Wszczepy dłoni do góry, to jest napad! „Cyberpunk 2077: Bez przypadku” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Bez przypadku, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Powergraph.

Cyberpunk to jedna z tych marek, obok których nie potrafię przejść obojętnie. Choć nie jestem fanką gier wideo czy stołowych RPG, z zapartym tchem śledziłam kolejne zapowiedzi CD Projekt Red dotyczące ich gradaptacji. W zeszłym roku nie potrafiłam odmówić sobie seansu serialu animowanego osadzonego w tym uniwersum (swoją drogą, naprawdę polecam), a zapowiedź powieści sygnowanej charakterystycznym logotypem skutkowała natychmiastowym dodaniem jej na listę „muszę koniecznie przeczytać”.

Witajcie w Night City!

Bez przypadku zaczyna się z przytupem, bo od zasadzki, strzelaniny i kradzieży. Grupa obcych sobie osób, które zdają się łączyć jedynie problemy finansowe, przeprowadza niezbyt profesjonalny, ale ostatecznie udany skok, by potem rozejść się w swoje strony. Niebawem jedno z nich, zachęcone pozytywnie zakończoną akcją i wizją dużego zarobku, proponuje kolejny skok. Tym razem jednak „Grupa z Przypadku”, jak sami siebie nazywają, nadepnie na odcisk niejednej grubej ryby brudnego światka Night City i nic już nie będzie jak dawniej.

Chaos…

W Bez przypadku niełatwo było mi wejść ze względu na panujący w powieści chaos. Już pierwszy rozdział, choć aż po brzegi wypakowany akcją i pozornie angażujący, nieco przytłacza liczbą niewiadomych i mnogością przeskoków pomiędzy perspektywami, z których obserwujemy wydarzenia, co wiąże się z wprowadzeniem wielu potencjalnie istotnych postaci w jednej chwili. Dopiero w rozdziale drugim miałam czas, by zacząć poznawać protagonistów i powoli łączyć imiona z opisami, sytuacją materialną, historią czy motywacjami do udziału w akcji z samego początku.

Rafał Kosik nie zrezygnował jednak z chaotycznego sposobu prowadzenia narracji, co przez jakiś czas intrygowało, ale z czasem irytowało. Dlaczego? W ramach jednego rozdziału nigdy nie śledzimy wydarzeń oczami tylko jednego bohatera. Perspektywa zmienia się kilkukrotnie, często dosłownie na kilka akapitów, by po chwili znów rzucić czytelnika w zupełnie inne miejsce… w którym nie mamy pojęcia, komu towarzyszymy. Pisząc prościej: czytamy, co ktoś robił, ale nie wiemy, kto to taki. Być może autor próbował w ten sposób imitować „filmowe” cięcia, potęgujące uczucie wartkości i ciągłego ruchu w fabule, nie wziął jednak pod uwagę, że dynamiczny montaż, także w kinematografii, nie zawsze działa na korzyść dzieła. W miarę postępów w fabule, gdy akcja się zagęściła, a protagoniści zaczęli występować w grupie zamiast solo, ten narracyjny mankament właściwie zaniknął, jednak pewien niesmak pozostał.

…i zniszczenie

„No dobrze”, powiecie, „ale może opowiedz nam coś o świecie przedstawionym i bohaterach?”. Oczywiście, bo oprócz psioczenia, od którego zaczęłam tę opinię, mogę napisać o Bez przypadku co nieco dobrego. Powieść osadzona została w realiach znanych z gry wideo czy serialu animowanego, bardzo umiejętnie oddając ten charakterystyczny, futurystyczny, a jednocześnie brudny, pełen skrajności vibe. Postaci wykorzystują nowoczesne technologie w życiu codziennym, mają ciała zmodyfikowane elektroniką, a nad bezpieczeństwem sieci w mieście czuwa Blackwall, niemalże mistyczny firewall, strzegący przez zagrożeniami z zewnątrz. Ci bogaci zdają się mieć kasy aż w nadmiarze, a najbiedniejsi ledwie wiążą koniec z końcem. Night City wydaje się miejscem bardzo nieprzyjaznym do życia, pełnym gangów, używek i problemów, ale jednocześnie jedynym, jakie jest dostępne dla obywateli. Bardzo podobało mi się, jak autor przedstawił choćby kwestię policji i przestępczości w tym futurystycznym świecie, czyniąc funkcjonariusza o imieniu Liam jednym z bohaterów, z których perspektywy poznajemy wydarzenia. Skala bylejakości, „kolesiostwa” i łapówkarstwa o kilka rzędów wielkości bije to, o czym słyszymy w mediach (i mam szczerą nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam żyć w takiej rzeczywistości).

