśle twórcy było ukazanie człowieka nie identyfikującego się z Deadpoolem, tym bardziej, że po wydarzeniach z Czarnym Łabędziem, nie do końca wiemy, co się stało z naszym głównym bohaterem. Z jednej strony mamy nadzieję, że to on, z drugiej bardzo różni się od pierwowzoru. 

Koniec końców komiks przeczytałam na raty, ale bez większych oporów. Było to miłe doświadczenie, które mogę polecić innym, mimo że na pewno znalazłyby się lepsze pozycje. Deadpool Classic Tom 9 to dobre oderwanie się od głównego uniwersum dla stałych czytelników Marvela, jak również okazja do zapoznania się z jedną z wielu przygód Wade’a Wilsona.

Wiecznie pakujący się w kłopoty. “Deadpool Classic Tom 9” – recenzja komiksu
Tytuł: Deadpool Classic Tom 9
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 272
Tłumaczenie: Czartoryski Bartosz

 

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Kolejna część przygód Deadpoola, która nie porywa, nie zmusza nas do głębszych przemyśleń. Typowa odskocznia naszpicowana humorem i akcją.
Joanna Janik
Joanna Janik
Do bólu zakochana w grach wideo, kolekcjonerka gier, konsol i wszelkich gadżetów z nimi związanych. Fanka marvelowego uniwersum, rysownik z przypadku i niedoszły fotograf spełniający się na Instagramie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Kolejna część przygód Deadpoola, która nie porywa, nie zmusza nas do głębszych przemyśleń. Typowa odskocznia naszpicowana humorem i akcją. Wiecznie pakujący się w kłopoty. “Deadpool Classic Tom 9” – recenzja komiksu