Po drugiej stronie. „Dziesięć tysięcy drzwi” – recenzja książki

-

Odkrywanie nowych krain to jeden z najczęściej pojawiających się motywów w pozycjach popkulturowych. Pod pojęciem „nowa kraina” może się mieścić nieznany teren istniejący w świecie, w jakim rozgrywa się akcja filmu, serialu, książki czy gry, ale także miejsce, którego nie pokazują żadne dostępne bohaterom mapy. Do tej pierwszej lokacji łatwiej się dostać (chociażby przez drzwi w ogrodzie), natomiast drugą trudniej odnaleźć. Prowadzi do niej ukryte przejście znajdujące się na przykład w szafie, króliczej jamie albo gardzieli hipopotama.

Zazwyczaj taka nietuzinkowa „brama” zostaje odkryta przez przypadek. Podczas zabawy w chowanego z rodzeństwem, poszukiwań białego królika czy też zwiedzania ZOO. Nigdy nie wiadomo także, co czeka w tej innej krainie – jakie dziwa, przygody i niebezpieczeństwa. Często okazuje się również, że jak już się trafi do takiego miejsca, trudno znaleźć drogę powrotną do domu.

Amerykańska pisarka Alix E. Harrow wykorzystuje w swojej powieści Dziesięć tysięcy drzwi koncept tajemniczych lokalizacji, każda to odmienny kulturowo i społecznie świat. A dostać się do nich można za pomocą drzwi – jednak nie pierwszych lepszych, ale przejść znajdujących się w dziwnych i niesamowitych miejscach. Protagonistka opowieści, January Scaller, przez przypadek natyka się na jedne z nich.

Puk, puk

January to dziewczynka, która mieszka w wielkim domu, u pana Williama Corneliusa Locke’a. To ten jegomość opiekuje się bohaterką, dba o jej wikt i opierunek. Jednak protagonistka tęskni za ojcem, który większość dni spędza podróżując i wyszukując wartościowe przedmioty dla swojego szefa, czyli właśnie pana Locke’a. Nie ma czasu, by zajmować się córką, ciągle jest w pędzie, jedynie kilka chwil spędzając w domu mości Williama.

Scaller nie posiada wielu przyjaciół, większość wolnych od nauki momentów spędza w siedzibie Locke’a. Bywa, iż towarzyszy opiekunowi w wojażach związanych ze spotkaniami Towarzystwa Archeologicznego Nowej Anglii, do jakiego należy William. Zdarza się to jednak niezwykle rzadko, przeważnie dziewczynka sama musi sobie zorganizować czas wolny. Podczas jednej z podróży, w jakich bierze udział January, do Kentucky, wydaje jej się, że dostrzega drzwi. Nie jest to jednak zwykłe przejście prowadzące z pomieszczenia do pomieszczenia, to znajduje się na dworze i nie wiedzie do żadnego budynku. Omamy? Miraż? Fantazja? Scaller dochodzi do wniosku, iż to jakieś przewidzenie. Bardzo szybko okazuje się jednak, że dziewczynka rzeczywiście widziała dziwne drzwi w dziwnym miejscu. Dokąd prowadziły i jaka jest ich historia?

Trudne problemy

Warto na początku recenzji zaznaczyć, iż Dziesięć tysięcy drzwi to powieść niezwykle specyficzna, która nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu. Dlaczego tak jest? Spore grono odbiorców, gdy ma do czynienia z książką skierowaną do nastoletniej osoby,  wymaga od takiego utworu przede wszystkim wartkiej akcji i ciekawie wykreowanych postaci. Harrow tworzy interesujących bohaterów, ale nie są oni specjalnie skomplikowani, a podział na tych dobrych i złych jest w historii mocno zarysowany i konkretny. Większy problem pojawia się natomiast, gdy mowa o tempie rozwoju opowiadanych w książce wydarzeń. Jest ono niezwykle powolne, pisarka bez pośpiechu odkrywa przed czytelnikami kolejne karty. Tak naprawdę natężenie akcji przypada na ostatnie rozdziały Dziesięciu tysięcy drzwi, a książka ma całkiem pokaźną liczbę stronic. Momentami odbiorca może poczuć się przytłoczony i znużony tempem wydarzeń. Warto więc zwrócić uwagę na ten fakt, jeśli wolicie pozycje, gdzie akcja jest bardziej żywa, utwór Harrow zapewne was rozczaruje.

