Bramy Światłości to jedna z tych powieści, na które czekałam z niecierpliwością. Wiele razy zastanawiałam się, jak potoczą się dalsze losy wyprawy do Stref Poza Czasem i jej członków. Trzeba przyznać, że pod koniec tomu pierwszego Maja Lidia Kossakowska pozostawiła czytelnika z niezłym mętlikiem w głowie. Czy Daimon przeżył? Czy Piołun wyjdzie cało z niebezpiecznej sytuacji? Czy Lucyferowi uda się porozmawiać z Panem?
Kilka odpowiedzi, jeszcze więcej pytań
Akcja drugiego tomu Bram Światłości rozpoczyna się w momencie zakończenia pierwszego. Daimon wraz z Piołunem spadli do Wodospadu Dusz, z którego nikomu nie udało się wcześniej ujść z życiem. Nie ma co ukrywać, że cała ekspedycja znalazłaby się w poważnych tarapatach, gdyby ci dwoje zginęli. Na szczęście, jak to w sytuacjach kryzysowych bywa, wspólnymi siłami udaje się jakoś pomóc nieszczęśnikom. Właściwie to prawie wspólnymi, gdyż nie można zapominać o odpowiedzialnym za całe zajście zdradzieckim Matariśwanie. Na jego przykładzie Kossakowska pokazuje, jak niebezpiecznym uczuciem jest zazdrość i do czego może posunąć się owładnięta nią osoba. Łatwo się więc domyślić, że główny obiekt nienawiści Matariśwana – Daimon– jak zwykle nie będzie miał lekko.
Oprócz głównego wątku, jakim jest wyprawa do Stref Poza Czasem, czytelnik śledzi również wydarzania, które dzieją się w Królestwie i Głębi. Udawanie Lucyfera nie przychodzi Razjelowi łatwo, a na dodatek cierpi z samotności, gdyż jedynymi istotami, z którymi może swobodnie porozmawiać są demon Belial i widmokotek Nefer. Wcale nie pomaga fakt, że nagle na scenę wkracza głębiańska bezpieka z Nergalem na czele.
W tym tomie autorka dość dużo uwagi poświęciła Asmodeuszowi i prowadzonej przez niego wyprawie ratunkowej. Muszę przyznać, że bardzo mnie to ucieszyło, gdyż Zgniły Chłopiec jest jedną z moich ulubionych postaci całej serii. Do tego reprezentuje wartości, których trudno się spodziewać po mieszkańcu Głębi.
Barwne Strefy Poza Czasem
Kossakowskiej na pewno nie można odmówić wyobraźni. Czytelnik zwiedza Strefy zarówno z główną ekspedycją, jak i z wyprawą ratunkową Asmodeusza. Tereny potrafią bardzo się od siebie różnić, tak samo zresztą jak wierzenia na nich występujące. Pojawiające się postaci są rodem z mitologii hinduskiej i, tak samo jak tamtejsze bóstwa, potrafią być ogromnie niebezpieczne. O czym boleśnie przekona się Daimon, z którym nie raz trzeba przebędziemy dziką i zwodniczą dżunglę, by za chwilę trafić do starożytnego miasta, którego mieszkańcy kochają krew. Szczególnie obcą.
Lekki niedosyt
Przyzwyczaiłam się już do potęgi Skrzydlatych i Głębian, jednak nadal brakuje mi w książce Kossakowskiej pewnego elementu nadprzyrodzonego. Co prawda Razjel ma swoją magię, ale co z resztą? Daimon dzierży potężną Gwiazdę Zagłady, ale bez niej jest tylko silnym żołnierzem Królestwa. A co z Imperatorem Głębi? Jakoś dziwnie czyta się o Lucyferze, którego jedyną bronią jest sztylet i pięść. Jak to możliwe, że prawowity władca Piekła nie dysponuje żadną inną mocą? We wcześniejszych częściach cyklu nie było to aż tak widoczne, jednak w drugim tomie Bram Światłości zdarzyło się kilka sytuacji, w których takie rozwiązanie wyraźnie razi.
Drugą kwestią, do której mogłabym się przyczepić, to zachowanie Razjela w Głębi. Skrzydlaty źle się czuł, udając Lampkę, przeżywał kryzysy, jednak pozwolenie sobie na brak czujności i popełnienie błędu przy głebiańskiej bezpiece zupełnie nie pasowało mi do jego charakteru. W końcu nie bez powodu nazywa się go Panem Tajemnic, prawda? Ten tytuł zupełnie do niego nie pasuje, od kiedy tymczasowo objął tronu w Piekle.
Faza przejściowa
Nie ma co ukrywać, drugi tom Bram Światłości jest właśnie etapem przejściowym. Czytelnik otrzymał kilka odpowiedzi, jednak został z jeszcze większą liczbą nowych pytań. Cel ekspedycji został trochę zapomniany i trudno orzec, jak daleko udało się dotrzeć jej członkom. Kossakowska nie skupiła się na wyprawie w tej części, przez większość powieści bowiem biegamy z Daimonem po zdradzieckiej dżungli, a w pozostałych scenach obserwujemy poczynania Razjela w Głębi oraz postępy Asmodeusza, starającego się odnaleźć Lucyfera. Jednak nie mogę powiedzieć, że jest to zły etap przejściowy. Wydarzenia są ciekawe, krainy barwnie opisane, na bohaterów czeka mnóstwo przeszkód do pokonania. Bramy Światłości czyta się z dużą przyjemnością i z pewnością powrócę do tego tomu, jednak mam nadzieję, że w trzeciej części autorka wróci do głównego wątku.
TUTAJ znajdziecie recenzję pierwszego tomu.
Tytuł: Bramy Światłości
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 560
ISBN: 978-83-79643-042