Czytamy w oryginale. „Tallowwood” — najciemniej jest tuż pod latarnią

-

Lubię kryminały — dobra zagadka, kilka trupów i fajne postaci, z którymi da się sympatyzować to w zasadzie wszystko czego od nich wymagam. Dodatkowym atutem będzie ciekawe miejsce akcji i dywersyfikacja bohaterów i bohaterek. Znacznie przyjemniej czyta mi się bowiem książki, które oprócz rozrywki, pozwolą też zobaczyć kawałek nieznanego dotąd świata.

Taką powieścią jest właśnie Tallowwood australijskiej autorki N.R. Walker. Z jej twórczością spotkałam się już wcześniej przy kilku okazjach i chociaż jej styl jest bardzo nierówny, nigdy nie byłam zupełnie zawiedziona. Walker ma zazwyczaj dobre pomysły na fabułę, które zręcznie przelewa na papier, chociaż czasem niektóre rozwiązania sprawiają wrażenie mocno naciąganych.

Poniższy tekst nie zawiera żadnych znaczących spoilerów.

Historia w Tallowwood, na pierwszy rzut oka, wydaje się dosyć prosta — w małym miasteczku pośrodku niczego (naprawdę niczego — to znaczy środku lasu deszczowego w Australii) pojawia się trup. Zarówno mieszkańcy, jak i policjanci są w szoku — do tej pory najcięższymi przestępstwami, z jakimi przyszło im się mierzyć, były drobne kradzieże. Młody oficer policji, Jacob Porter, przy pomocy miejscowej patolożki, powiązuje „nowe” zwłoki z niewyjaśnionymi sprawami sprzed lat. Kontaktuje się on z detektywem z Sydney, Augustem Shawem, zajmującym się rozwiązywaniem spraw, które pozostały nierozwiązane przez lata. Sydnejski detektyw od lat tropi seryjnego mordercę, którego sposób działania idealnie pasuje do ciała odkrytego w Tallowwood. Jest tylko jeden problem — nikt poza nim nie wierzy w to, że ten przestępca istnieje. Nikt, poza Jacobem Porterem, oczywiście.

Jeśli w tym momencie, niektórym z was zaświeciła się lampka — to zapewne macie rację. N.R. Walker dosyć sprawnie połączyła wciągającą zagadkę kryminalną z męsko-męskim romansem. Autorka pisze zresztą wyłącznie mlm (men love men). Nie nazywam tego „powieścią gejowską” czy „gejowskim romansem” — bo te określenia na zachodzie mają trochę inną definicję i najczęściej odnoszą się do rzeczy napisanych przez i skierowanych do gejów. Mlm natomiast zazwyczaj tworzą kobiety dla… kobiet. O tym dlaczego tak jest i co z tego wynika — innym razem. 

Natomiast wracając do powieści N.R. Walker — postaci pierwszoplanowe są interesujące. Jacob, przedstawiciel aborygeńskiej mniejszości, stojący trochę pomiędzy społecznością, której jest częścią, a pracą w policji. Mimo że łączenie tych dwóch tożsamości idzie mu nieźle, to ma przez to wrażenie, że tak naprawdę nie należy nigdzie. To w połączeniu z faktem, że jest najprawdopodobniej jedynym gejem w okolicy, nie pomaga, a wręcz pogłębia uczucie samotności i alienacji. August z kolei to doświadczony przez życie agent: jego partner stał się ofiarą mordercy, w którego istnienie nikt nie wierzy. Shaw otacza się nierozwiązanymi sprawami i w nich szuka odpowiedzi i ukojenia. Przez lata, które minęły od śmierci jego ukochanego, praktycznie odciął się od ludzi i zamknął się w swoim niewielkim gabinecie, rozwiązując kolejne, niewyjaśnione wcześniej przestępstwa.

Bardzo podobało mi się to, że te dwie postaci nie są zawieszone w próżni — Jacob wyrasta z otaczającej go rzeczywistości, ma dookoła siebie znajomych i barwną rodzinę – chociaż czasem czuje się nieco samotny, ale nie jest sam. Widać po nim, skąd wyrósł. Podobnie Shaw, który zdaje się tego nie zauważać,  że otaczają go ludzie, gotowi mu pomóc. Jego historia natomiast dała mu motywację, graniczące z obsesją,, do rozwiązania sprawy.

Sama intryga jest poprowadzona w interesujący sposób — puzzle układają się powoli w logiczną całość, a rozwiązanie ma sens i widać, że cała fabuła była przemyślana. Niektóre elementy są raczej proste do przewidzenia, inne — mam wrażenie — będą stanowić zagadkę do niemal samego końca powieści. Podobnie jest z romansem, chociaż tu miałam poczucie, że pewne rzeczy dzieją się zbyt szybko — popchnięte do przodu raczej wolą autorki niż rozwojem postaci. 

Scen erotycznych nie znajdziecie ani w rankingach na najgorsze, ani wśród tych najlepszych — są napisane sprawnie, bohaterom nie wyrastają zbędne części ciała, a słownictwo nie razi. Nie należą też do groteskowo, medycznie dokładnych. Autorka zdecydowanie umie je pisać tak, aby wyczuć cienką granicę między nadmiarem detali, a klimatyczną sceną erotyczną.

Podsumowując: Tallowwood to dobra książka na jeden, dwa wieczory. Intryga trzyma w napięciu, bohaterów łatwo polubić. A to wszystko w nieco niecodziennym dla nas otoczeniu australijskiego rezerwatu dla rdzennej ludności.

Czytamy w oryginale. „Tallowwood” — najciemniej jest tuż pod latarnią

 

Tytuł: Tallowwood

Data wydania: 23.09.2019

Wydawca: BlueHeart Press

Język wydania: Angielski

Liczba stron: 375

ASIN: B07YB6LCVK

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Zdecydowanie polecam i będę zachwycona, jeśli autorka zdecyduje się wrócić do Jacoba i Augusta i pozwoli im rozwiązać kolejną zagadkę. Książka urzekła mnie Australią i bohaterami, oraz ciekawą intrygą.
Anna Kwapiszewska
Anna Kwapiszewska
Gdyby nie czytnik, stos nieprzeczytanych książek dawno stworzyłby gustowny nagrobek. Nie wierzy w guilty pleasure, kocha feminatywy i niebinarne formy gramatyczne, Star Treka, herbatę i erpegi.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Zdecydowanie polecam i będę zachwycona, jeśli autorka zdecyduje się wrócić do Jacoba i Augusta i pozwoli im rozwiązać kolejną zagadkę. Książka urzekła mnie Australią i bohaterami, oraz ciekawą intrygą.Czytamy w oryginale. „Tallowwood” — najciemniej jest tuż pod latarnią