To był serial. Jedna z pierwszych młodzieżowych produkcji, jakie podbiły moje serce. Pamiętam, jak jako dzieciak z niecierpliwością przebierałam nogami tuż przed premierą nowego odcinka Beverly Hills 90210. Lata 90. to okres, kiedy na małych ekranach gościły całkiem fajne i wciągające produkcje, jedną z nich był właśnie obraz o przygodach licealistów z Beverly Hills. Ten serial się oglądało, żyło się wydarzeniami w nim przedstawionymi, kibicowało bohaterom i dyskutowało o tym, co ich spotkało. Dylan i Brenda? A może Dylan i Kelly? Związki się rozpadały, zawiązywały nowe, a dramom nie było końca.
Po wielu latach mądre głowy wpadły na pomysł powrotu do znanej historii, ale w nieco zmienionej formie. Nie wkraczamy do popularnego świata, tylko widzimy życie aktorów odgrywających role Brandona, Andrei, Stevena i innych protagonistów. Co to oznacza?
Nieco inna forma
Wyobraźcie sobie, że kiedyś graliście w jakimś serialu. Minęły lata, jest on wciąż żywy we wspomnieniach jego fanów, aż pewnego dnia ktoś wpada na pomysł, że może warto nakręcić dalszą część opowieści. Dostajecie więc propozycję, by w niej zagrać. Stara ekipa wraca! Nic tylko się cieszyć, prawda? Niekoniecznie.
Aktorzy, który wystąpili w Beverly Hills 90210, otrzymali taką właśnie szansę. I o tym jest sześcioodcinkowy serial BH90210, o osobach wcielających się w lubiane w latach 90. postaci. Oczywiście nie mamy tutaj do czynienia z reality show, to wariacja odnosząca się do rzeczywistych wydarzeń z życia Shannen Doherty, Jennie Garth, Iana Zieringa i innych aktorów, do jakiej dodano fikcyjne zdarzenia oraz nawiązania do Beverly Hills 90210. Jak w takim razie wypadła produkcja?
Dobre i złe strony
Z jednej strony widzowie, którzy znają oryginalną historię, cieszą się, że znowu mogą zobaczyć aktorów w akcji. Z drugiej oczekiwało się czegoś innego. O wiele lepiej, gdyby twórcy rzeczywiście przygotowali nam kontynuację opowieści byłych licealistów z BH. Tymczasem otrzymujemy produkcję o tym, jak kręci się ową kontynuację.
Fakt faktem – jest to dość oryginalny pomysł, zwłaszcza obecnie, kiedy co i rusz dostajemy albo nową wersję jakiegoś obrazu, albo jej ciąg dalszy. Tymczasem w tym wypadku twórcy postanowili zaskoczyć nas czymś innym – niby stylizowanym na reality show projektem, ale ze scenariuszem, niby nawiązującym do prawdziwych wydarzeń gwiazd, ale jednak mocno podkoloryzowanym. I do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jedna kwestia – ta dotycząca zawiłości serialowego światka.
Jak już wspominałam wcześniej, Tori Spelling i reszta gwiazd otrzymują szansę na nakręcenie kontynuacji obrazu, dzięki któremu stali się sławni. Oczywiście nic nie idzie gładko i przyjemnie – a to nie każdy chce wziąć udział w przedsięwzięciu, a to ktoś wysyła członkom ekipy poćwiartowane laleczki, a to życie prywatne bohaterów zaczyna się rozsypywać. A przecież nie wolno zapomnieć o tym, iż nakręcenie pilota serialu nie oznacza jeszcze, że produkcja otrzyma zielone światło na cały sezon i wejdzie do nowej ramówki stacji.
My, odbiorcy, widzimy więc, jak życie rzuca bohaterom kłody pod nogi. Poznajemy blaski i cienie sławy oraz to, w jaki sposób funkcjonuje cały proces związany z produkcją serialu. A to wcale nie jest takie łatwe, jak może nam się wydawać. Oczywiście w BH90210 sporo podkoloryzowano, ale przekaz pozostaje ten sam – słupki oglądalności oraz opinia podczas badania reakcji na dany obraz mają wielkie znaczenie.
Stare, a jednak nowe
Bohaterowie BH90210 mówią o tym, jak serial, w jakim wystąpili za młodu, wpłynął na ich życie. Kiedy wracają na plan, powracają stare obawy, uczucia i wspomnienia. A widz obserwuje to, jak obszedł się z nimi czas. Z jednej strony dobrze bawimy się, oglądając nowy serial, z drugiej czegoś w nim brakuje.
Skupianie się na samych problemach związanych z nakręceniem pilota obrazu nie do końca fascynuje. Może na początku czuć zainteresowanie historią, ale im dalej w las, tym ciekawość ulatuje z nas. Cieszymy się, że widzimy na ekranie Brendę czy Brandona, a dokładniej aktorów wcielających się w ich role, bo przecież teraz mowa o Shannen i Jasonie, ale to nie wystarczy, by móc się cieszyć BH90210.
Chciałabym zobaczyć więcej elementów związanych z serialem z lat 90. Życie aktorów życiem aktorów, ale nie ono jest najistotniejsze. Są sceny, kiedy śmiejemy się jak głupi, ale to jednak nie to samo co kiedyś. Zmieniono w końcu formę, ale czy to był dobry pomysł? Na pewno oryginalny, jak to wspominałam wcześniej, tylko czy oznacza receptę na sukces? Niebawem się przekonamy, zapewne za jakiś czas dowiemy się, czy serial dostał zielone światło na drugi sezon.
Dla mnie czegoś w nim zabrakło. Cieszę się, że wrócili moi młodzieńczy ulubieńcy, wielka szkoda, że Luke Perry tego nie dożył, ale wolałabym zwykłą kontynuację opowieści, a nie wariację na jej temat.