Student informatyki, ponieważ zaspał na egzamin, zostaje pracownikiem tajnej, rządowej agencji. Tym zdaniem streścić można genezę historii zawartej w książce Astralker Tomasza Sobiesiaka. I tak jak George Lucas próbował oprzeć moc Jedi na naukowych podstawach, tak debiutujący pisarz stara się znaleźć logiczne wyjaśnienie dla paranormalnych zdarzeń. W obu przypadkach nie skończyło się to za dobrze.
Seria niefortunnych zdarzeń
Posiadający dość kreatywne nazwisko Dawid Kowalczyński jest studentem pierwszego roku na jednej z warszawskich uczelni. Nie grzeszy inteligencją – świadom powagi sytuacji, w wieczór poprzedzający egzamin, uległ namowom współlokatora i postanowił wyjść z nim do pobliskiego baru. Tam daje wyraz swej lojalności przerywając flirtowanie, by rzucić się z pięściami na chłopaka, z którym przy sąsiednim stoliku całowała się jego obecna dziewczyna. Takie ekscesy kończą się w jedyny możliwy sposób. Pobity Dawid przesypia egzamin, a w konsekwencji grozi mu nawet wyrzucenie ze studiów. Wtedy jednak zgłasza się do niego znajomy z zajęć, oferując pomoc – razem włamią się do domu wykładowcy i podrzucą swoje rozwiązane testy. Plan obu studentom wydaje się wręcz genialny, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Próba oszustwa kończy się nakryciem przez gości profesora, pracowników rządowej agencji. I to nie takich zwyczajnych, posiadają oni bowiem paranormalne zdolności.
Rosyjska ruletka logiki
Jeśli poprzedni akapit przyprawił was o zawrót głowy, nie martwcie się – to dopiero początek prawie czterystu stronnicowej książki. Im dłużej będziemy zagłębiać się w historię, tym częściej czytelnik będzie zadawał sobie pytanie: „Co tu się dzieje?”. Fabuła wręcz została zbudowana z logicznych dziur, a zdarzenia bywają przedstawiane w kolejności zrozumiałej zapewne tylko dla autora. Poszczególne wątki pojawiają się tylko po to, by potem zniknąć i nigdy więcej nie powrócić. Dla równowagi te, które omawiane są dłużej, zbudowane są z oczywistości. Który czytelnik uwierzy, że całostronicowy opis postaci pijącej wodę, kompletnie nic nie wnosi? Większość od razu przyjdzie do głowy, że nie jest to zwykły napój. Autor najwyraźniej nie wierzy w inteligencję swych odbiorców, prezentując ten fakt jako niespodziewany twist. Ten przykład to tylko kropla w morzu bezsensu, ziarnko piasku na pustyni braku logiki. Nie wiem skąd Tomasz Sobiesiek czerpał informacje o działaniu służb wywiadowczych, ale wątpię, by było to znane raporty bądź publikacje. Skłaniam się raczej do kryminalnych seriali z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku.
Naukowe zachcianki
Połączenie świata nadprzyrodzonego ze znaną nam i opartą na nauce rzeczywistością mogło przynieść bardzo ciekawe efekty. Rzeczywistość, w której ludzie są świadomi istnienia zjawisk paranormalnych i koegzystują z nimi to dobry fundament nawet dla całego uniwersum. Problem w tym, że nie tylko musi się on spodobać czytelnikom – powinni w niego uwierzyć. A tym przypadku będzie to bardzo trudne, głównie z powodu tego, że autor na każdym kroku stara się nam wmówić, że dosłownie wszystko można wytłumaczyć naukowo. Opuszczanie swojego ciała i poruszanie się po świecie w formie niematerialnej? To tylko wkraczanie w kolejny wymiar. Wszyscy znamy trzy podstawowe wymiary, dzięki teorii względności złączone z czwartym, czasem. Tak naprawdę jest jednak jedenaście kwantowych wymiarów, a po szkoleniu można uzyskać dostęp nawet do dwudziestu czterech! Gdy główny bohater w przebłysku geniuszu pyta swojego opiekuna: „Dlaczego widzi w swej bezcielesnej formie, skoro światło to fizyczna wiązka fotonów”?, dostaje tylko wymijającą odpowiedź. W świecie Astralkera wszystko ma podłoże naukowe, jeśli tylko autorowi starczyło wyobraźni i mądrych słów zaczerpniętych z książek popularnonaukowych.
Kraj piękny, tylko ludzie…
Świat stworzony przez Sobiesiaka jest w swych założeniach bardzo ciekawy – w Polsce istnieje agencja rządowa wykorzystująca w praktyce paranormalne zdolności pracowników. Nie da się jednak bliżej poznać, a co dopiero polubić, którejkolwiek z wykreowanych postaci. A główny bohater to dziewiętnastolatek o wyobraźni przedszkolaka. Pierwsze, co robi po nauczeniu się, jak opuścić własne ciało, to leci podglądać sąsiadkę. Agenci, z którymi później współpracuje, są parodią samą w sobie. Sztuczni, na siłę stereotypowi, zachowujący się jak Chuck Norris, choć tak naprawdę niewiele potrafią. Postacie drugoplanowe są tylko tłem dla rozgrywających się na pierwszym planie irracjonalnych działań na– trochę szkoda, bo czuć w nich ukryty potencjał. Mam nadzieję, że zostaną rozwinięte w kolejnej części. Ta zapewne powstanie – Astralker otworzył kilkadziesiąt wątków, z czego połowę zignorował w trakcie historii, a połowę zakończył cliffhangerem.
Nie żałuję wizyty, ale nie wrócę
Książka Sobiesieka przepełniona jest absurdami. Rządowa jednostka pełna agentów z supermocami, zajmująca się ochroną podrzędnego wykładowcy; szkolenie na paranormalnego żołnierza obejmujące cykl wykładów, medytację prowadzone przez typowego sierżanta sadystę. Brak własnego rozumu głównej postaci, zmieniającej zdanie w zależności od kierunku wiatru, i wpadającej we wściekłość, gdy ktoś próbuje ją do czegoś przekonać. Wątki wpisane na siłę, tylko po to, by być śmiesznym bądź na czasie: żarty z Paulo Coelho i Harry’ego Pottera, nietrafione nawiązania do anime. Nikomu niepotrzebne sceny seksu oraz sztucznie brzmiące wulgaryzmy w dialogach postaci. Pomimo tego jednak, jest to świat, który mnie zaciekawił i wciągnął bez reszty – wrócę do niego, gdy autor przyłoży się do swojego dzieła.
Tytuł: Astalker
Autor: Tomasz Sobiesiek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 393
ISBN: 978-83-7964-402-5