Nikogo nie powinno skreślać się ze względu na jego tuszę. „Kluseczka” – recenzja filmu

-

Po raz kolejny twórcy postanowili pokazać historię dziewczyny o obfitszych kształtach i w tle przemycić jakieś mądre przesłanie. I o ile w większości opowieści to zwyczajnie nie wychodzi według konkretnych założeń to myślę, że akurat w Kluseczce wszystko poszło tak, jak powinno. Był śmiech, niekiedy pojawiły się łzy, lecz na koniec widz odnosi wrażenie, że w tej produkcji z łatwością odnajdzie cząstkę siebie bądź też swoich znajomych, przez co historia staje się bardziej życiowa i zapadająca w pamięci.
Mieć idealne życie

Willowdean Dickson nie jest zwyczajną dziewczyną. Potrafi o siebie zadbać, obronić swoich przyjaciół, zwyczajnie nie da sobie w kaszę dmuchać. Do takiego żywota przygotowała ją jej własna ciotka, równie korpulentna kobieta, pokazując, w jaki sposób najłatwiej cieszyć się ze wszystkiego, co los zsyła nam pod nogi. Jej matka, Rosie Dickson, mało co się nią interesowała, intensywniej skupiała się na konkursach piękności i nie potrafiła okazać, jak bardzo kocha swoją jedynaczkę. Willowdean pracuje w jednej z kawiarni wraz z przystojnym Bo, obiekcie jej skrytych i licznych westchnień. U jej boku kroczy najlepsza przyjaciółka, jeszcze ze szczenięcych lat, Ellen Dryver, stanowiąca jej dosłowne przeciństwo – jest szczupła, piękna i tak naprawdę skradła serce każdemu facetowi z sąsiedztwa. Pewnego dnia dziewczyny postanawiają wziąć udział w konkursie piękności, by udowodnić, że każdy ma szansę na wygraną. Czy uda im się osiągnąć sukces wraz z dwoma nowymi koleżankami, poznanymi dzięki tym zawodom?

Nikogo nie powinno skreślać się ze względu na jego tuszę. „Kluseczka” – recenzja filmu
Kadr z filmu
Żartobliwie, ale i poważnie

Zazwyczaj w filmach o podobnej tematyce otyła dziewczyna jest nieszczęśliwa, ukrywa się w tłumie i modli, by nikt jej nie dostrzegał, kogokolwiek spotyka wokół siebie słyszy z ich strony kpiący śmiech, zaś później bohaterka przemienia się w seksowną bombę, jednocześnie zyskującą sporą popularność, ale raczej dlatego, że chcą się z nią umówić czy zabawić. W Kluseczce wygląda to zgoła inaczej. Dziewczyna o trochę większej tuszy potrafi się odgryźć, przed nikim się nie chowa, wręcz przeciwnie – staje w obronie tych słabszych, czym zaskarbia sobie sympatię innych uczniów. Nawet to, że posiada matkę, która niespecjalnie ją kocha, wręcz na każdym kroku dołuje, nie wpędza dziewczyny w żadną formę depresji. Jest uśmiechnięta, kroczy z dumnie uniesioną głową i po prostu nie próbuje udawać kogoś innego. Obraz utrzymany jest raczej w żartobliwej formie, chociaż twórcy nie szczędzili też scen, podczas których wrażliwcom do oczu napłynie morze łez. Po trailerze odniosłam wrażenie, że będzie to przyjemny film idealny na wieczór i nie pomyliłam się. Tym razem zapowiedź w pełni oddała meritum tego, czego produkcja będzie dotyczyć. Uczy, śmieszy, wzrusza i daje nadzieję na lepsze jutro i odnalezienie swojego szczęścia.

Wszyscy nadają się do konkursu piękności

Bohaterowie, a raczej bohaterki, są tutaj bardzo wyraziste. Danielle Macdonald (Willowdean Dickson) pokazuje piękno życia i udowadnia, że nie ma sensu przejmować się opinią innych ludzi. Jennifer Aniston (Rosie Dickson) świetnie odegrała rolę tej złej i niedobrej matki, dla której liczy się jedynie wygląd, a reszta schodzi na dalszy plan. Jej wyniosłość i obojętność aż wyciekały z ekranu. Maddie Baillio (Millie) zaś wcieliła się w postać naprawdę irytującej dziewczyny, zabiegającej o przyjaźń z każdym. Ze wszystkiego się śmiała, nawet w sytuacjach, gdy ktoś ją obrażał. Z czasem okazało się, iż każdorazowo wkładała ona swego rodzaju maskę, bo obawiała się odrzucenia, więc robiła cokolwiek, by tylko zostać zaakceptowaną.

Nikogo nie powinno skreślać się ze względu na jego tuszę. „Kluseczka” – recenzja filmu
Kadr z filmu

Produkcja ta pokazała, iż każdy ma prawo wziąć udział w konkursie piękności, a co więcej – ktokolwiek z nich na pewno zostanie tym razem zwycięzcą. Jakikolwiek człowiek, na swój indywidualny sposób, jest piękny. Nie zabrakło również wątku miłosnego, swoją drogą bardzo uroczego. W rolę obiektu westchnień Willodean wcielił się przystojny Luke Benward, posiadającego przepiękny uśmiech, rozświetlający wszelaką scenę z jego udziałem. Muszę przyznać, że w tym obrazie zabrakło tak prawdziwie negatywnych postaci. Była niby Dove Cameron w roli Bekah Colter, sprawiająca wrażenie oziębłej i wyniosłej, ale w ostatecznym rozrachunku nie uczyniła ona nic złego.

Mądrość życiowa

Kluseczka nie jest kolejnym „durnym” filmem dla nastolatków, w którym z otyłej dziewczyny nagle rodzi się szczupła piękność. Nie ukazuje on też powszechnego stereotypu, że to osobom ładnym i o „normalnej” wadze wszelkie działania w życiu przychodzą łatwiej. Uczy zaś tego, że bez względu na to, jacy jesteśmy, zasługujemy na szczęście i zrozumienie otaczających nas osób. I najważniejsze to pokochać samą siebie! Myślę, że z tego względu, a także z powodu zabawnych scen, przeplatanych tymi wzruszającymi i poważnymi, warto filmowi poświęcić dwie godziny swego cennego czasu.

 

Nikogo nie powinno skreślać się ze względu na jego tuszę. „Kluseczka” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Dumplin’

Reżyseria: Anne Fletcher

Rok powstania: 2018

Czas trwania: 1 godzina 50 minut

Paulina Korek
Paulina Korekhttp://zaczytanapanna.blogspot.com
Bez pamięci oddała się czytaniu książek. Zadowoli ją dosłownie każdy gatunek, byle tylko treść była wciągająca. Nie oznacza to wcale, że nie ma swoich ulubionych gatunków. Należą do nich: kryminały, thrillery, romanse, erotyki, horrory. Po skandynawskich autorów sięga już w ciemno. Oprócz literatury jej pasjami są także filmy, zwierzęta, podróże oraz odwiedzanie wszelkich wydarzeń z tym związanych. W przyszłości chciałaby napisać własną książkę.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu