24 twarze szaleństwa. „Człowiek o 24 twarzach” – recenzja książki

-

Billy Milligan. Oszust, kryminalista i brutalny gwałciciel? Czy jedynie wykreowana przez nieprzychylnie nastawioną opinię publiczną medialna powłoka osobowości, która… nijak ma się do jego prawdziwej tożsamości? Czy historia tego niestabilnego, pozbawionego hamulców przestępcy rzeczywiście wskazuje na to, iż we wciąż ewoluującym i niezgłębionym świecie psychiatrii medycznej natrafiamy na przypadki osobowości wielorakiej, która nie pozwala uplasować człowieka z konkretnym nazwiskiem i sprecyzowanym rodowodem jako prawdziwego członka danego społeczeństwa?
24 imiona w jednym ciele

Przedstawiając pokrótce głównego bohatera książki Daniela Keyesa, zamiast nazywać go Billym, powinnam użyć zarówno imienia Danny, Alex, jak i Christene, bo to niekwestionowanie przodujące w tym ciemiężonym zaburzeniami psychicznymi mężczyźnie postacie, które powodują w nim rozszczepienie osobowości na dwadzieścia cztery różne sposoby. Nie skłamię mówiąc, iż niemalże co kilkadziesiąt sekund.

Te wszystkie osoby, o których stałej obecności uśpiony Billy wstydzi się rozmawiać, mieszkają w umyśle i ciele jednego człowieka. Przechodzą od szeptu w krzyk, podpowiadając aktywności, niebędące dla niego klarownymi do moralnego ich osądzenia. Nie raz zmuszają go one do dokonania zbrodni, której popełnienia skulony i przestraszony gdzieś w głębi obłąkanego mężczyzny „prawdziwy” Billy całkowicie się wyprze.

Bo Billy to tylko drobna cząstka bezsprzecznie najdziwniejszego przypadku osobowości wielorakiej w historii współczesnego wymiaru sprawiedliwości. Jedyna w swoim rodzaju krucha istota, składająca się z dwudziestu czterech skonfliktowanych, zróżnicowanych wiekiem, charakterem i życiowymi pragnieniami skrajnych osobowości. Chłopiec od wczesnego dzieciństwa tłamszony, upokarzany i regularnie gwałcony przez niestabilnego emocjonalnie ojczyma, którego zwichrowana psychika uciemiężona jest napadami niekontrolowanej wściekłości, przeplatanymi fazami głębokiej depresji i niespodziewanej ekstazy, wykonywanych za zgodą i wstawiennictwem manewrujących nim kilkudziesięciu głosów. To właśnie one każą mu niekiedy odzywać się i pisać równocześnie w kilku językach z różnych stron świata, sprytnie manipulować przeprowadzającymi z nim wywiad lekarzami, aby jak najszybciej z powrotem znaleźć się w ośrodku o mniej zaostrzonym rygorze, czy w końcu wsiąść na pokład samolotu pierwszej klasy do Londynu, by już za kilka chwil poradzić mu z tego samego samolotu wyskoczyć.

Ile razy, w ciągu jednego dialogu, przed sądową panią psycholog ukłoni się prawdziwa wersja Billy’ego Milligana? Pytaniem kluczowym jest jednak: czy takowa wersja w ogóle istnieje? Głośna sprawa brutalnych gwałtów popełnionych na trzech kobietach na Uniwersytecie Stanowym Ohio z lat siedemdziesiątych postawiła nieświadomego popełnionych przez siebie przestępstw dwudziestokilkuletniego wówczas Williama Milligana na świeczniku opinii publicznej, przez co stał on się osobą powszechnie rozpoznawalną, a jego postać, za sprawą emocjonującego procesu, przez długi czas utrzymywała się na pierwszych stronach najważniejszych ogólnokrajowych gazet. Wariat? Skandalista? Czy pokrzywdzona przez życie ofiara, potrzebująca rygorystycznej  psychiatrycznej opieki?

Mieszanka gatunków

Napiszę krótko: Człowiek o 24 twarzach to najlepszy i najbardziej oryginalna biografia z elementami reporterskiej wprawy, po jaką udało mi się sięgnąć w przeciągu ostatniego roku. Właściwie cała moja opinia dotycząca tej niezwykłej pozycji mogłaby skończyć się dokładnie w tym miejscu, a każdy z was miałby praktycznie pełen obraz uczuć, jakie wobec niej żywię i które im więcej czasu od odłożenia tej książki na półkę mija, coraz bardziej tętnią uwielbieniem. Byłoby to jednak skrajnie niesprawiedliwe wobec niepodważalnego faktu, obok którego nie mogę przejść obojętnie – Człowiek o 24 twarzach to piekielnie dobra książka, absolutnie zasługująca na wszystkie, nawet i wielostronicowe pochwały, przed którymi nie należy się wahać.

To, co z materiału na wciągającą i zarazem pełną niedomowień opowieść non-fiction robi Daniel Keyes, jest wprost niewiarygodne, jak na opowieść tego pokroju. Narrację historii o Billym autor prowadzi bowiem w sposób tak dynamiczny i niepozwalający oderwać od niej wzroku, iż dosłownie przepada się w tę z pozoru nieangażujące, reporterskie spostrzeżenia jak śliwka w kompot.

Studium postaci kryjącej w sobie aż dwadzieścia cztery zróżnicowane i całkowicie odbiegające od siebie charaktery, które w ciągu kilkunastu sekund są w stanie zamieniać się rolami i manewrować działaniami Billy’ego, było do skonstruowania, jak i przekazania, laickiemu czytelnikowi zabiegiem niezwykle skomplikowanym i mozolnym, biorąc pod uwagę liczbę i różnorodność wykreowanych w jednym ciele osobnych dusz. Wymagało to od autora zdecydowanego, analitycznego zagłębienia się w mentalność głównego bohatera, co koniec końców wydaje się być właśnie końcowym czynnikiem, który uplasował Człowieka o 24 twarzach na pozycji literackiego arcydzieła.

Powieść napisana jest bowiem w dużej mierze z perspektywy wszystkich osobowości Billy’ego, które na przełomie całego jego życia, od chwil wczesnego dzieciństwa, kiedy to straumatyzowany wskutek kilkuletniego dręczenia i psychicznego znęcania się nad nim przez ojczyma, po raz pierwszy nie reaguje na swoje imię, utożsamiając się z osobowością trzyletniej Christene. Nowe, coraz to niebezpieczniejsze i w zastraszającym tempie tracące wszelkie hamulce, postaci podążają za nim krok w krok, w najmniej oczekiwanych momentach ujawniając swoją egzystencję.

Nie ma czasu na odpoczynek

Szybkość i agresywność, z jaką poszczególne wcielenia przemawiają w głowie głównego bohatera oraz ich ekspresja, bezustannie popychająca go do działania w imieniu każdej z mieszkających w jego umyśle osób, są elementami niezwykle angażującymi, a co niezmiernie ważne, ich dynamiczność w żaden sposób nie dekoncentruje ani rozprasza czytelnika, przytłaczając go swoją uciążliwą rotacją. Wręcz przeciwnie – sprawia ona, iż z trzęsącymi się dłońmi i mocno bijącym sercem oczekuje on na to, która z osobowości Billa odezwie się w danej sytuacji jako pierwsza – czyja przejmie stery tym razem.

Sam autor pełni tu rolę pośredniego obserwatora, który wkłada niemały wysiłek w próbę zintegrowania poszczególnych cech osobowości Milligana tak, by powstanie biografii tego ekstraordynaryjnego człowieka doszło w końcu do skutku. Życie przestraszonego i przytłoczonego „tysiącami głosów” Billa to istna sinusoida sromotnych porażek i żmudnych progresów, umożliwiających mu choć krótkie okresy świadomości na tyle stabilnej, by osobiście, bez wpływów manewrującymi nim postaciami składać zeznania w sprawie oskarżeń o gwałty i molestowanie seksualne.

Pierwsza taka historia

Daniel Keyes porywa nas w podróż po nieskończenie skomplikowanej i zaburzonej mentalności obłąkanego, stłamszonego przez wymagania, fetysze i rozkazy kilkudziesięciu osób mężczyzny, którego przypadek przyrównać można do miana ewenementu na miarę współczesnej psychiatrii medycznej oraz amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.

Sposób, w jaki Keyes oddaje hołd temu niezwykłemu pacjentowi, wychwycić można w pojedynczych zdaniach refleksji, przeplatanych z nieustająco pędzącą do przodu akcją. Przez całą drogę, wraz z lekturą, niejednokrotnie zostajemy zwodzeni i wprowadzeni w powtarzający się błąd – Człowiek o 24 twarzach w żadnym razie nie przypomina bowiem jakiejkolwiek książki non-fiction, która kiedykolwiek pojawiła się w waszych rękach. To pulsująca wraz z tętnem czytelnika powieść grozy, kryminał, literatura akcji i tytuł dla miłośników niedopowiedzianych i emocjonujących historii rodem z dobrej jakości horroru w jednym. W tym niebywałym, jedynym w swoim rodzaju przypadku opisuje ona prawdziwe, traumatyczne wydarzenia, o których istnieniu większość z czytelników sięgających po dzieło Keyesa prawdopodobnie nigdy wcześniej nie miała pojęcia.

