Magia i proch. „Grzechy Imperium” – recenzja książki

-

Kiedy przypadkiem trafiłam na Trylogię Magów Prochowych, nie spodziewałam się, że znajdzie się współczesny pisarz, który w moim odczuciu niemal dorównuje mistrzowi Brandonowi Sandersonowi w kreowaniu powieściowego świata. „Niemal”, bo jednak naprawdę potrzeba dużej wyobraźni, aby stanąć w szranki ze wspomnianym autorem. Aczkolwiek Brian McClellan nie pozostaje daleko w tyle, o czym świadczy rekomendacja samego Sandersona, który przez pewien czas był jego mentorem i jak podkreśla, może być nieobiektywny.

Rozmach. To właśnie słowo kojarzy mi się zarówno z Sandersonem, jak i z McClellanem, i które jako pierwsze nasuwa się na myśl po lekturze Grzechów Imperium. A czym jest tak naprawdę nowa trylogia pisarza? W wielkim skrócie: to fantastyczny powrót Briana do świata magów prochowych znanego z poprzedniego cyklu tego autora. Czym tym razem zaskoczył on swoich czytelników? Przekonacie się z poniższej recenzji.

Prawdziwe zło dopiero nadciąga

Akcja Grzechów Imperium rozgrywa się kilka lat po zakończeniu Trylogii Magów Prochowych. Tym razem centrum wydarzeń stanowi Fatrasta, która dopiero staje się krajem. Wywalczyła sobie wolność okupioną krwią wielu ludzi, ale na jej terenach nadal zamieszkuje mieszanka oportunistów, osadników, przestępców, idealistów i buntowników. Minie jeszcze sporo czasu zanim powstanie jeden naród, do którego dąży lady kanclerz. Jest ona jednak świadoma tego, że nie tak łatwo nie pójdzie tego zrobić, bowiem krainą targają niepokoje wewnętrzne i tylko ze wsparciem swojej tajnej policji utrzymuje porządek. Tymczasem na terenach przylegających do Fatrasty dochodzi do wstrząsającego odkrycia, które zwiastuje nadejście ogromnego zła. Do jego powstrzymania będą potrzebni wielcy bohaterowie na czele z: dyktatorską lady kanclerz, szpiegiem skrywającym niebezpieczne sekrety, starym weteranem zesłanym do obozu pracy oraz panią generał po przejściach. To oni pozostają jedyną szansą dla ludzkości, która dopiero podnosi się po trudach wojny.

Stare grzechy mają długie cienie

Podobnie jak w Trylogii Magów Prochowych mamy tutaj do czynienia z trójką narratorów. Przedstawione wydarzenia poznajemy głównie z perspektywy Vlory zwanej Krzemień (dowódcy najemników), szpiega Michela Bravisa i szalonego bohatera wojennego Bena Styke’a. Każdemu z nich w równym stopniu poświecona została część książki, bo to właśnie oni odgrywają tutaj największe role w przyszłości Fatrasty.

Powieść jest napisana barwnym i bogatym językiem, idealnie oddającym dynamikę przedstawianych wydarzeń. Na duży plus zasługują dialogi, bardzo naturalne i dopasowane do tempa akcji. Czasami jednak miałam wrażenie, że bohaterowie tracą czas na niepotrzebne dyskusje. Trzy linie narracyjne przeplatają się wzajemnie, co sprawia, że książkę czyta się przyjemnie i ciężko się od niej oderwać. I nadal McClellan wyśmienicie kreuje swoje fantastyczne i intrygujące postacie. Nie są one idealne, każda z nich ma coś za uszami i posiada mroczną tajemnicę. Na razie nie znalazłam w tej powieści bohatera, któremu mogłabym w stu procentach kibicować, jednak w kolejnym tomie może się to zmienić. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie po zakończeniu pierwszej części.

Wydarzenia poruszane w powieści dzieją się naprawdę szybko, a liczne zwroty akcji co rusz zaskakują czytelnika. Co ważne, zostały dobrze umiejscowione w fabule, dzięki czemu nie sprawiają wrażenia wrzuconych na siłę, a stają się naturalną konsekwencją podejmowanych przez bohaterów decyzji. Stopniowo odkrywamy kolejne szczegóły dobrze przemyślanych intryg, będących uzupełnieniem dla obrazu militarno-politycznej sytuacji we Fatraście.

Przed sięgnięciem po Grzechy Imperium obawiałam się najbardziej tego, czy książka nie będzie zbyt przesiąknięta polityką. Poprzednia trylogia mocno skupiała się właśnie na tym wątku, a i tutaj od samego początku daje się to we znaki. Mamy podburzanie ludzi przeciw lady kanclerz, różne warstwy społeczne, od nowa kształtowanie się struktury państwa i w końcu kolejne zagrożenie militarne. Dodać do tego świat fantastyczny i można byłoby się łatwo pogubić. Na szczęście tak się nie dzieje. Brian McClellan stara się wszystko jasno przedstawić, w sposób nieskomplikowany, a jednocześnie głęboki i logiczny. Większość wątków rozpoczętych w tym tomie znajduje też w nim swoje rozwiązanie, dzięki czemu autor unika cliffhangerów. Zawarta w książce mapa, przedstawiająca jedną półkulę świata magów prochowych (widnieje na niej kilka kontynentów), sugeruje, że McClellan ma jeszcze sporo planów co do tego cyklu.

To dopiero początek

Grzechy Imperium to pierwszy tom trylogii Bogowie krwi i prochu i zarazem przyzwoite rozpoczęcie nowej przygody w świecie magów prochowych. Ale jeżeli macie za sobą poprzednie powieści Briana McClellana, to zapewne nie muszę was zachęcać do sięgnięcia po kolejne książki tego autora. Nie polecam jednak zaczynać przygody od tego właśnie cyklu, poniewać znajdziecie tutaj całe mnóstwo spoilerów do wcześniejszych historii. Owszem, łatwo można się odnaleźć, bo znajdziemy tutaj całe mnóstwo retrospekcji do wydarzeń, które rozgrywają się podczas wojny, ale, po co psuć sobie dobrą zabawę.

Magia i proch. „Grzechy Imperium” – recenzja książki

 

Tytuł: Grzechy Imperium

Autor: Brian McClellan

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Ilość stron: 696

ISBN: 9788379643417

Agnieszka Michalska
Agnieszka Michalska
Pasjonatka czarnej kawy i białej czekolady. Wielbicielka amerykańskich seriali i nienasycona czytelniczka książek, ale nie znosi romansów. Podróżuje rowerem i pisze fantastyczne powieści - innymi słowy architekt własnego życia.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu