Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Dungeons & Dragons. Zło u Wrót Baldura. Tom 4, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy Wydawnictwu Egmont.
Tułaczka po świecie, zakończona we Wrotach Baldura. Bohaterowie w końcu odnaleźli spokój i powrócili do swojego ukochanego domu. Co prawda rozstali się z nim w nie najlepszych relacjach, jednak więź łącząca ich z miastem, utkwiła im sercu.
Zwieńczeniem obecnych przygód jest czwarty tom, opowiadający o perypetiach drużyny powracającej do punktu wyjścia. To w tym miejscu wszystko się zaczęło i zarazem kończy.
Przygód nie ma końca
Scenarzysta Jum Zub nie pozwala odpocząć awanturnikom po strudzonych podróżach. Powrót do domu wiązał się dla nich ze stawieniem czoła przeszłości, a na litość ze strony swoich dawnych znajomych nie mogli liczyć.
Album składa się z pięciu zeszytów Dunegons & Dragon Evil at Baldur’s Gate, a każdy opowiada historię jednego członka drużyny. Mamy więc osobne perypetie, narysowane przez różnych ilustratorów, co w całości tworzy ciekawy obraz, wykreowany z różnych perspektyw – kolory i kreski są odmienne i tak jak w poprzednich albumach, występują delikatne różnice w wyglądzie bohaterów.
Początkowo miałem mały problem z taką formą prezentowania opowiadania, jednak patrząc „z lotu ptaka”, całość jest bardzo atrakcyjna, gdyż mogę zobaczyć, jak różnią się koncepcie dotyczące opisów tych samych postaci, wykonane przez różnych artystów. Podobnie może być podczas sesji D&D na żywo – przy stole.
Drużynowe opowieści
Jak wspomniałem we wstępie, awanturnicy zostali ciepło przywitani w ich rodzinnym mieście. Jakie rozstania, takie powroty. Minsc, Krydle, Shandie, Delina, Nerys i Boo, po miesiącach tułaczki i walki o życie, zmienili swoje postrzeganie świata. Poprzednie wyprawy ich odmieniły, a teraz muszą stawić czoła przeszłości i zakończyć sprawy, które leżały odłogiem od czasu ucieczki.
Nikt z nich nie miał łatwo. Już pierwszy dzień zaowocował walkami, wyrównaniem rachunków, odnalezieniem swojego przeznaczenia, czy po prostu spłatą starych długów. Od sprytu i zachowania bohaterów zależeć będzie czy ujdą bez szwanku na zdrowiu i reputacji.
Wydarzenia łączą się ze sobą – więzi drużyny są na tyle mocne i nierozerwalne, że wszyscy troszczą się o siebie wzajemnie, co również przekłada się na wspólne rozwiązywanie pozornie indywidualnych spraw. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” – można pomyśleć – nie będzie to wcale błędem. Choć niektórzy muszą zmierzyć się sam na sam ze swoim przeznaczeniem, tak pozostali mocno wpływają na to, co w końcu się wydarzy.
Bitki, zwiedzanie innych wymiarów, dbanie o sobie nawzajem, honor, czy klątwy. W tym albumie znajdziemy to i wiele więcej, co pięknie kończy pewien rozdział w przygodach Bohaterów Wrót Baldura.
Coś się kończy, coś zaczyna
Definitywnie Dungeons & Dragons. Zło u Wrót Baldura. Tom 4 domyka pewien rozdział – nie ma dyskusji. Nie postawiono grubej kreski, która definitywnie kończy żywot tych potężnych poszukiwaczy przygód. Owszem, tom zwieńcza poprzednie wydarzenia i zamyka niedomknięte sprawy, zostawia jednak furtkę na więcej.
Czytelnik pozostaje z pewną dozą ciekawości – co dalej? Oficjalnie jeszcze nie wiemy, gdyż Egmont nie potwierdził wydania kolejnych tomów. Wierzę, że samo zakończenie, sugerujące coś więcej, nie pozostanie bez odzewu i w krótce usłyszymy o sympatycznych wojownikach z Wrót Baldura.
Tajemnicą nie jest, że Jim Zub napisał scenariusze do dodatkowych kilku opowieści, na które mocno czekam. Nie chciałbym, by ta seria pozostawiła pustkę i niedopowiedzenia. Tom wywołał silne emocje i zalatuje nostalgią. Na tle serii wypada bardzo dobrze, a samemu mogę go ocenić na 8/10. Album nie należy do wybitnych, który wrył się mocno w moją pamięć, jednak okazuje się na tyle dobry, że poczułem do niego sentyment.
Tytuł: Dungeons & Dragons. Zło u Wrót Baldura. Tom 4
Scenarzysta: Jim Zub
Ilustrator: Harvey Tolibao, Steven Cummings, Ramón F. Bachs, Dean Kotz, Francesco Mortarino
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 120