Eddie Murphy to ikona komedii z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a Książę w Nowym Jorku (org. Coming to America) to jedna z jego najbardziej rozpoznawalnych ról, tuż obok Gliniarza z Beverly Hills i Osła w Shreku. Wciąż można oglądać go w nowych produkcjach, ale chyba nikt się nie spodziewał, że ponownie zagra księcia, teraz już króla, Akeema. Cóż, czterdzieści lat na dużym ekranie i czterdzieści filmów na koncie to bardzo dobry dorobek, który zna nie tylko moje pokolenie z lat osiemdziesiątych.I uwaga, mogą pojawić się spoilery.
Trzydzieści trzy lata później
Pojawił się pewien ciekawy trend wykopywania kultowych filmów z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, który pokazuje losy bohaterów X lat później. Przykładem może być serial Cobra Kai, jako świetnie zrealizowana kontynuacja The Karate Kid. Podobny zabieg przytrafił się Potężnym Kaczorom, acz na efekt trzeba jeszcze chwilę poczekać. I na przejażdżkę tą karuzelą załapał się także Książę w Nowym Jorku.
Czy jest to potrzebna kontynuacja? Niekoniecznie. Nikt się jej nie spodziewał, bo też co można więcej dodać? Pewne klasyczne komedie mają to do siebie, że wpasowują się świetnie wątkami humorystycznymi w wymagania odbiorców minionych lat, ale odświeżone niekoniecznie trafią do współczesnego widza. Byłam przekonana, że z tego nie wyjdzie nic dobrego, a potem przyszedł Eddie Murphy i pozamiatał.
Synu, masz syna, a w zasadzie bękarta
Fabuła jest prosta niczym konstrukcja cepa. Cały pomysł opiera się na tym, że w Zamundzie panuje silny patriarchat — następcą tronu może być jedynie mężczyzna, a biedny Akeem został obdarzony pięknymi i zdolnymi córkami. Król Jaffe Joffer (James Earl Jones) jest tym niepocieszony i przed swoją śmiercią wyjawia synowi pewien sekret, o którym wiedział on i usłużny Semmi (Arsenio Hall): książę Akeem ma nieślubnego, męskiego potomka gdzieś w Queens. Jak do tego doszło? Nie przypominam sobie przygodnego seksu w Księciu w Nowym Jorku. Ależ oczywiście, że był! Semmi pamięta ten moment bardzo dokładnie, Akeem nieco mniej.
Koniec końców król Jaffe Joffer umiera w trakcie swojego pogrzebu — tak, to wcale nie jest błąd — a Akeem decyduje się na podróż do Ameryki, żeby przywieźć do Zamundy następcę tronu i zrobić to zanim Generał Izzy (Wesley Snipes) z Nexdorii ruszy zbrojnie na jego królestwo.
Najlepszy pogrzeb na świecie
Największa impreza fabularna, która ma przyciągnąć całą nostalgię świata, dzieje się w pierwszych piętnastu minutach filmu. I nie da się o niej nie wspomnieć, bo nadaje charakter całości. Król Jaffe Joffer uznaje, że jego pogrzeb będzie tak niesamowity i spektakularny, że powinien w nim uczestniczyć i wyprawia go sobie zanim umrze. Logiczne. I kiedy Morgan Freeman wygłasza mowę pochwalną najcudowniejszego króla, zaczyna się część teatralno-muzyczna, w której gwoździem programu okazała się mała kolaboracja En Vogue i Salt ‘N’ Pepa — świetna przeróbka Watta Man. To się nazywa mieć w swoim filmie dobre cameo gwiazd. Po czym, jak łatwo przewidzieć, król umiera.
W tym momencie, pomijając oczywiście śmierć, uznałam, że ta dziwna kontynuacja nie jest klapą. Twórcy musieli przewidzieć, że jedyny możliwy sposób na to, żeby całość się udała, to wykorzystanie formy rozrywki z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, odwoływanie się do żartów z filmowej jedynki i odwrócenie motywów dla lepszego efektu.
Oni mają łuki, my mamy arkady
Jako widz nie oczekiwałam wiele po dowcipach. Odgrzewane kotlety nie zawsze smakują, a Książę w Nowym Jorku to komedia, gdzie standardowe żarty jeszcze były okej. Pewne schematy przechodziły bez większego zastanawiania się nad nimi, więc film, który zaczyna od posiadania męskiego spadkobiercy, może się okazać bardzo nie na czasie (żeby określić to delikatnie). Ale było dobrze, a przynajmniej mam takie wrażenie z mojej perspektywy białej cis kobiety.