Książka swoich bohaterów oddaje w sposób tak autentyczny, żywy, pozbawiony upiększeń i kurtuazyjnych eufemizmów, iż momentami całkowicie odbiega ona od realiów własnego gatunku, wybiegając intencjonalnie bardziej w stronę wielobarwnej i wielowątkowej powieści, niżeli suchej i bezpłciowej literatury faktu. Jest to zatem kolejna zaleta, która przyciągnąć winna szczególnie tych czytelników, jak do tej pory nie utożsamiających swoich literackich preferencji z tytułami non-fiction. Historia ukrytego głęboko pod powierzchnią psychicznych zawirowań i mentalnych rozkojarzeń Billy’ego i jego dwudziestu czterech ukrytych osobowości całkowicie łamie wszelkie narzucone gatunkowi schematy, porwawszy odbiorcę w opowieść prawdziwą aż do bólu, ciężką, ale i inteligentnie i emocjonująco skonstruowaną, od pierwszych stron książki, aż po jej ostatnie, dopracowane do perfekcji sentencje.

Keyes bardzo dobrze radzi sobie również z empatycznym zrozumieniem i elementem zwykłego ludzkiego współczucia, jakim darzy kontrowersyjną postać Milligana, jednocześnie całkowicie burząc koncepcję i stereotyp krwawego mordercy, jaką w latach siedemdziesiątych XX wieku swoich obywateli raczyły szanowane amerykańskie gazety. Dzięki temu jesteśmy w stanie poznać niemalże cały koncept jego osobowości, w którym popełnione przez niego w nieświadomości zbrodnie stanowią jedynie ułamek niezgłębionej przepaści – jego wielokrotnie zduplikowanej duszy. Billy to w tym przypadku klucz do namalowania obrazu niezwykle złożonego studium postaci, w ostatecznym rozrachunku stanowiącego jedno z największych literackich zaskoczeń ostatnich lat.

Bezbronne dziecko, któremu nikt nie pomógł

To nieprawdopodobne i przerażające jednocześnie, na jak wiele sposobów człowiek jest w stanie skrzywdzić swe dorastające dziecko, u którego w efekcie tych bestialskich zachowań kiełkują psychopatyczne skłonności. Daniel Keyes burzy schematy i otwiera oczy na owiane tabu problemy współczesnej psychiatrii. Jak wskazuje na to przykład Billy’ego Milligana – są one w stanie sprawić, iż chory z jednej strony staje się znany światu, lecz z drugiej – przez swoje schorzenie postrzegany jest jako budzący strach potwór.

Ogromnie cieszę się z tego, iż ta książka powstała i skłonna jestem również oddać hołd wszystkim medykom i terapeutom, którzy niejednokrotnie poświęcili życie swoje i swoich rodzin, aby pomóc Milliganowi wyjść z najgorszych okresów jego choroby, oraz aby umożliwić mu spędzenie reszty życia w ośrodkach, w których pieczę nad nim sprawowali zaufani jemu oraz wszystkim jego osobowościom medycy.

Jak by nie podchodzić do tej zadziwiającej zbieżności, Człowiek o 24 twarzach to literatura, która wyszła spod pióra mistrza słowa, jakiej od dawna nie spotkałam. To książka reprezentująca pisarstwo nie tylko stylowo i językowo rewelacyjne, ale i innowacyjne i modernistyczne. Pozycja ukazuje swój gatunek nie jako zaszufladkowaną w jedynie płaską i usianą faktami relację, ale jako tętniącą i wyrwaną niczym z dobrego thrillera enigmatyczną zagadkę. Nie raz przetrzecie oczy ze zdumienia. Aż nie chce się wierzyć, iż ta trauma i dramat wydarzyły się naprawdę. O tym trzeba głośno mówić. Po to koniecznie trzeba sięgnąć!

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

O tym trzeba głośno mówić. Po to koniecznie trzeba sięgnąć!

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

O tym trzeba głośno mówić. Po to koniecznie trzeba sięgnąć!24 twarze szaleństwa. „Człowiek o 24 twarzach” - recenzja książki