Spójrz w górę. „Last Christmas” – recenzja filmu

-

Święta za pasem! Dla niektórych to jeden z najbardziej magicznych okresów w roku, inni uważają, że to idealny czas dla sklepów i stacji Hallmark – te pierwsze już od kilku tygodni próbują przybliżyć nam atmosferę nadchodzących dni, a druga bombarduje widzów produkcjami tematycznymi. Choinka, prezenty, wielka miłość, piękny biały śnieg zalegający na chodnikach… Do wyboru, do koloru.

Faktem jest, że w listopadzie i grudniu pokazuje nam się więcej filmów i seriali świątecznych. Wystarczy choćby przyjrzeć się temu, co ostatnio zamieszcza na swojej platformie Netflix. Tak, produkcje ze śniegiem i choinką w tle. Twórcy kinowych obrazów nie mogą być gorsi, dlatego i na wielkich ekranach znajdziemy coś związanego ze świętami. Bajki, a może horror, albo komedię romantyczną? Czego tylko zapragnie wasza dusza!

Matka Smoków, ta o takiej ilości przydomków, że trudno je wszystkie spamiętać, Emilia Clarke jest główną bohaterką świątecznej komedii romantycznej Last Christmas. Produkcji, którą jedni uważają za dość sztampową i przewidywalną, inni ronią na niej łzy. Skąd tak różny odbiór filmu?

Spójrz w górę. „Last Christmas” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Last Christmas”
Oddałem ci moje…

Kate przeszła niedawno operację. Od tego momentu zmieniło się jej podejście do życia i bliskich osób. Dziewczyna stała się samolubna i nie baczy na to, co czują i myślą o niej inni. Nie liczy się przyszłość, tylko to co tu i teraz. Pewnego dnia spotyka tajemniczego mężczyznę. Przez okno widzi, jak nieznajomy wpatruje się w niebo. Podchodzi więc do niego, by zaspokoić swoją ciekawość odnośnie tego, co tak bardzo zafascynowało chłopaka. Bardzo szybko para znajduje wspólny język.

Tom, bo tak ma na imię nieznajomy, pokazuje Kate różne miejsca w Londynie, których nie znała. Zwraca jej uwagę na szczegóły, na to, co ją otacza, uczy życia na nowo. Bohaterowie przywiązują się do siebie, Kate nareszcie zaczyna znowu coś czuć. Niestety bajka nie trwa długo.

Cieszmy się, że żyjemy

Last Christmas to dość specyficzny film świąteczny. Z jednej strony mamy typową komedię romantyczną – on i ona poznają się, zaczynają spędzać ze sobą czas, powoli przyjaźń przeradza się w coś więcej, nadchodzi kryzys i zakończenie opowieści. Widzimy, jak zagubiona Kate odnajduje w sobie radość z życia. Dziewczyna sporo przeszła, do tego dochodzą jeszcze problemy rodzinne, które także wpływają na samopoczucie protagonistki. I nagle pojawia się Tom – chłopak okazuje się dla bohaterki światełkiem w tunelu, rozjaśnia jej życie, pokazuje magiczne i piękne miejsca, uczy zupełnie innego podejścia do codziennych spraw.

Oczywiście widz od razu wie, że mężczyzna coś ukrywa. Niektórzy bardzo szybko rozgryzą plot twist filmu, inni zostaną jednak nim zaskoczeni. I właśnie od tego zależy odbiór produkcji, kiedy domyślasz się zakończenia, czujesz rozczarowanie, natomiast gdy okazuje się ono dla ciebie czymś zaskakującym, emocje aż buzują.

Spójrz w górę. „Last Christmas” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Last Christmas”

Paul Feig nie stawia tylko na komedię i romans, przemyca do swojego obrazy sporą dawkę dramatu. Powoli dowiadujemy się, o co tak naprawdę chodzi Kate. Dostrzegamy, że nie jest lekkoduchem, który niczym się nie przejmuje, jej zachowanie zostaje w pewnym momencie wytłumaczone, bohaterka otwiera się przed Tomem, co stanowi punkt kulminacyjny w ich relacji. Później powoli nadchodzi nieuniknione.

Słodko-gorzkie chwile

Last Christmas wzrusza, bawi, porusza ważne problemy i oczarowuje. Do filmów świątecznych powinno się podchodzić z lekkim przymrużeniem oczu. Wiadomo, na czym skupiają się takie produkcje, wiadomo również, jakie jest ich zadanie. Nie każdemu spodoba się najnowszy obraz Paula Feiga. Niektórzy zaczną narzekać, że przecież nie okazał się niczym nowym. Może i nie, ale to nie przeszkadza w daniu się porwać tej historii.

To słodko-gorzka opowieść, która z jednej strony pokazuje, iż powinniśmy cieszyć się życiem, patrzeć w górę i czerpać radość z otaczającego nas świata, z drugiej wzrusza, nawet jeśli domyśliliśmy się jej zakończenia.

Spójrz w górę. „Last Christmas” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Last Christmas”

Emilia Clarke jest cudowna w roli Kate. To zupełnie inna postać niż Daenerys Targaryen z Gry o tron, aktorka mogła pokazać szerszy wachlarz emocji. Henry Golding gra bardzo pozytywną i ciepłą postać, bardzo trudno nie polubić Toma. Fenomenalna okazuje się także Michelle Yeoh jako Mikołaj, to właśnie między nią a Kate dochodzi do najbardziej zabawnych rozmów.

Podsumowanie

Last Christmas warto obejrzeć. Ta produkcja wywołuje mieszane uczucia, jak pisałam na początku, jedni ją pokochają, inni obejrzą i szybko o niej zapomną. Mnie, mimo że domyśliłam się zakończenia, film nie rozczarował. Chciałam czegoś do pośmiania, podumania i popłakania i właśnie to dostałam.

https://youtu.be/29wO9dLJBrw

Spójrz w górę. „Last Christmas” – recenzja filmu
Universal Pictures/Filmostrada materiał promujący film „Last Christmas”


Tytuł oryginalny: 
Last Christmas

Reżyseria: Paul Feig

Rok: 2019

Czas: 1 godzina 42 minuty

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Emilia Clarke w świątecznym filmie wypada rewelacyjnie. Jest wzruszająco i zabawnie.
Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Emilia Clarke w świątecznym filmie wypada rewelacyjnie. Jest wzruszająco i zabawnie. Spójrz w górę. „Last Christmas” – recenzja filmu