Eddie Murphy znów wcielił się w kilka zabawnych ról. Randy Watson and the Sexual Chocolate? Jestem na tak! Ale powracają też Saul i Clarence z Barber Shopu (razem z Babą i Morrisem granymi przez Arsenio Halla), kolejny raz z tą nienaganną charakteryzacją.
Nie będę zdradzać wszystkich wisienek na torcie, jest ich kilka. Łącznie z porównaniem McDonald’s i McDowell’s. Klasyk.
Nowy komediowy nabytek
Wszyscy dostępni aktorzy odtwarzają swoje role w Coming 2 America, ale ponieważ akcja dzieje się dobre trzydzieści lat później, to oczywiście stworzyło miejsca dla zupełnie nowych twarzy w królestwie Zamundy i w krainie Queens. I jeszcze sąsiednia Nexdoria — tak, to po prostu kraj, który jest „next door”. Wesley Snipes to najlepszy Generał Izzy, o jakim mogłabym marzyć. Jego rodzina i armia to cudowna zbieranina postaci i absolutnie wszyscy mają te kocie ruchy, które nadają najwięcej komizmu sytuacji. I chyba nikt do końca nie wie, dlaczego on właściwie chce atakować Zamundę…
W trzy córki Akeema wcielają się kolejno wiekiem: Kiki Layene jako Meeka, Bella Murphy (córka Eddiego) — Omma, Akiley Love — Tinashe. Nie ma ich za wiele na ekranie, mimo że najstarsza powinna być w centrum zdarzeń. Trochę szkoda, ale też forma fabuły stawia ją nieco z boku (podobnie jak zasady panujące w monarchii Zamundy).
W bękarciego syna, Lavelle’a Junsona, wciela się Jermaine Fowler, o całkiem pokaźnej filmografii. Można go kojarzyć z dość dziwnego filmu Sorry to Bother You, do którego nawiązano w jednym małym żarcie. Jego matką — Mary Junson — jest rozpoznawalna komediantka Leslie Jones od lat występująca w Saturday Night Live, a na dużym ekranie pojawiła się w nowych Ghostbusters oraz netflixowym Death to 2020.
Aktorzy bardzo dobrze z sobą współgrają, rozumieją nieco prześmiewczy charakter filmu i nikt nie bierze go na poważnie. Bo co do tego ostatniego to nie ma wątpliwości. Coming 2 America, prócz oczywiście zarobienia na sentymentach, miało śmiać się z oryginalnego Księcia w Nowym Jorku — takie jest moje zdanie.
Podróż sentymentalna
Bez wątpienia film dla tych, którzy miło wspominają ten z 1988 roku. Ale specjalnie go nie obejrzałam, żeby zobaczyć, czy dwójka jest w stanie obronić się sama. Częściowo. Bo tylko dla kogoś, kto pamięta kiczowatość komedii z lat osiemdziesiątych i potrafi przymknąć oko na pewne gagi i dowcipy. Młody widz, taki współczesny nastolatek, raczej nie zrozumie połowy smaczków, a może nawet uzna film za głupi i niesmaczny. Dlatego też ciężko jest go ocenić obiektywnie. Na trzech najbardziej znaczących serwisach (IMDB, RottenTomatoes, Metacritic) Coming 2 America plasuje się gdzieś w połowie skali (5/10 czy też 50%), z wahaniami w obie strony. To oznacza, że nie jest to film dla każdego i pewnie zaliczy kilka nominacji do Złotych Malin.
Nie jestem zdziwiona
Uważam, że film poradził sobie znacznie lepiej niż zakładałam. A to już coś znaczy. Na plus na pewno zaliczyłbym świetną charakteryzację, dobrą grę aktorską oraz nietuzinkowe gościnne występy. Tak, fabuła jest momentami dziurawa jak ser szwajcarski i nieco niemądra, ale też ciągnie ona to, co znamy z Księcia w Nowym Jorku — niewielki powód by bronić króla Akeema.
Cóż, Coming 2 America to film, o którym się mówi, co generuje oglądalność, a o to przecież chodzi. Kasa musi się zgadzać.
Tytuł oryginalny: Coming 2 America
Reżyseria: Craig Brewer
Rok premiery: 2021
Czas trwania: 1 godzina 50 minut