Poszczególne opowiadania w tym tomie rozdzielone są stronami zawierającymi cytaty: kolejno Obi-Wana, Hana Solo oraz mistrza Yody. Dlaczego więc zdecydowano zepsuć to doborowe towarzystwo, dodając na tylnej okładce wypowiedź Rey (wcale nie Skywalker)? Oj, ktoś tu uparcie i mało subtelnie stara się zwrócić uwagę fanów sagi na najnowsze produkcje pod szyldem Disneya… Doceniam tę próbę, jednakże wystarczy zdjąć obwolutę i wszystko wraca do normy.
Jak?
Czerpiąc z uniwersum stworzonego jeszcze w latach siedemdziesiątych XX. wieku przez George’a Lucasa, Ken Liu napisał w 2017 roku zbiór opowiadań. Ich głównym bohaterem stał się protagonista tak zwanej starej trylogii, czyli sam Luke Skywalker – a konkretniej plotki i legendy krążące w galaktyce o tym mistycznym rycerzu Jedi i bohaterze Rebelii. Niestety, książka ta nie została wydana w naszym pięknym kraju, jednak po upływie kilku lat doczekała się okrojonej edycji (z sześciu historii ostały się cztery) w formie mangi. Skończyłem właśnie lekturę tego małego tomu i nie jestem pewien czy mogę nazywać go mangą… Drodzy wydawcy, dlaczego teksty i kadry ułożone są od lewej do prawej? Czy to nie czyni przypadkiem z tego tytułu czarnobiałego komiksu…? Wśród autorów widzę nazwiska japońskich twórców, czy ktoś więc odgórnie narzucił im inne niż zazwyczaj ułożenie stron, czy może potem w tajemnicy zmienił układ na bardziej zachodni? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
No trudno
Ponad dwieście stron w klasycznym, małym formacie to w sam raz, by pomieścić cztery komiksowe historie: krótkie, choć treściwe. Choćby gdybym miał się do czegoś przyczepić, nie wybrałbym Cmentarzyska okrętów jako opowiadania otwierającego tom. I tu nawet nie chodzi o treść, bo ta naprawdę przykuwa uwagę, skupiając się na „przygodach” młodego imperialnego oficera. Szybkie poznacie postaci, kosmiczna walka, spotkanie z tajemniczym Jedi – przyjmuję to wszystko z pocałowaniem ręki scenarzysty, ale styl rysownika może niektórych odstraszyć. Kreska duetu Fukaya i Kisaki nie jest sama w sobie brzydka, jednak znacznie odstaje od tej w dalszej części komiksu. Karykaturalne rysy twarzy, połączone z brakiem jakichkolwiek detali na drugim planie, to… ekhm, „bardzo ciekawy zabieg”. Muszę przyznać, że „wygląd” historii zbyt często odciągał mnie od tego, co autor chce w niej przekazać. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, iż finał wybrzmiałby o wiele mocniej, gdyby wizualnie prezentował więcej szczegółów.
Trzy kolejne opowiadania pod względem graficznym nie różnią się zbytnio od siebie (prezentują co prawda różne style, jednak wszystkie można określić jako „klasyczne” – nie zaskoczą nawet początkującego zjadacza mang). Za to fabularnie uderzają w zupełnie inne tony.
Ja, droid autorstwa Haruichiego (brawa za tytuł, choć personalnie nie przepadam za Willem Smithem; mam szczerą nadzieję, że to jednak nawiązanie do tekstów Asimova) to film akcji. Momentami wręcz hollywoodzki blockbuster: szpiedzy, bunt, walka dobra ze złem, starcie z przeznaczeniem i ukaranie winnych. A wszystko na zaledwie na kilkudziesięciu stronach! Zdecydowanie mój ulubiony tytuł z tej mini-antologii.
Opowieść o ponurej kruszynie Subaru w założeniu chyba miało by komedią, a skończyło jako niewinna i głupiutka bajka dla dzieci, z bardzo nierealistycznym morałem. Rozumiem, iż dopisek „Legendy” od pewnego czasu znaczy dla uniwersum Star Wars tyle co „niekanoniczne”, ale niebezpiecznie zbliżamy się do pewnych krytycznych wydarzeń z Powrotu Jedi. Odmawiam nawet krzty wiary, iż w walkę z rankorem w pałacu Jabby zamieszana była superinteligentna pchła. Koniec, kropka.
Wielki w środku Himekawy – historia ostatnia, a jednocześnie najbardziej rozwlekła. Próbuje uderzać w tony filozoficznych rozważań, podkreślając stoicyzm rycerza Jedi wobec nawet największego zagrożenia. Jednak by taki kontrast zadziałał na czytelnika, niebezpieczeństwo musi być realne, a treść omawianych problemów choć odrobinę związana z historią bohaterów. A tak dwie przypadkowe osoby lądują w przypadkowych miejscu, walcząc z przypadkowym niebezpieczeństwem, ratunek odnajdują kompletnym przypadkiem i są zmuszeni poświęcić przypadkowe postacie.
Nie oddam
Szczerze żałuję, iż na naszym rynku nie znajdę oryginalnej powieści Kena Liu, być może kiedyś się jej doczekam i będę miał właściwe porównanie. Póki co jednak musi mi wystarczyć ta mangowo-komiksowa adaptacja, która to całkiem nieźle daje sobie radę jako samodzielny twór. Ratuje ją nie tylko przyjemna dla oka kreska (pomijając Cmentarzysko okrętów), ale sam pomysł na te opowiadania. No bo czyż chęć poznania niespisanych dotąd legend o niepowstrzymanym rycerzu Jedi, bohaterze Rebelii, Luke’u Skywalkerze, nie zachęci fana uniwersum Star Wars do lektury?
Na mnie ta przynęta świetnie zadziała, i w sumie… nie żałuję, że połknąłem haczyk.
Manga na podstawie opowiadań, opartych z kolei na trylogii filmowej sprzed czterdziestu lat… Mniejsza już o szczegóły, żadna część sagi nie przybliżyła mi tak świetnie Luke’a Skywalkera, jak ten mały tom.
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.
Manga na podstawie opowiadań, opartych z kolei na trylogii filmowej sprzed czterdziestu lat… Mniejsza już o szczegóły, żadna część sagi nie przybliżyła mi tak świetnie Luke’a Skywalkera, jak ten mały tom.To nie jest historia, którą opowiedziałby Sith. „Star Wars. Luke Skywalker - Legendy” – recenzja komiksu
Zarządzaj zgodami plików cookie
Używamy technologii takich jak pliki cookies, by przechowywać i/lub otrzymywać dostęp do danych o twoim urządzeniu. Są one niezbędne, by poprawić jakość korzystania ze strony, jak i pokazywać spersonalizowane reklamy. Wyrażenie zgody na używanie cookies pozwoli nam przetwarzać dane takie jak zachowania podczas przeglądania internetu czy unikalny numer identyfikacyjny. Brak zgody lub jej wycofanie może wpłynąć na funkcje strony.
Przechowywanie lub dostęp do danych technicznych jest ściśle konieczny do uzasadnionego celu umożliwienia korzystania z konkretnej usługi wyraźnie żądanej przez subskrybenta lub użytkownika, lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikatu przez sieć łączności elektronicznej.
Preferencje
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest niezbędny do uzasadnionego celu przechowywania preferencji, o które nie prosi subskrybent lub użytkownik.
Statystyka
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do celów statystycznych.Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wezwania do sądu, dobrowolnego podporządkowania się dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu zwykle nie mogą być wykorzystywane do identyfikacji użytkownika.
Marketing
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest wymagany do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na kilku stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.