Jeżeli jednak przymkniecie oko na ten fakt, znajdziecie w książce sporo smakowitych kąsków.

Alix porusza w niej niezwykle ważne kwestie – jak choćby rasizmu czy dyskryminacji. January ma zapewniony dach nad głową, wykształcenie, pożywienie i inne potrzebne do przeżycia rzeczy. Istnieje jednak jeszcze coś takiego jak kontrola fizyczna i psychiczna. Locke zamyka bohaterkę w wielkim domu, nie posyła jej do szkoły, protagonistka nie ma styczności z rówieśnikami, sporo czasu spędza sama (lub później z psem) w pokoju. Co więcej, podczas przyjęć, jakie wydaje pan domu, January jest traktowana niczym jeden z jego rzadkich eksponatów. Wszystko przez to, że dziewczynka ma ciemniejszy odcień skóry. Wiele razy William sam mówi o niej absolutnie wyjątkowy okaz1, ukazując uprzedmiotowienie bohaterki.

January tłumaczy sobie jego zachowanie na wiele sposobów, tak jak to robią ofiary. Po pierwsze uważa, iż nie powinna narzekać, bo przecież Locke zapewnił jej i ojcu dach nad głową i środki do życia, do tego na pewno ją kocha i wszystkie te ograniczenia są z myślą o jej bezpieczeństwie. Scaller ma inny kolor skóry, co wiele osób piętnuje, zapewne z tego powodu William nie pozwala jej nigdzie samej wychodzić. Czytelnik wie jednak, iż zachowanie Locke’a nie jest prawidłowe.

Poza poruszaniem kluczowych społecznie zagadnień Harrow dodaje do swojej opowieści sporo wątków fantastycznych oraz symboli. Ważnym elementem w opowieści są tytułowe drzwi, jakie należy traktować dosłownie, jako przejście do innego rewiru, ale także symbolicznie – oznaczają nowe życie, tajemnicę czy poszukiwanie własnego miejsca w świecie. Odnajdywanie kolejnych znaczeń stanowi swego rodzaju wyzwanie dla odbiorcy.

Podsumowanie

Dziesięć tysięcy drzwi to opowieść wypełniona symboliką, z mocnym przekazem i poruszająca ważne tematy. Znajdziemy w niej również elementy powieści szkatułkowej – opowieści przedstawione w utworze mają wielkie znaczenia dla głównej osi fabularnej. Owszem, tempo akcji okazuje się niezwykle wolne i to może zniechęcić odbiorców do przeczytania książki. Warto jednak sięgnąć po tę historię, tak inną od typowych młodzieżówek.

Po drugiej stronie. „Dziesięć tysięcy drzwi” – recenzja książkiTytuł: Dziesięć tysięcy drzwi

Autor: Alix E. Harrow

Wydawnictwo: Iuvi

Ilość stron: 462

ISBN: 978-83-7966-061-2

Więcej informacji TUTAJ


1 Alix E. Harrow, Dziesięć tysięcy drzwi, tłum. Andrzej Goździkowski, s. 101

podsumowanie

Ocena
6.5

Komentarz

Magiczne drzwi, które prowadzą do innych światów. Wprawdzie ten motyw pojawił się chociażby w serii "Locke&Key",ale tutaj również fascynuje. A sama książka daje do myślenia.
Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Magiczne drzwi, które prowadzą do innych światów. Wprawdzie ten motyw pojawił się chociażby w serii "Locke&Key",ale tutaj również fascynuje. A sama książka daje do myślenia. Po drugiej stronie. „Dziesięć tysięcy drzwi” – recenzja książki