Giant Days to lekka, zabawna i całkiem wciągająca opowieść o trójce studentek, ich kampusowym życiu i przygodach. Czwarty tom, obdarzony tytułem Przepraszam, że cię zawiodłam, to wydanie obejmujące zeszyty od 13-go do 16-go. Jeśli zaczynamy czytać od tego momentu, to trzeba liczyć się z tym, że bohaterki wiedzą o sobie dużo więcej niż my o nich. Czy mimo to można je polubić? Zdecydowanie tak.
„Esther? Modelka zombie czy ta, która ubiera się po ciemku?”1
Powiedzieć, że postacie Esther, Daisy i Susan są wyraziście zarysowane, to mało. Ich kreacje ocierają się o stereotypowe przedstawianie bohaterów, ale to krok w kierunku karykaturalnego podbicia wyróżniających protagonistki cech, niż spłycania. Zastanawiać może, czemu skrajnie różne dziewczyny znalazły wspólny język i dlaczego właściwie przyjaźnią się i trzymają razem. Warto dopowiedzieć genezę ich znajomości – poznały się w akademiku, zostały sąsiadkami, szybko okazało się, że łączy je potrzeba rozpoczęcia nowego rozdziału w życiu, czy wręcz „stworzenia siebie na nowo”. Dziewczyny pozornie niewiele łączy, jednak doskonale się dogadują i mogą na siebie liczyć (przeważnie). Przede wszystkim znają swoje słabe strony, akceptują je i potrafią się wspierać.
Czwarty tom zaczyna się, kiedy kończą się wakacje protagonistek, to już kolejny semestr, więc jeśli chce się dołączyć do paczki dziewczyn, trzeba przyjąć zasady w niej panujące. Nie oceniać po pozorach, nie stawiać wymagań ponad możliwość, po prostu być razem i cieszyć się z tego. Just enjoy! Giant Days to czysta rozrywka okraszona sporą dozą ironii. Dystans do siebie i świata przyda się przy lekturze.
„Poległyśmy jako dorośli! I to na pierwszej przeszkodzie!”
Dziewczyny przeżywają rozterki miłosne, zastanawiają się, czy w ogóle wracać na studia (Esther), szukają mieszkania, kombinują, skąd wziąć pieniądze (głównie Esther), marzą o wielkich karierach (znów Esther), rozważają dylemty pomiędzy swoim interesem i lojalnością wobec przyjaciół (hmm, zgadnijcie kto…). Jednym słowem – robią właśnie to, co dzieje się w studenckim życiu. Niesamowity miks ich osobowości sprawia, że każde zadanie, jakie przed sobą postawią, zmienia się w przygodę (albo wpakowanie się w tarapaty). Błyskotliwe dialogi czyta się z przyjemnością, zwłaszcza, że w proporcji pomiędzy humorem słownym a sytuacyjnym panuje równowaga. Pod tym względem komiks przypomina mi pierwsze serie Przyjaciół – bohaterowie próbujący zorganizować swoje samodzielne życie wspierają się nawzajem, mimo tego, że co krok potykają się o własne nogi.
Niewątpliwym atutem papierowego wydania jest warstwa rysunkowa. W pierwotnym zamyśle internetowej wersji Giant Days ilustracje były bardzo oszczędne, wręcz kanciaste. Zmiana rysownika w wersji papierowej wyszła komiksowi na dobre – kadry są bardzo bogate, ekspresyjne. Mówią wiele nie tylko o postaciach i sytuacjach, ale także prezentują ciekawe tło. Dobór kolorów pasuje do konwencji komedii young adult, a można też powiedzieć, że ją podkreśla. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie mamy do czynienia z komiksem dla dzieci ani z bardzo poważnym, mrocznym tematem.
„Chcesz gdzieś pójść i godzinami oblewać test Bechdel?”
Giant Days to bardzo ciekawa wizja feminizmu w popkulturze. Bohaterkami serii są młode kobiety, dopiero wkraczające w dorosłość, mierzące się z samodzielnością i jej trudami. Autoironiczna, komediowa formuła komiksu sprawia, że jest on feministyczny, ale oddalony od politycznej poprawności, czyli sztucznego utrzymywania różnych zasad wypowiedzi, nie ze względu na szacunek, a na konwencję społeczną. Pokazuje bez napuszenia, zadęcia i udowadniania czegokolwiek komukolwiek jak różnorodna może być kobiecość.
Tytuł: Giant Days. Przepraszam, że cię zawiodłam
Scenarzysta: John Allison
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Liczba stron: 112
ISBN: 978-83-8110-467-8
1 Tytuły części recenzji to fragmenty dialogów z komiksu