Ale właśnie, bohaterowie. Przyznaję, początkowo kojarzyłam ich z niejakim trudem, ponieważ było ich względnie wielu i nie wiedziałam, na kim powinnam się skupić. Z czasem, na szczęście, stali się oni bardziej charakterystyczni. Szczególnie w pamięć zapadł mi Albert, małoletni i bezduszny du… ekhem, egocentryk, o wyraźnie zarysowanych planach na siebie, stawiający własne aspiracje ponad wszystko. Jak możecie się domyślić, nie pałam do niego sympatią, choć jednocześnie nie potrafię zaprzeczyć, że wydaje się całkiem spójnie opisany. Wciąż nie jestem pewna, czy chłopak miał być bohaterem pierwszo- czy drugoplanowym, niemniej nie sposób przejść obok niego obojętnie.

Reszta członków i członkiń Grupy z Przypadku wydała mi się raczej wtórna jako jednostki, ale dobrze dobrana w ujęciu całej ekipy. Mamy piękną, niemodyfikowaną elektronicznie tancerkę Ayę, samotnie wychowującą pewną dziewczynkę; stanowiącą niemal jej idealne przeciwieństwo Milenę, singielkę i negocjatorkę na najwyższym szczeblu; wybuchowego i kłótliwego Borga, oraz kreatywnego ripperdoca (chirurga instalującego i serwisującego wszczepy) Rona, o wielkich ambicjach i równie sporych długach. Szczególną uwagę warto zwrócić na Zora, ostatniego z grupy, męża zamordowanej żony i ojca zamordowanego syna1, byłego żołnierza, próbującego ułożyć sobie życie od nowa, bez wojskowych wszczepów. Jego kreacja od początku wydawała mi się ciekawa – może nie przesadnie oryginalna czy „jedyna w swoim rodzaju” – a z czasem tylko coraz bardziej zyskiwała w moich oczach, by na ostatnich kilkudziesięciu stronach zaserwować mi parę naprawdę konkretnych zaskoczeń. Szkoda, że tego typu niespodzianek nie było w tej historii więcej!

Nic nie dzieje się przypadkiem

Bez przypadku to powieść nieco pogmatwana, momentami brutalna, łącząca elementy sensacyjno-kryminalne z fantastyką naukową. W trakcie lektury cały czas coś się dzieje. Autor przygotował kilka świetnych dynamicznych sekwencji pościgów czy strzelanin i sprawnie oddał klimat uniwersum Cyberpunka 2077, nawiązując zarówno do ogólnego konceptu podgatunku, jak i pojęć oraz organizacji znanych z gry CD Project Red. Trochę żałuję, że fabularnie ta powieść nie zaskakuje nieco bardziej, że długo wydaje się kolejnym „tekstem o napadzie”, osadzonym po prostu w odmiennych realiach, a dopiero pod koniec ma miejsce coś „zrzucającego kapcie z nóg”.

Czy można czytać Bez przypadku, nie znając gry wideo? Owszem. Może ucieknie wam kilka smaczków (mnie samej pewnie to i owo uciekło, bo nie znam całości CD Projektowej produkcji), ale jeśli graliście, bądź jesteście otwarci na założenia tego podgatunku science fiction, powinniście znaleźć w tej powieści coś dla siebie.

cyberpunk 2077 bez przypadku

 

Tytuł: Cyberpunk 2077: Bez przypadku

Autor: Rafał Kosik

Wydawnictwo: Powergraph

ISBN: 9788366178984

Liczba stron: 455

 


1Tak, nawiązuję tu do filmu Gladiator z roku 2000 w reżyserii Ridleya Scotta.

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Heist fiction w futurystycznym, cyberpunkowym wydaniu.
Klaudia Ciurka
Klaudia Ciurkahttps://moje-czytadla.blogspot.com/
Książkoholiczka stawiająca pierwsze kroki w świecie gier wideo i planszówek. Seriale ogląda rzadko, ale od anime nie stroni. Kociara i herbatoholiczka z wyboru, okularnica z konieczności.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Heist fiction w futurystycznym, cyberpunkowym wydaniu.Wszczepy dłoni do góry, to jest napad! „Cyberpunk 2077: Bez przypadku” – recenzja książki