Niedźwiedź w Półmroku. „Żółte ślepia” – recenzja ebooka

-

Czytanie w trakcie kwarantanny książki, w której bohaterowie biegają po lasach, borach i plażach, wywołuje w człowieku dziwne uczucie. Coś pomiędzy zazdrością i ulgą. 
W głębokiej puszczy siedzi niedźwiedź

Choć synopsis na książce wprost mówi o tym, że akcja rozgrywa się w czasach Bolesława Chrobrego, a głównym bohaterem jest jego przyboczny, niech was to nie zwiedzie. Równie dobrze Marcin Mortka mógłby osadzić całą powieść za rządów legendarnego Piasta czy zupełnie realnego Mieszka II. Myślę nawet, że ten pierwszy wybór wyszedłby wszystkim na lepsze.

Całą historię oglądamy oczami Medvida, co bardziej obeznani w językach szybko dostrzegą w jego imieniu nawiązanie do niedźwiedzia, a jeśli nie, to autor nie stroni od aluzji i dość bezpośrednich opisów, sugerujących, że z tym bohaterem coś jest na rzeczy — mieszka w kniei, ma doskonały słuch i węch, jest wielki, barczysty i owłosiony. Mało subtelne. Zresztą Medvid to najmniej ciekawą postacią w całej książce.

Jego przyjaciółka, wiedźma Gosława, czy domowik, pyskaty skrzat, mają w sobie więcej ikry niż on. Choć najciekawszym towarzyszem wędrówki okazał się Osmund, Niemiec, młody rycerz, który eskortował biskupa w trakcie wizyty w Gnieźnie i jako jedyny z tego miasta przetrwał najazd istot z Półmroku.

Mroki i Półmroki

Fabuła kręci się wokół tajemniczego zniknięcia wszystkich mieszkańców i przejezdnych z  grodu gnieźnieńskiego, wliczając w to księcia Bolesława, jego świtę, żonę, biskupów i księży. Jedynym ocalonym okazuje się mało rozgarnięty Osmund, który zostaje, wbrew własnej woli, wcielony przez Medvida do ekipy ratunkowej, składającej się z niego samego, wiedźmy, skrzata i kota.

Nie ma tu wielkich zwrotów akcji, pogłębionych charakterystyk postaci, zawiłych wątków filozoficznych. Ot, wielki chłop z lasu gania po wczesnośredniowiecznej Polsce, spotyka brzeginki, stolemy i inne wielkołaki, czarownica lata na miotle, utopce chcą ich utopić, domowik się drze, a kot przez całą książkę wypowiada w kółko jedno, nieśmieszne zdanie. A wszystko to podlano sosem z postaci historycznych w osobie Chrobrego, jego żony, którą autor zgrabnie ulepił ze strzępek informacji kronikarskich, jakie o niej posiadamy, i margrabiego Gerona. Gdzieś tam przemykają jakieś rody i plemiona o niezbyt jasnej proweniencji, a nad całością góruje puszcza i słowiańscy bogowie, co to o nich niewiele w sumie wiemy.

Jako archeologa ubawiło mnie parę rzeczy, które pewnie dla przeciętnego czytelnika w ogóle nie będą miały znaczenia. Jako recenzenta, no trochę się zmęczyłam. Zwłaszcza tym Półmrokiem, co to nas nim autor na koniec raczy.

O ile początek czyta się bardzo przyjemniej, tak że aż się na sercu lepiej robi, milej, swojsko i słowiańsko, nic tylko kręgi kamienne w lnianej kiecy stawiać, to od chwili spotkania naszych bohaterów ze stolemami akcja leci na łeb, na szyję, zupełnie gubiąc rytm i tempo, które dotychczas rządziło opowieścią.

Mortka stara się stylizować język, więc mamy wojów, grody, żerców, ale wszystko to nienachalne, bez przesadnych imciów i jaśniepanów. Drugą sprawą, za którą trzeba absolutnie autora pochwalić, to research. Mogę tu sobie urządzać śmiechy, ale prawdą jest, że bardzo mało wiemy o dniu codziennym czy religii ziem polskich z końca X wieku. Dlatego ilość informacji, jakie udało się przemycić do powieści, jest imponująca, i choć z częścią pewnie sama bym się wstrzymała, to pamiętać trzeba, że to nie opracowanie naukowe tylko fantastyka czerpiąca z folkloru.

Między kwarantanną a książką

To jest doskonała książka na ten czas. Dostałam ją do recenzji jeszcze przed #zostańwdomu i jeśli macie możliwość i szukacie czegoś lekkiego, to Żółte ślepia będą idealne. Niezbyt wymagające, dość zabawne, w sam raz na dwa wieczory. Dajcie się zaciągnąć do tego boru Medvidowego, niech was też Gosława tak denerwuje jak mnie (serio, dawno nie spotkałam tak stereotypowej baby-czarownicy, co to ma być niby twardą kobietą), i nie pozwólcie się oszukać — Bolesława Chrobrego jest tu tyle co kot napłakał.

Jeszcze więcej powieści fantasy na stronie Virtualo.

Recenzja powstała we współpracy z Virtualo.

Niedźwiedź w Półmroku. „Żółte ślepia" – recenzja ebookaTytuł: Żółte ślepia

Autor: Marcin Mortka

Wydawnictwo: Uroboros

Rozmiar pliku: 2,1 MB

ISBN: 978-83-280-7800-0

Więcej informacji znajdziecie TUTAJ.

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Szału nie ma, ale jeśli ktoś szuka słowiańskości w przystępnym wydaniu, polaną sosem z postaci historycznych i folkloru, to polecam na wieczór.
Ania Minge
Ania Minge
Lubię leżeć i książki. Jak dorosnę to zostanę Rory Gilmore. Albo Lorelai, zależy jak mi się życie ułoży.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Szału nie ma, ale jeśli ktoś szuka słowiańskości w przystępnym wydaniu, polaną sosem z postaci historycznych i folkloru, to polecam na wieczór. Niedźwiedź w Półmroku. „Żółte ślepia" – recenzja ebooka